Sklepy niektórych sieciówek zaraz po tym, jak premier ogłosił od soboty lockdown dla galerii handlowych, rozesłały do swoich stałych klientek SMS-y o obniżkach cen na dni przed swoim zamknięciem. I w tych butikach ruch jest największy.
– Okropny – potwierdziła sprzedawczyni z jednego z nich w galerii Wisła, gdzie obniżki „na wszystko” wynoszą aż 50 proc.
– Od znajomej dowiedziałam się, że teraz można u was kupić fajne ciuchy za dobre pieniądze, to grzech było nie przyjść – tłumaczyła w innym miejscu klientka – zawiedziona trochę, że akurat w tym miejscu pewna grupa towarów pozostaje w stałych cenach.
Największym powodzeniem cieszą się okrycia zimowe: kurtki, palta, płaszcze oraz ciepłe obuwie. – Mamo, decyduj się, bo jak cię zima zaskoczy, nie będziesz miała gdzie kupić kurtki – poganiała matkę młoda kobieta.
W drogerii, choć ta ma pozostać otwarta, wymiotło z półek papier toaletowy czy pasty do zębów. Pracownica mówi, że ten zakupowy „tajfun” przeszedł przez sklep już w czwartek.
Sprzedawcy przyznają, że obniżone ceny to sposób na to, by przed zamknięciem galerii zdążyć jeszcze cokolwiek pieniędzy włożonych w zatowarowanie odzyskać, bo nie wiadomo, jak długo ten lockdown potrwa, a po sezonie już nie będzie amatorów na ciepłe rzeczy.
A jeśli ktoś jeszcze nie odwiedził i nie ustroił grobów bliskich, to w punkcie kwiaciarskim ma teraz szansę kupić piękny, okazały stroik sporo taniej niż przed Wszystkimi Świętymi.
Ale wiele osób jest zdezorientowanych. – Będzie tu cokolwiek otwarte od soboty? – dopytują się ludzie.
– Nas chyba nie zamkną, jeszcze nie mieliśmy żadnego telefonu, żadnej informacji, ale… nic nie wiadomo – mówiła pracownica sklepu z akcesoriami fryzjerskimi.
Sprawdź, co będzie zamknięte od soboty, a co otwarte
Zdecydowana większość ludzi chodzi po galerii w prawidłowo nałożonych maseczkach, choć pewien młody człowiek szedł w ogóle bez niej. Kierował się na pracownika ochrony, ale ten w żaden sposób nie zareagował; sam swoją maseczkę miał pod nosem, a nie na nim. Nie wszystkie butki pilnują jednakowo dokładnie tego, żeby w nich nie przebywało więcej osób niż określają to epidemiczne normy. Tam, gdzie pracownik pilnuje na wejściu liczby klientów i nie wpuszcza „nadwyżki” do wewnątrz, tworzą się kolejki. Jedna osoba wychodzi, to jedna wchodzi.
Na Podolszycach już poza galerią przed mniejszymi sklepikami, także spożywczymi, też ludzie stoją w ogonkach, aż się wewnątrz rozluźni. I to nawet, jeśli nikt z obsługi tego nie pilnuje.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS