Sprzedaż pojazdów powoli zaczyna się poprawiać jednak nadal nie rozwiązano problemu samochodów, których nie będzie można sprzedać po 1 stycznia 2021 roku. Wszystko prze nową normę emisji spalin. Sytuacji nie poprawia dodatkowo groźba kolejnego lockdownu.
Od początku stycznia 2021 roku, na terenie Unii Europejskiej, zacznie obowiązywać norma emisji spalin „Euro 6d”. Oznacza to, że obecnie oferowane samochody muszą znaleźć nabywców do 31 grudnia 2020 roku, gdyż po przekroczeniu tej dany nie będą mogły – co do zasady – trafić na rynek. Taka sytuacja nie jest nowością. Miała miejsce choćby we wrześniu 2018 roku, kiedy to wprowadzona została nowa procedura badawcza WLTP. Ratunkiem wtedy była tzw. końcowa partia produkcji, czyli możliwości dalszej sprzedaży określonej liczby samochodów, na które nie udało się wcześniej znaleźć klientów.
Jak wyjaśnia IBRM Samar, ten „określony czas” wynosił dla samochodów osobowych jeden rok i obejmował pulę 10 proc. liczby samochodów ulokowanych przez producenta na rynku w ciągu 12 miesięcy poprzedzających datę zmiany normy emisji. Z tej furtki, koncerny korzystały już wielokrotnie. Tym razem sytuacja jest o poważniejsza. Wszystko przez szalejącą pandemię i lockdown z tegorocznej wiosny. Ogólna sytuacja rynkowa oraz zamknięcie salonów samochodowych spowodowały gigantyczne spadki sprzedaży. Przez to na placach zostały dziesiątki, jak nie setki pojazdów, a szanse na ich sprzedaż z każdym dniem maleją. W okresie tegorocznego lata eksperci sporządzili szacunkowy raport, z którego wynikało, że sytuacja stała się mniej alarmująca, gdyż sprzedaż powoli wracała do normy i nic nie zapowiadało kolejnej fali zachorowań. Teraz nad europejskimi rynkami wisi groźba kolejnego lockdownu. Przez to może się okazać, że dealerzy pozostaną z autami na placach, a wspomniana pula aut z tzw. końcowej partii produkcji, będzie mniejsza niż nasycenie rynku.
W tej sprawie Ministerstwo Infrastruktury oraz Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, skierowali pisma do Komisji Europejskiej. Miało to miejsce kilka tygodni temu. Niestety bez efektów. – Nie znamy treści pism, ale oznacza to zapewne, że Komisja stwierdziła, że nie godzi się ani na zwiększenie puli aut ani na wydłużenie okresu, w którym auta niespełniające nowej normy emisji można byłoby jeszcze rejestrować. Wynika z tego, że branża ma sobie radzić sama, a to oznacza, że sytuacja robi się dramatyczna. Dealerzy w Polsce mogą pozostać nawet z kilkunastoma tysiącami niesprzedanych samochodów. Zagrożenie jest tym bardziej poważne, że możliwy jest przecież całkowity lockdown polskiej gospodarki – mówi IBRM Samar Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Faryś dodał też, że część unijnych krajów wdrożyła rozwiązania wspierające branżę motoryzacyjną, ale są to działania sprzeczne z unijnym prawem. Zaznaczył również, że obecnie prowadzone są intensywne rozmowy z Ministerstwem Infrastruktury i Transportowym Dozorem Technicznym w sprawie rozwiązania problemu. Resort infrastruktury w maju 2020 roku wysłał do Komisji Europejskiej pismo, które miało na celu wyjście naprzeciw polskim importerom oraz producentom pojazdów w związku ze spadkiem sprzedaży w 2020 roku. Nie przyniosło to jednak żadnych rezultatów. Z tego względu na przełomie września i października, podjęta została kolejna próba. Chodziło o wydłużenie terminów ważności świadectw homologacji dla typów pojazdów kategorii M, N oraz O. – W podpisanym przez wiceministra infrastruktury Rafała Webera stanowisku RP zaproponowano Komisji Europejskiej konkretne rozwiązania w obszarze zwiększenia liczby pojazdów w procedurze wydłużenia terminów dla końcowej partii produkcji – informował nas wtedy Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwo Infrastruktury.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS