A A+ A++

Cztery lata Donalda Trumpa w Białym Domu pogrzebały humor polityczny w USA – można było niedawno przeczytać w „New York Timesie”. Trudno przecież parodiować kogoś, kto tak dobrze ośmiesza się sam. Satyra polityczna w Stanach przypomina teraz bieg po torze przeszkód między pułapkami politycznej poprawności i niepoprawnością polityków. A Borat podkręca wąs, mija przeszkody z uśmiechem, a na mecie pokazuje gest Kozakiewicza. Jest prostacki, arogancki i boleśnie śmieszny, czyli taki, jakim go znamy.

Dziennikarz z Kazachstanu, wcielenie wschodniego prymitywa, wraca do USA po 15 latach. Ma do wykonania tajną misję i choć poprzednia skończyła się zsyłką do gułagu, tym razem wszystko powinno się udać. Towarzyszy mu nastoletnia córka Tutar, która ma stać się prezentem dla oficjela z otoczenia Donalda Trumpa.

Sacha Baron Cohen, brytyjski komik izraelskiego pochodzenia, zanim jeszcze wymyślił przaśnego wąsacza zza Uralu, wcielał się w nierozgarniętego dresiarza Alego G. Ali na początku XXI wieku robił to, czym wkrótce nasycił się internet – trollował, czyli wkręcał ludzi. Im bardziej znane osobistości udało się nabrać, tym lepiej. Donalda Trumpa, wówczas prowadzącego telewizyjny program dla przyszłych biznesmenów „The Apprentice”, chciał wrobić w produkcję specjalnych rękawiczek chroniących dłonie przed cieknącymi lodami. Trump potraktował to jak nieśmieszny żart.

Minęły lata, Trump został prezydentem, ale Cohen twierdzi, że w mentalności Amerykanów niewiele się zmieniło. Jeszcze raz sięga po patent, który ogrywał wielokrotnie. Wybiera się w podróż, którą rejestruje w paradokumentalnym stylu. Spotyka ludzi reprezentujących wszelkie amerykańskie przywary, wśród nich rednecków, wypchane silikonem dziewczyny do towarzystwa czy wyznawców białej siły. Ma swój sposób, by obnażyć głupotę: wystarczy być jeszcze głupszym. Podczas pandemii trafia do domu dwóch płaskoziemców, w dodatku mizoginów, którym udowadnia, że nie są wcale radykalni. Oni nie uznają praw kobiet, on uważa, że kobiety nie tyle nie powinny mieć własnych praw, ile własnej woli.

Coś musiało się jednak w Ameryce zmienić, skoro sam Cohen w jednym z wywiadów przyznał, że niektóre sceny nagrywał w kamizelce kuloodpornej. Trudno się dziwić, skoro Borat jedzie po bandzie jak nigdy dotąd. W przebraniu Donalda Trump wkrada się na konwent republikanów prowadzony przez Mike’a Pence’a, czyli – jak mówi Borat – Penisa. Wyrzuca go ochrona. Gdy udaje mu się dotrzeć do Rudy’ego Giulianiego, w USA wybucha skandal. Osobisty prawnik Trumpa zostaje przyłapany w dwuznacznej sytuacji z Tutrą w pokoju hotelowym.

Borat jest tak obsceniczny, że wszelka dyskusja z poprawnością jego żartów nie ma sensu. Jak rozmawiać o z facetem, który przez 40 minut filmu wozi swoją córkę w klatce?

On prowokuje, my się śmiejemy. Cohena sprawdza naszą granicę wytrzymałości i poziom współczucia. Zabiera córkę do kliniki aborcyjnej, mówiąc, że „chciał zrobić jej dobrze, a wsadził dziecko do brzucha”. Lekarz nie widzi w tym nic złego, póki pieniądze się zgadzają. Borat jest stańczykiem, błaznem, który przychodzi ze Wschodu, żeby pokazać, że na Zachodzie nadal bez zmian.

„Borat, kolejny film filmowy: dostarczenie cudownej łapówki amerykańskiemu reżimowi, aby przynieść korzyści niegdyś wspaniałemu narodowi Kazachstanu”, reż. Jason Woliner, dostępny na platformie Amazon Prime

4/6

Czytaj też: Szczepan Twardoch: Nie lubię określenia „symetryzm”. W dzisiejszej sytuacji nie ma równowagi

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWiele demonów
Następny artykułKolejna odsłona Strajku Kobiet. Protesty w Krakowie, Toruniu i innych miastach