Jedzenie na wynos gastronomii nie uratuje. Opolskie lokale walczą o przetrwanie

Nie ma klientów, nie ma obrotów

To, że lokale gastronomiczne mogą dowozić jedzenie na wynos, problemu restauratorów w żaden sposób nie rozwiązuje.

– Są pewne firmy wyspecjalizowane w dowozie, jak np. pizzerie czy ogólnie fast food, gdzie dostarczanie posiłków pod drzwi klienta stanowi większą część dziennego utargu. Są jednak restauracje, które nigdy posiłków nie dowoziły do klientów. Po pierwsze dlatego, że miały inny profil działalności, skupiony przede wszystkim na konsumpcji w lokalu. A po drugie klienci tych restauracji nie czują potrzeby zamawiania na wynos porcji rosołu, klusek czy rolady śląskiej – tłumaczy Marcin Klich.

Liczą na kolejną tarczę antykryzysową

Decyzja rządu o zamknięciu lokali gastronomicznych już teraz negatywnie odbija się na kondycji opolskich restauratorów. Jak tłumaczą, najgorsze w tej sytuacji są niepewność oraz brak skonkretyzowanego planu rządu na walkę ze skutkami pandemii. Nie wiedzą nawet, kiedy i czy w ogóle otrzymają jakąś realną pomoc.

– Życie mi się bardzo skomplikowało, dlatego musiałem zrezygnować ze wszystkich swoich planów, które miałem jeszcze na początku tego roku. Teraz tak naprawdę walczymy o przetrwanie i chcielibyśmy być traktowani na takich samych warunkach, jak np. branża turystyczna, która mogła liczyć na wsparcie państwa – podkreśla opolski szef kuchni.

Do tej pory rząd nie zajął się jednak przygotowaniem tarczy antykryzysowej dedykowanej branży gastronomicznej.