A A+ A++

Dla wielu listopad to trudny okres, bo pamięć o bliskich wciąż jest żywa. Inni z bólem i cierpieniem mierzą się na co dzień, patrząc, jak ich najbliżsi lub podopieczni powoli odchodzą. Dlatego w tym szczególnym czasie warto też pomyśleć o żyjących, którym potrzebna jest pomoc. O tym, jak radzić sobie z bólem i cierpieniem oraz dlaczego warto pomagać, mówią nam mama aktorki Anny Przybylskiej oraz wolontariuszka z Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni.

 – Trzeba po prostu wierzyć, że tam jest inne życie, że na pewno kiedyś się tam spotkamy. Do końca trzeba być z chorym. Tak, jak lekarze mi tłumaczyli, zachowywać się normalnie, nie rozpieszczać, nie przytulać, bo chory to wyczuwa. Niestety wszyscy z nowotworem są świadomi, że odejdą. Oni są bardziej świadomi, niż my. Żyć każdą godziną. Każda godzina jest bardzo cenna. Wielu ludzi odchodzi szybko. Ania, to była walka półtora roku. To była przepiękna walka, powiedziałabym – heroiczna, niespotykana – mówi Krystyna Przybylska, matka zmarłej w 2014 roku aktorki Anny Przybylskiej.

Zbliżające się listopadowe dni to przede wszystkim czas, w którym wspominamy tych, którzy już odeszli. Dla niektórych rany i ból są zbyt świeże, bo wszystko wydarzyło się za wcześnie i za szybko. Jak poradzić sobie z cierpieniem?
 

– Jest to trudny czas, ale musimy żyć dalej. Powinniśmy zawsze te najgorsze sceny umierania, to wszystko oddalić. Powinniśmy żyć tu i teraz. I tak rozmawiam z wnukami i z córką – Agnieszką, że wszyscy powinniśmy iść do przodu – tłumaczy Przybylska.

Przy tej okazji Krystyna Przybylska podkreśla, że w nadchodzących dniach warto też pomyśleć o żywych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Ona sama od lat wspiera gdyńskiego hospicjum. Dzięki niej w pomoc zaangażowała się również Anna Przybylska. Po śmierci córki pani Krystyna nadal uczestniczy w wielu akcjach charytatywnych.
 

– Zaczęło się to od nas – ode mnie, od mojej siostry. To wyniosłyśmy z domu, nie było wtedy hospicjów, ale były bardziej domy dziecka. Byłyśmy bardzo zaangażowane i w pomoc zwierzętom, i wszystkim dzieciom z sierocińca. Natomiast później, jak już powstały hospicja, byłam zaangażowana, ale jednocześnie też i Ania. Wciągnęłam w to obydwie córki- Anię i Agnieszkę. Kiedy było otwarcie Bursztynowej Przystani, Ania była na tym otwarciu i od tamtej pory systematycznie się tam udzielała. Z chwilą, kiedy Ania odeszła, odebrałam tę pałeczkę i dalej ciągnę do końca. Uważam, że jest to piękny cel, wyjątkowy – mówi Krystyna Przybylska.

O tym, jak ważna jest idea pomocy, matka aktorki przekonała się po śmierci córki, w dniu pogrzebu.
 

– Tego dnia na konto hospicjum weszło ponad 200 tysięcy złotych. To była niesamowita suma. To też dało mi do myślenia, zdopingowało mnie. Gdzie mogę, tam się udzielam. Teraz to jest moje drugie dziecko. Dzienne zapotrzebowanie hospicjum to są naprawdę ogromne pieniądze. Pampersy, mleko i inne rzeczy. Wszystkie środki medyczne, to jest niesamowita kwota. Bardzo bym chciała, żebyśmy wszyscy dążyli do tego, że ta przysłowiowa złotówka, bardzo wspomoże hospicjum. Składam też hołd dla tych młodych wolontariuszy, którzy bezinteresownie myją, sprzątają, prasują i siedzą całymi dniami przy tych chorych – tłumaczy Przybylska.

Matka Anny Przybylskiej dziękuje też wszystkim gdynianiom i fanom, który pamiętają o jej córce.
 

– Chciałabym podziękować wszystkim, którzy zapalają znicze Ani, bo to nie była gwiazda, tylko zwykła Ania – najnormalniejsza dziewczyna – mówi Krystyna Przybylska.

 

Wolontariusz jak przyjaciel i członek rodziny

Hospicjum to jedno z miejsc, gdzie ból, cierpienie i powolne odchodzenie są codziennością. Mierzą się z tym nie tylko rodziny pacjentów, ale i wolontariusze, którzy pomagają chorym. W Gdyni takim miejscem jest Hospicjum im. św. Wawrzyńca. Trafiają tu pacjenci chorzy onkologicznie, dla których wykluczono już leczenie w szpitalu, chorzy terminalnie. W opiekę i pomoc dla nich angażują się wolontariusze.
 

– Zapewniamy pacjentom maksimum komfortu psychicznego i fizycznego, zapewniamy im godną śmierć, ale też wspomagamy ich rodziny – mówi Grażyna Trowska, wolontariuszka i instruktor terapii zajęciowej w Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni.

Pandemia sprawiła, że chorzy nie mają bezpośredniego kontaktu z rodzinami. Niektórzy w ogóle są sami. To wolontariusze zastępują im w takich sytuacjach rodzinę.
 

– Cały czas musimy zastępować rodzinę. Nie tylko być personelem, który wykonuje te czynności niezbędne, pielęgnacyjne, niwelujące ból, ale także te czynności, do których właściwie powołana jest rodzina. Kiedy bliska osoba nie może trzymać za rękę w chwili umierania, ten obowiązek, przywilej i godność spada na nas. Dlatego uczestniczymy w sposób czynny i przeżywamy każde odejście w sposób osobisty. Nikt nie jest sobie w stanie wybrać chwili śmierci, każde odejście jest niespodziewane i nie w tym czasie, kiedy byśmy sobie tego życzyli. Nieraz trwa to bardzo krótko i rodzina jest w szoku, ale przyzwyczaja się do tego. Nieraz trwa to bardzo długo i w tej chwili, kiedy pacjent jest odłączony od rodziny, każdego dnia budząc się i myśląc o tym, że właściwie odchodzi, i patrząc na odchodzących, zdaje sobie sprawę z tego, czego już nie może naprawić. To jest najtrudniejsze nie tylko dla osoby odchodzącej, ale również dla nas – tłumaczy Trowska.

Grażyna Trowska - wolontariuszka w Hospicjum im. św. Wawrzyńca przy tablicy ze zdjęciami pacjentów // fot. Magdalena Czernek

Wolontariusze robią, co mogą, aby umilić pacjentom czas spędzony w hospicjum. Chcą, aby choć na chwilę zapomnieli o cierpieniu i trawiącej ich chorobie.
 

– Pacjenci nie są zawsze smutni, staramy się odwrócić ich uwagę od myśli, tęsknoty za domem, bo ta tęsknota jest ogromna, o tęsknocie za rodziną i codziennymi sprawami, które robili i do których się przyzwyczaili, też od bólu, od myślenia o chorobie, o śmierci. Dlatego prowadzimy dla nich terapię zajęciową, w której chętnie uczestniczą – mówi wolontariuszka.

I dodaje:
 

– Znam wszystkich pacjentów, z którymi miałam kontakt, wszystkich wspominam, jak przyjaciół, o wszystkich myślę, nie zapominam w modlitwie.

Gdyńskie hospicjum może działać głównie dzięki datkom i funduszom, które są zbierane podczas licznych kwest i akcji charytatywnych. W tym szczególnym okresie warto o tym pamiętać.
 

– To jest czas, kiedy wspominamy tych, którzy odeszli, nie możemy dla nich właściwie już wiele zrobić. Możemy ogarnąć ich miłością, pamięcią o nich, bo żyją dopóty, dopóki istnieją w naszej pamięci. I ogarniając ich w tych dniach bezbrzeżną miłością, pamiętajmy też o tych, którzy umierają dzisiaj, jutro, za miesiąc. Od nas zależy, jaka ta śmierć dla nich będzie. Możemy im pomóc przez finansowe wsparcie hospicjum. Kwesta listopadowa jest zastrzykiem finansowym dla naszego hospicjum. Dlatego proszę o finansowe wsparcie i pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują najbardziej – apeluje Trowska.

W tym roku tradycyjna kwesta listopadowa na rzecz Hospicjum im. św. Wawrzyńca będzie wyglądała inaczej, niż zwykle. Można ją wesprzeć poprzez bezpośrednie wpłaty na konto stowarzyszenia lub poprzez zbiórkę na Facebooku.

W piątek, 30 października przy głównych wejściach na największe gdyńskie cmentarze pojawili się wolontariusze z bezdotykowymi puszkami, które umożliwiały przekazanie datku w formie płatności bezgotówkowej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Ruda Śląska: Seniorze, dbaj o siebie także podczas zakupów
Następny artykułVisual Concert – Koncert Muzyki Filmowej i Epickiej