A A+ A++

Jak to możliwe, że on cały czas prowadził rozmowy z szantażystą i zapraszał mnie na kolejne spotkanie? Zastanawiające, że na policję zgłosił to dopiero na początku października, ponad rok po spotkaniu w Monachium i wiele miesięcy po rozmowie w Warszawie. Zdecydował się na ten ruch kilkanaście dni po tym, jak złożyłem pozew do sądu, w którym domagam się rozliczenia mojego wkładu w RL Management – mówi Cezary Kucharski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Co tam dziś w prasie?

„SPORT”

Katowicki „Sport” z okładki pyta, czy to do trzech razy sztuka dla Lecha Poznań? Dziś w Lidze Europy wyzwanie teoretycznie najmniejsze z tych grupowych – do Wielkopolski przyjeżdża osłabiony Standard Liege.

Wracając do starcia Lecha z Charleroi, to świetnie – zresztą nie pierwszy raz w tej przygodzie z Ligą Europy – zaprezentował się wówczas Pedro Tiba. Przypomnijmy, że ze względu na uraz do Glasgow portugalski zawodnik nie pojechał. – Nie mam problemu z zestawieniem podstawowej jedenastki, bo praktycznie wszyscy są gotowi do gry – uspokoił kibiców „Kolejorza”, podczas wczorajszej konferencji prasowej przed meczem ze Standardem, Dariusz Żuraw, opiekun Lecha. Takie słowa oznaczają, że nie tylko Tiba, ale też Djordje Crnomarković, a także Jakub Kamiński są do dyspozycji trenera przed dzisiejszym meczem. – W takiej sytuacji wybór wyjściowego składu nie stanowi kłopotu. Jedynym zawodnikiem, który ćwiczy indywidualnie, jest Bohdan Butko. Mam nadzieję, że jutro lub ewentualnie pojutrze rozpocznie zajęcia z zespołem – powiedział opiekun ekipy ze stolicy Wielkopolski. Wypowiedź trenera Żurawa, to również najlepszy dowód na to, że kontuzje, których gracze Lecha nabawili się w poniedziałek, przed i w trakcie meczu Pucharu Polski ze Zniczem Pruszków, nie są poważnie. Przypomnijmy, że chodziło o Filipa Marchwińskiego i Alana Czerwińskiego. Pierwszy z wymienionych poczuł dyskomfort podczas rozgrzewki i w ostatniej chwili w wyjściowym składzie zastąpił go Dani Ramirez, który zresztą strzelił dwa gole.

Lewandowski pożarł kolejnego rywala, a gole zadedykował legendarnemu strzelcowi Bayernu Monachium, którego rekordy goni tydzień po tygodniu.

W Bundeslidze zdobył w tym sezonie 10 bramek, ale w LM żadnej. Bayern wygrywał, gole strzelali inni, a Lewandowski był „pożyteczny inaczej”. Zwracaliśmy uwagę, że z 15 bramek, jakie zapewniły mu prymat w LM w sezonie 2019/20, aż 11 uzyskał na wyjazdach. I Lewandowski nie zawiódł, strzelając dwa gole mistrzowi Austrii. Zadedykował je swojemu wielkiemu poprzednikowi w Bayernie, Gerdowi Muellerowi, który obchodził 75. urodziny i od lat choruje na Alzheimera. „Skala tego, co osiągnąłeś, motywuje mnie każdego dnia do pracy, by przynajmniej trochę zbliżyć się do Twojej wielkości. Trzymaj się królu Gerdzie” – napisał na Instagramie.

Patryk Kun – ku zaskoczeniu wielu osób – jest jednym z odkryć tego sezonu w Ekstraklasie. Ściągnięty dla niego rywal nie podnosi się z ławki, a zawodnik Rakowa wykręca rundę życia.

Dobra forma Kuna to… zła wiadomość dla Petara Mamicia. Chorwat pojawił się pod Jasną Górą w połowie września. Mamić przeniósł się do Częstochowy z HNK Rjeka. Chorwat uzbierał 66 występów w lidze chorwackiej, grał też w Dinamie Zagrzeb. Mimo doświadczenia, również w reprezentacjach Chorwacji młodszych kategorii wiekowych, nie przekonał do siebie Marka Papszuna, który do tej pory nie dał mu szansy, by zadebiutował w ekstraklasie. Chorwat nie dostał nawet minuty w spotkaniach Pucharu Polski. Prawdopodobnie forma Kuna jest zbyt dobra, a wydolność na tak wysokim poziomie, że nie ma potrzeby, by 25-latek dostał od trenera chwilę wytchnienia. W tym sezonie tylko raz opuścił boisko przed końcowym gwizdkiem. Było to w meczu pucharowym z Sandecją Nowy Sącz, gdy na ostatnie pięć minut meczu wszedł w jego miejsce Jakub Bator. To tylko podkreśla rolę Kuna w obecnej sytuacji Rakowa.

Trudne losy Jorge Felixa po odejściu z Piasta. W Turcji nie gra, nie strzela, a na dodatek złapał uraz.

Zacznijmy od najlepszego piłkarza ekstraklasy, który mocno przyczynił się do brązowego medalu, czyli Jorge Feliksa. Najskuteczniejszy gracz gliwiczan, który długo nie chciał zadeklarować czy zostaje w Piaście, ostatecznie zdecydował się na atrakcyjniejszą ofertę z Turcji. Sivasspor, grający w Lidze Europy, wydawał się co najmniej jedną półką wyżej. Sam Hiszpan nie ukrywał, że nie mógł odrzucić takiej oferty, gdyż chce się sprawdzić w dużo mocniejszej lidze i klubie. Czasy mamy takie, a nie inne, że już od początku łatwo nie było. Najpierw Felix spędził dwutygodniową kwarantannę w Stambule. Gdy dołączył do drużyny musiał walczyć o miejsce w zespole. Początkowo to się udało, bo dostawał szanse. Potem było ich coraz mniej. Bilans jest taki, że w lidze tureckiej zagrał cztery razy, a najdłużej przebywał na boisku przez 45 minut. Jakby tego było mało ostatnio poinformował o kontuzji, która wyklucza go na pewien czas.

„SUPER EXPRESS”

Włodzimierz Lubański przestrzega Lecha Poznań przed Selimem Amallahem, ale wskazuje też na to, że Standard jest dobrze zorganizowany.

– W ostatniej kolejce Standard wygrał 1:0 z Oostende. Ze składu wypadł środkowy obrońca Zinho Vanheusden. To duże osłabienie dla ekipy z Liege?

– Doznał ciężkiej kontuzji kolana. To był filar defensywny. Zdecydowanie najlepszy piłkarz w tej formacji. Na pewno ten ubytek będzie widoczny, bo Standard nie ma godnego zastępcy.

– Na kogo zatem trzeba zwrócić uwagę?

– W mojej ocenie najlepszym zawodnikiem jest Selim Amallah. Marokańczyk to ciekawy piłkarz, który podłącza się pod linię ataku. Niezwykle inteligentny, mądry chłopak o dobrych umiejętnościach technicznych. Standard to solidny i dobrze zorganizowany zespół. Nie będę mówił, że jeden czy drugi zawodnik się wyróżnia. Trener Philippe Montanier umiejętnie przygotował zespół do rozgrywek.

Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem. Trochę o Lechu, trochę o wpływie koronawirusa na Ekstraklasę, ale i o książce, którą wydał prezes PZPN.

– Wydał pan książkę pt. „Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia”. Nie bał się pan jej odbioru? Tylu co zwolenników ma pan oponentów.

Zbigniew Boniek: – Pierwsze słyszę, że mam tyle samo zwolenników co przeciwników. Ja nie wiem, ilu mam oponentów. Jeśli widzi pan tak dużo przeciwników, to muszę panu powiedzieć, że ja, jeżdżąc po Polsce, to tych przeciwników nie bardzo widzę. Czasami myślimy, że przeciwnikami jest pięciu, sześciu niezależnych warszawskich dziennikarzy, którzy mają jakieś swoje problemy. Nie mówmy, że hejt to są przeciwnicy, bo jego doświadczamy wszyscy. W takich czasach żyjemy. Dzisiaj anonimowość pozwala na wydobycie z siebie chamstwa, na które twarzą w twarz nie mieliby odwagi.

– Ma pan obawy o rozgrywki w Polsce w związku z koronawirusem?

– Mieliśmy trzymiesięczny lockdown, który nie przyniósł nic, bo mamy drugą falę, która jest mocniejsza. Powinniśmy oczywiście ograniczyć kontakt jak tylko to możliwe, zakładać maseczki, nie gromadzić się. Natomiast uważam, że zamknięcie wszystkiego nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Piłka nożna na poziomie profesjonalnym może funkcjonować. Oczywiście, trzeba sobie zdawać sprawę, że od czasu do czasu niektórzy będą chorować. To nie jest niczyja wina. Co innego, jeśli choroby w klubie wynikają z głupoty, a co innego jeśli z problemów, których nie da się uniknąć. Zdrowy zdrowego nie zakaża, więc na boisko powinni wychodzić tylko zdrowi.

„GAZETA WYBORCZA”

Kolejna odsłona sagi Lewandowski kontra Kucharski. Tym razem do głosu dochodzi był agent Lewandowskiego i kontruje. Wydaje się sugerować, że Lewandowski zmanipulował rozmowę, która wyciekła do mediów. 

Konsekwentnie zaprzecza pan, że szantażował Lewandowskiego?

– To stwierdzenie nie ma sensu. Jak to możliwe, że on cały czas prowadził rozmowy z szantażystą i zapraszał mnie na kolejne spotkanie? Zastanawiające, że na policję zgłosił to dopiero na początku października, ponad rok po spotkaniu w Monachium i wiele miesięcy po rozmowie w Warszawie. Zdecydował się na ten ruch kilkanaście dni po tym, jak złożyłem pozew do sądu, w którym domagam się rozliczenia mojego wkładu w RL Management. Tę wartość biegli wyliczyli na 39 mln zł.

Na pytanie „Ale za co chcesz te pieniądze?” odpowiada pan Lewandowskiemu: „Za to, że będę krył do końca życia, że jesteś i twoja żona oszustami podatkowymi”. O co chodzi?

– Projekt przygotowany do podpisania zawierał klauzulę poufności do 2049 r. Więcej nie mogę o tym powiedzieć.

Czy to prawda, że za wyłączność do praw wizerunkowych Lewandowskiego do 2030 r. zapłacił pan mu kiedyś 14 tysięcy euro?

– Tak. Ale wtedy Lewandowski był praktycznie nikomu nieznanym piłkarzem II-ligowego Znicza Pruszków.

Prawa do wizerunku Lewandowskiego wniósł pan nieco później do spółki RL Management, którą wspólnie założyliście.

– Robert podpisywał wiele wysokich kontraktów reklamowych, dlatego RL Management zaczął mieć wielomilionowe przychody i zyski.

Jednak potem piłkarz zaczął kwestionować wysokość prowizji, jaką pobierał pan od jego kontraktów?

– Zawsze bolało go, że musiał się podzielić zyskiem. Tak zdarzyło się choćby przy kontrakcie z Nike. Wynegocjowaliśmy dla Roberta superumowę, najwyższą, jaką miał wtedy sportowiec z tej części Europy. Współpracowałem wówczas z Mariuszem Siewierskim, ale chciałem, aby prowizję otrzymał też Maik Barthel. On wcześniej ustalił świetne warunki z konkurencyjnym Adidasem, dlatego z Nike mogliśmy windować kwotę. Lewandowski kręcił nosem na wysokość naszej prowizji, zamiast skupić się na wysokości kontraktu.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Niestety, ale prawdopodobnie w wyniku jakiegoś błędu w e-kioskach dziś internetowa wersja „Przeglądu” nie ma wkładki gazety codziennej. Czyli żadnych newsów, żadnych tekstów o Lidze Europy. Jest tylko czwartkowy dodatek „PS Historia”. Jeśli w trakcie dnia błąd zostanie naprawiony, to dorzucimy do przeglądu prasy też teksty z dzisiejszego „Przeglądu”.

fot. FotoPyk

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSędziowie do rządu: nie blokować podwyżki dla kuratorów
Następny artykułŻółw skórzasty na plaży w Danii. Znalazły go przedszkolaki