Ostatnio na dyżurze stwierdziłam, jak ja tęsknię za czasami, kiedy pandemii nie było. Wolałam, kiedy na dyżurze borykaliśmy się z ogromem tzw. pacjentów bez skierowania, którzy zgłaszali się z bólem nóg od 2 miesięcy albo zadraśnięciem na palcu nie nadającym się do szycia. To większa część pacjentów w SOR. Wszystko zmieniło się, kiedy do Polski dotarł wirus Sars-Cov-2 zwany koronawirusem.
Na początku każdy z nas podchodził do tego powiedziałabym »na spokojnie«, była grypa to i to przeżyjemy. Okazało się zupełnie inaczej. Pamiętam jak w marcu na SORach były pustki, ludzie trafiali do nas naprawdę chorzy, brak było pacjentów bez skierowań zwracających się raczej »hobbystycznie« na SOR. Posiadanie pacjenta z dodatnim wynikiem COVID19 było wydarzeniem. Widzieliśmy, że społeczeństwo się boi, do czasu…
Od września cały personel medyczny pracuje, nie przepraszam, HARUJE na 200% normy. Wiem, że zaraz pomyślicie sobie, że taki zawód sobie wybraliśmy, owszem zgadza się. Ale gdyby ktoś mógł przewidzieć aktualną sytuację, myślę, że zawód medyczny wybrałoby dużo mniej osób, bądź podjęłoby decyzję o przekwalifikowaniu się. Ten, kto wykonuje ten zawód albo to kocha albo jest szaleńcem. To nie jest normalne. Codziennie wychodzimy do pracy ze strachem, jaki będzie kolejny dyżur, czy podołamy presji i się nie zarazimy.
Pacjentów aktualnie w SORach jest zatrzęsienie, bywają dyżury, że karetki czekają z pacjentami po kilka godzin, bo brak jest wolnych izolatek. Ratownicy medyczni z zespołów pogotowia ratunkowego muszą sprawować pieczę nad takimi pacjentami i wydzwaniać czy inne SORy nie dysponują wolną izolatką. To nie do pomyślenia. Dodatkowo warto wspomnieć, że oprócz tych pacjentów z podejrzeniem COVID19, duszących się, gdzie ich saturacja, czyli poziom wypełnienia krwi tlenem, często wynosi poniżej 70% trafiają do nas pacjenci z udarami, zawałami czy urazami.
Pracy jest nie dwa razy więcej jest dziesięć razy więcej. Trzeba pilnować, aby pacjenci niepodejrzani o posiadanie wirusa nie kontaktowali się ani nie przebywali z pacjentami z objawami COVID19 bądź pacjentami z dodatnim wynikiem. W SOR nigdy nie wiesz z kim masz do czynienia, ludzie kłamią, są nieświadomi zagrożenia. Bardzo często osoby starsze podają, że przez okres pandemii przebywają wyłącznie w domu, boją się, lecz później okazuje się, że odwiedzają ich dzieci, wnuki, zarażają dziadków, którzy, niestety, chorują, bardzo ciężko, a coraz częściej umierają.
Przeczytałam parę tygodni temu anegdotkę, że podczas przyjmowania pacjentów do SOR dajemy do podpisania ankietę, że pacjent posiada koronawirusa. To, oczywiście, bzdura. Mamy ankietę epidemiologiczną, która jest naszym niezbędnym narzędziem pracy – mówi nam czy pacjent ma objawy COVID19 bądź czy miał styczność z osobą zarażona. Stykamy się również z osobami, które nie wierzą w istnienie wirusa, uznają nas za zbrodniarzy otrzymujących »premie« od rządu za zastraszanie i głoszenie nieprawdy o istnieniu wirusa. Czasem po wizycie zmieniają zdanie, nie zawsze.
Boli kiedy słyszymy, jak oskarża się nas o śmierć ludzi, o kłamstwa, o branie dodatkowych pieniędzy za procedury medyczne. Słyszałam ostatnio, że dostaję 50 zł za pacjenta z COVID19. Tylko, że od dłuższego czasu wypłata moja ani moich kolegów – medyków nie wzrosła. Obietnice premiera, jakoby rząd nam gwarantował 100% dodatku, nie jest dla nas żadną gwarancją, dopóki nie zobaczę to nie uwierzę. Ale tu nie o pieniądze chodzi.
Pamiętam czasy, gdy nam klaskano, przywożono posiłki i napoje, jak nam dziękowano, ale wtedy mieliśmy maksymalnie 500 osób zarażonych dobowo. Teraz mamy po ok 25 tysięcy dobowo to się nami gardzi, oskarża za aktualną sytuację, za procedury, które przecież usilnie staramy się wykonać należycie, za to, że każdy z nas, każdego dnia staje na głowie na dyżurach i wypruwa sobie żyły, aby pomóc ludziom. Nie będę narzekać na warunki pracy, wszędzie, teraz są takie same. Ratownicy medyczni w zespołach wyjazdowych większość dyżuru 24h spędzają w kombinezonach, często na powietrzu oczekując na zdanie pacjenta. My za to w SOR »gotujemy« się w tych ubraniach.
Ostatnio przeczytałam, że ludzie mają nakaz nosić »zwykłe« maski i kombinują jak by to obejść, albo noszą na brodzie, albo narzekają jaka to im krzywda się dzieje. A my, ratownicy, pielęgniarki, lekarze, salowe, sanitariusze, laboranci, rejestratorki ubieramy się w kombinezony i maski z filtrami, wiecie dlaczego? A dlatego, że jeśli ktoś z nas zachoruje to nie będzie miał kto się wami zajmować. Chodzimy w nich czasem 24h i jakoś dajemy radę, nikt nie narzeka, cieszymy się, że je mamy i nie ma wytłumaczenia »mam astmę«, »nie mogę, bo mi lekarz pozwolił«. Antymaseczkowcom powiedziałabym, że gdyby maseczki nie działały to w szpitalach nie miałby już kto pracować, drodzy Państwo. Każdy z nas boi się wracać do domu do najbliższych, większość z nas nie odwiedza swoich rodziców, pozostają rozmowy online, wszystko dla ich bezpieczeństwa.
Wniosek jest jeden dopóki całe społeczeństwo nie zrozumie, że wirus jest i dla niektórych z nas jest on bardzo groźny, że może doprowadzić do śmierci nie będzie lepiej. Dopóki nie zaczniemy wszyscy bezwzględnie stosować zasady DDM (Dezynfekcja-Dystans-Maseczka) będziemy się zarażać. Myślenie społeczeństwa spowodowane jest niestety sprzecznymi informacjami medialnymi, to one powodują dezorientacje i powstawanie ruchów antycovidowych. Polityka także nie pomaga. Jesteśmy na wojnie, teraz to już od nas zależy czy ją wygramy czy nie.
Ratowniczka Medyczna z SOR, z jednego z bydgoskich szpitali”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS