– To jest brylant. To jest super talent. My też chcielibyśmy, żeby Lewandowski był takim talentem. Kagawa jest takim super talentem, ale Lewandowski nie jest – mówił w 2010 roku w “Cafe Futbol” Roman Kołtoń. Okej, nikt nie spodziewał się, że Lewandowski zostanie najlepszym napastnikiem świata, ale nikt też raczej nie sądził, że Kagawa, mając 31 lat, będzie bez klubu i bez żadnej nadziei na lepsze jutro.
W XXI wieku nie było zbyt wielu japońskich piłkarzy, którzy podbili piłkarską Europę. Pionierem był Hidetoshi Nakata, który rozegrał niemal 200 spotkań w Serie A. Obecnie największym uznaniem cieszą się: 19-letni Take Kubo (wypożyczony z Realu Madryt do Villarrealu), 21-letni Takehiro Tomiyasu (obrońca Bolonii) oraz 25-letni Takumi Minamino (rezerwowy Liverpoolu). Ale naprawdę wielką karierę zrobić miał właśnie Kagawa.
Kagawa, czyli anonim, który stał się gwiazdą Bundesligi
Latem 2010 roku Borussia Dortmund, znana ze świetnego skautingu, zapłaciła około 300 tysięcy euro za Kagawę, który mógł się pochwalić awansem do 1. ligi japońskiej z klubem Cerezo Osaka. Absolwent FC Miyagi Barcelona (japońskiej filii La Masii) już w pierwszym sezonie okazał się wielkim wzmocnieniem. Bajeczna technika, wizja gry, widzenie peryferyjne, zmysł do gry kombinacyjnej i ten niesamowity luz. Tak można było opisać 21-letniego Japończyka, który, choć stracił przez kontuzje pół sezonu, to zakończył go z ośmioma golami i mistrzostwem Niemiec. Wraz z Mario Goetze tworzyli zabójczy duet filigranowych ofensywnych pomocników, których dziennikarze porównywali z Leo Messim.
Sezon 2011/12 również zakończył z tytułem mistrza Niemiec. Tym razem mógł się już jednak pochwalić 13 golami i 12 asystami (kilka z nich na bramki zamienił Lewandowski). Latem 2012 roku Kawaga został sprzedany za zaledwie 16 milionów euro do Manchesteru United. I kiedy jego dawni koledzy grali w finale Ligi Mistrzów, on oglądał ich poczynania na kanapie. Mógł im za to pokazać złoty medal za wygranie Premier League. W nowej drużynie nie był jednak gwiazdą. Sir Alex Ferguson spokojnie wprowadzał go do drużyny. Debiutancki sezon w angielskiej lidze zakończył z sześcioma bramkami i czterema asystami w 20 meczach. Nie było źle, ale oczekiwania były znacznie większe.
– Serce mi pęka, gdy widzę, co z Shinji Kagawą robi Manchester United. Jednego z najlepszych piłkarzy świata wpuszcza się na 20 minut i jeszcze wystawia na lewym skrzydle! Shinji to rozgrywający – żalił się w mediach Juergen Klopp, który wypromował go w BVB.
Okazało się jednak, że najgorsze miało dopiero nadejść. W kolejnym sezonie Fergusona już nie było, ale David Moyes też nie umiał wykorzystać potencjału Japończyka. Kagawa rozegrał 18 meczów i nie strzelił żadnego gola. Zebrał tylko cztery asysty. Po dwóch latach United bez żalu sprzedał go do Borussii za osiem milionów euro, czyli za dwa razy mniej, niż sami płacili. Czy jego nieudany pobyt w Anglii można zwalić tylko na złe dopasowanie go do taktyki? Niekoniecznie.
– Podczas gry w United Shinji próbował wzmocnić się fizycznie, aby przystosować się do angielskiego, siłowego futbolu. Styl gry drużyny Moyesa wymagał bardziej fizycznego przygotowania. Myślę, że przez to stracił szybkość, co odbiło się na jego występach. Brakowało mu lekkości, którą wcześniej zachwycał – wyjaśniał Kosuke Tajima, japoński dziennikarz.
Powrót do Borussii Dortmund
W latach 2014-16 Kagawa wrócił na właściwe tory. Może nie zachwycał tak, jak przed wyjazdem do Anglii, ale 14 goli i 15 asyst w ciągu dwóch sezonów Bundesligi to przyzwoity wynik. Problem w tym, że w sezonie 2016/17 przestał być ważnym zawodnikiem (tylko jeden gol i sześć asyst w sezonie). A w kolejnych rozgrywkach dokuczały mu kontuzje.
Latem 2018 roku nowym trenerem BVB został Lucien Favre, który nie widział miejsca dla Kagawy. Przez pół roku dał mu zagrać przez 98 minut w lidze, więc zimą 2019 roku reprezentant Japonii przeszedł do Besiktasu, aby się odbudować. W lidze tureckiej nie został jednak gwiazdą i po pół roku odszedł do Realu Saragossa, który grał w drugiej lidze hiszpańskiej. 30-letni Kagawa wierzył, że w technicznej lidze odnajdzie się doskonale. W końcu od zawsze marzył o grze na Półwyspie Iberyjskim, a do transferu do Realu namówił go Ander Herrera, kolega z Manchesteru.
Kagawa zgodził się na obniżkę pensji, ale Hiszpanie i tak go nie chcieli
Cztery gole i jedna asysta – tak mizernie prezentuje się bilans Kagawy z zeszłego sezonu. Klub z Saragossy uznał, że nie przedłuży z nim umowy, choć piłkarz zgodził się nawet na obniżkę pensji. Zamiast 700 tysięcy euro rocznie, chciał zarabiać zaledwie 450 tysięcy. Hiszpanie i tak odmówili współpracy. I choć latem pomocnik nie był związany z żadnym klubem, to nawet drugoligowa Fortuna Duesseldorf nie była nim zainteresowana. – To nie jest odpowiedni piłkarz do gry w 2. Bundeslidze – stwierdził Klaus Allofs, członek zarządu Fortuny, nawet mimo podkreślenia niezwykłych umiejętności technicznych Japończyka.
Niedługo minie miesiąc odkąd zamknęło się okno transferowe, a 31-letni Kagawa wciąż nie ma klubu. I nie zanosi się, że ten klub znajdzie. Może jego agenci powinni poszukać klubu w Holandii? Na nową gwiazdę Eredivisie wyrasta Goetze, czyli piłkarz o podobnej charakterystyce, który też znalazł się na poważnym zakręcie. I pomyśleć, że Goetze i Kagawa, największe gwiazdy mistrzowskiej Borussii z 2011 roku, chcą odbudowywać swoje kariery, a Lewandowski, niegdyś zmiennik Lucasa Bariossa, ściga się z Cristiano Ronaldo i Leo Messim.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS