A A+ A++

Szybko i sukcesywnie rośnie skala inwestycji w projekty określane mianem Przemysł 4.0. Gdy w połowie minionej dekady PwC po raz pierwszy zapytało europejskie przedsiębiorstwa, ile na to poświęcą pieniędzy, średnie szacunki mówiły o 3,3 proc. ich rocznego przychodu. Gdy pytanie to padło dwa lata później, średnia ważona sięgnęła już 5 proc. To prosty efekt oczekiwań, że tego typu nakłady szybko, a wręcz błyskawicznie się zwrócą – aż 55 proc. ankietowanych firm szacuje, że potrwa to nie więcej niż dwa lata, a wydatki w niemal równym stopniu skompensują większe wpływy (54 proc.) oraz obniżenie kosztów (46 proc.).

Co istotne, pod względem skali projektów oznaczonych numerem 4.0 polskie firmy, które się na nie zdecydują, wcale nie odbiegają od europejskich i globalnych standardów. Świetnym przykładem jest pod tym względem Amica, która w ramach programu inwestycyjnego na lata 2020–2023 co roku na transformację 4.0 średnio ma wydawać nieco ponad 60 mln zł. A to właśnie odpowiada 5 proc. przychodów, które firma odnotowała w ubiegłym roku.

Po pierwsze inwestowanie w technologie

Z punktu widzenia samego przedsiębiorstwa strukturyzowanie takiego projektu to dość złożony, długi i wieloetapowy proces, wymagający szczegółowego planowania, pilotażu, a później przenoszenia na dużą skalę do poszczególnych części firmy. Z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego to kolejny, nie zawsze łatwo czytelny etap unowocześnienia firmy. W szerszym planie widać go np. w postaci ogromnych, niemal bezzałogowych magazynów – Amica już w 2017 roku na taki obiekt wydała 57 mln zł – a dla bardziej miarodajnej oceny pozostaje struktura budżetu inwestycji. I tu też panuje sztywna reguła, bo wydatki zwykle dzieli się na dwa elementy – automatyzację oraz cyfryzację, czyli koszty IT, których wagi nie są może równe, ale rozmiarem bardzo od siebie nie odbiegają.

Najlepiej widać to w budżecie wspomnianej Amiki, gdzie pierwsza z dwóch pozycji sięga łącznie 145 mln zł, a druga 100 mln zł. Biorąc pod uwagę skalę materialnych nakładów związanych z wprowadzeniem coraz bardziej zaawansowanych urządzeń, dla wielu może być zaskakujące, że software tak mocno trzyma się względem hardwa­re’u. Wiadomo, że maszyna bez zaplecza IT jest jak komputer bez systemu operacyjnego i aplikacji, ale tu jeśli chodzi o koszty, zawsze mamy różnicę sięgającą kilkukrotności wydatków. Oprogramowanie ma tę zaletę, że w przeciwieństwie do maszyn powstaje w warunkach zerowych kosztów krańcowych, co oznacza, że jego powielanie nie generuje kolejnych wydatków, jakimi w przypadku urządzeń są surowce, koszty utrzymania parku maszynowego etc. To pokazuje, że mimo nacisku, jaki w Przemyśle 4.0 kładzie się na automatykę i robotyzację, IT wciąż pozostaje na pierwszym miejscu.

Amica Krzysztofa Rutkowskiego w koncept Industry 4.0 inwestuje nie mniej niż jej zachodni konkurenci Fot.: Wojciech Robakowski

Patrząc na to z innej strony, można jednak uznać, że właściwie mamy do czynienia z przywróceniem znaczenia maszyn i ich pełną symbiozą z informatycznym zapleczem. Dotychczasowe procesy unowocześniania firm kojarzyły się bowiem raczej z cyfryzacją, co z kolei sprowadzało się do wdrażania mniej lub bardziej rozległych systemów, takich jak ERP oraz jego wariacji. Teraz maszyn przybywa. Roczny wzrost większości segmentów robotycznego rynku sięga około 15 proc., ale ich kierownictwo średniego szczebla się zmieniło. W inteligentnej, cyfrowej firmie bezpośrednio za nimi nie stoją już ludzie, ale komputery (które dopiero na wyższym poziomie odpowiadają przed czynnikiem białkowym).

Symbolem tego ścisłego mariażu maszyny z cyfrowym zapleczem stał się Internet of Things (IoT), a dokładniej Industry Internet of Things (IIoT).

– To pierwsza z głównych sił napędowych Industry 4.0. IIoT to przede wszystkim rzeczy smart, które komunikują się ze światem zewnętrznym za pomocą łączy internetowych, zapewniając przy tym bezpieczną i inteligentną komunikację. Rzeczy, które bez udziału człowieka potrafią się wzajemnie wymieniać informacjami w celu zoptymalizowania samych siebie i całego procesu produkcyjnego – mówi Sławomir Kuźniak, dyrektor ds. zarządzania produktem w BPSC, od razu wskazując na wagę, jaką w tym wszystkim ma IT.

– Oprogramowanie powinno być otwarte, zapewniając dobrą jakość komunikacji zarówno z IIoT, jak i między sobą. To drugi kluczowy element, bo to ono optymalizuje łańcuch wartości, w czasie rzeczywistym planuje kolejne działania w tych łańcuchach i prezentuje wyniki działań w postaci czytelnych analiz za pomocą aplikacji mobilnych – dodaje.

Przemysłowy internet rzeczy

Sam IIoT ulega też znacznemu rozwojowi, co pokazuje m.in. amerykański start-up Cumulus, który rozwija jego nowe wcielenie, czyli Internet of Industrial Maintenance. To tzw. internet narzędzi do zarządzania operacjami i konserwacją, czyli platforma, która ma zastąpić czasochłonne planowanie, wykonywanie i raportowanie czynności konserwacyjnych w formie papierowej.

Jak bardzo dużą wagę ma IT, wystarczy przejrzeć listę obecnych trendów w obszarze Industry 4.0, jakie wymienia Boston Consulting Group. Ze „sprzętową” częścią tego zjawiska powiązane są tylko trzy z nich. Pierwszy, dotyczący wykorzystania poszerzonej rzeczywistości, drugi – tzw. additive manufacturing, do którego należą np. drukarki 3D, a trzeci to autonomizacja robotów, która w większości i tak bazuje na rozwoju inteligencji maszyn, czyli IT.

Po drugiej stronie mamy za to wsp … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMinisterstwo Zdrowia: w kraju jest 9 928 wolnych łóżek dla pacjentów z Covid-19 oraz 530 respiratorów
Następny artykułRaz pogoda, a raz deszcz – poznańskie budowy jesienią