Organizacja duchowieństwa do obrony kościołów, zalecenia, by na akty profanacji odpowiedzią była modlitwa przebłagalna oraz prośba o nawrócenie i opamiętanie sprawców – tak wygląda list do kapłanów diecezji szczecińsko-kamieńskiej abp. Andrzeja Dzięgi. Każda parafia ma wybrać przynajmniej jedno popołudnie przebłagalne (najlepiej niech to robi codziennie) od 28 października do 8 listopada. Miejsca profanacji mają być poświęcone wodą święconą.
Poza przepraszaniem wierni mają też dziękować „za Sędziów Trybunału Konstytucyjnego, za wnioskodawców pełniejszej ochrony życia nienarodzonych” i błagać „o łaskę nawrócenia i opamiętania dla organizatorów oraz uczestników bezbożnych manifestacji przeciwko prawnej ochronie życia dzieci”.
Czytaj też: Prezes chciałby, by monopol na chamstwo i arogancję zachowała partia rządząca
Ale to nie wszystko. Dzięga udziela instrukcji formacjom paramilitarnym Straży Świątynnej i Służbie Porządkowej, ogłaszając pobór mężczyzn do wstępowania w szeregi formacji, która ma chronić przestrzenie kościołów. Rekrutować należy „sprawdzonych mężczyzn”. Kobiety, jak to w kościele, wstąpić w szeregi tych formacji nie mogą. Zgrupowania mają działać pod czujnym okiem księdza proboszcza, który niejako z urzędu ma objąć dowództwo. „Służba nie drużba” – poza różańcem, używania święconej wody przez przeszkolonych mężczyzn formacja ma chronić kościoła i dokumentować ataki. W ramach oznakowania mężczyźni mają nosić na rękach opaski w barwach papieskich, maryjnych, względnie narodowych.
Dzięga przypomina, że kiedy zajdzie potrzeba, ksiądz ma odprawiać egzorcyzmy wobec miejsc, spraw i osób w trudnych sprawach duszpasterskich.
W liście nie zabrakło odwołania do sądu Bożego. Zdaniem Dzięgi na tym sądzie Bóg osądzi „wszystkich faktycznych sprawców morderstw na dzieciach”.
Czytaj także: Kaczyński podpalił Polskę, a teraz polewa ją benzyną
Abp. Dzięga kończy list nader praktycznym wskazaniem: „Po raz kolejny proszę też wszystkich Was Drodzy Księża, nie promujcie Komunii Świętej na rękę” (pisownia oryginalna).
Jak nakazuje forma ojcowskiego pouczenia, kończy się ono błogosławieństwem „na ten niełatwy czas”.
W istocie czas jest trudny. Zwłaszcza dla biskupa, który niczego nie zrozumiał ani nawet nie próbuje zrozumieć. Zupełnie, jakby wstał z trwającego siedem lat snu, przegapiając ostatnie trzy encykliki papieża Franciszka, którego fundamentem nauczania jest pokój, braterstwo i dialog. W sierpniu papież napisał na Twitterze, że „Bóg nie potrzebuje być przez nikogo broniony i nie chce, aby Jego imię było używane do terroryzowania ludzi. Proszę wszystkich o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy, ekstremizmu i ślepego fanatyzmu”.
List arcybiskupa Dzięgi pokazuje zaściankowość polskiego katolicyzmu. Jego przekaz jest prosty, sporo w nim pogardy i nierozumienia wobec protestujących. Jego owocem – jeśli użyć metafory z ewangelii – będzie konfrontacja.
Czytaj także: PiS traci kontrolę. „Nagle okazało się, że partia nie jest tak silna, jak sama o sobie myśli”
Diecezja Dzięgi należy do najbardziej zlaicyzowanych w Polsce. Co niby może pociągnąć wiernych do arcybiskupa, który bawi się w kościelne wojsko, jest stałym bywalcem imprez organizowanych przez Radio Maryja i przyjacielem Sławoja Leszka Głódzia, który zszedł w hańbie z tronu metropolity archidiecezji w Gdańsku.
Dzięga nie jest tu wyjątkiem. Biskupi pomimo wrzenia ulicy będą trwali przy swoim. Zaraz po ogłoszeniu wyroku, Trybunałowi Przyłębskiej podziękował przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Stanisław Gądecki: „Z wielkim uznaniem przyjąłem dzisiejszą decyzję Trybunału Konstytucyjnego”. Jego zastępca Marek Jędraszewski na wieść o orzeczeniu stwierdził: „Trudno sobie wyobrazić wspanialszą wiadomość podaną właśnie dzisiaj, w obchodzoną uroczystość papieża, który pragnął przejść do historii przede wszystkim jako papież rodzin”.
Kiedy jednak cały kraj ogarnęła fala protestów, Gądecki, jakby szukaj usprawiedliwienia, z rozbrajającą prostotą stwierdził, że przecież Kościół nie stanowi w Polsce prawa, więc oburzenie pod jego adresem jest nieuzasadnione.
Powiedzmy sobie jasno. To oczywiste, że bez stałej presji Kościoła do wyroku z 22 października nigdy by nie doszło. Jest on nie tyle troską „o nienarodzonych”, jak powtarzają komentatorzy katoliccy i prawicowi, ile spłatą długu politycznego zaciągniętego przez PiS wobec polskiego kleru, a zwłaszcza biskupów. Bez Kościoła partia Kaczyńskiego nie wygrałaby żadnych wyborów. Ofiarą, którą złożyło w podzięce biskupom PiS, jest cierpienie kobiet.
Wybijający się, jak mogłoby się wydawać, z grona polskich biskupów arcybiskup Wojciech Polak zbuntowanym Polkom też nie ma nic do powiedzenia. Jego uwagi, że „nie można oczekiwać od osób wierzących, aby wyparli się jednego z fundamentów swojej wiary, jakim jest szacunek dla każdego życia od poczęcia do naturalnej śmierci” oraz „troska o deeskalację konfliktu, a nie jego wzmaganie”, to klasyka mowy trawy. Marek Jędraszewski, na jego tle, w języku konfrontacji jest przynajmniej konsekwentny. Odnosząc się do protestów, stwierdził, że jedynie Kościół katolicki jest tą instytucją, która w sposób konsekwentny i jasny stoi na straży świętości i godności każdego ludzkiego życia od chwili jego poczęcia do momentu naturalnej śmierci. Według niego to nie kobiety, ale Kościół jest ofiarą wyroku Trybunału Przyłębskiej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS