Karolina Laskowska: Jak to się stało, że po ukończeniu finansów i rachunkowości zostałaś podróżniczką?
Dominika Żółkowska: Wybrałam te studia, bo wydawały mi się przyszłościowe.
Liczyłam na szybkie znalezienie dobrze płatnej pracy. W końcu każdy potrzebuje księgowej lub kogoś “ogarniającego” firmowe finanse. Jednak cały czas chciałam podróżować, poznawać inne kultury i języki.
Będąc na 2. roku, otrzymałam propozycję wyjazdu na praktyki do Portugalii w ramach programu Erasmus. Stanęłam na uszach, żeby tylko zdobyć to stypendium. Nie było to łatwe. Uczelnia dawała pieniądze, ale ja musiałam znaleźć miejsce. To był przełomowy moment w karierze podróżniczki. Zostałam rzucona na głęboką wodę. Zupełnie sama w obcym kraju. Bardzo mi się to spodobało.
Po powrocie do Polski brakowało mi adrenaliny, więc szybko wyjechałam do Szwajcarii i dzięki projektowi Au Pair pracowałam jako niania. Miałam dużo dni urlopu i wykorzystywałam je na podróże. Później wyjechałam do Australii. Pracowałam tam oraz studiowałam zarządzanie w turystyce. Nie chciałam zostać na dłużej, więc oszczędzałam na dalsze wyprawy.
ZOBACZ WIDEO: Przeskanowali fragment dżungli w Kolumbii. Sensacja po prawie 50 latach
Podróżowałaś wcześniej po całym świecie, a teraz mieszkasz w Kolumbii. Jak wpadłaś na pomysł przeprowadzki do tego kraju?
Do Kolumbii trafiłam podczas mojej podróży dookoła świata, którą zaczęłam w 2018 r. Wtedy kończyła mi się wiza w Australii. Ruszyłam dalej z zielonym plecakiem. Poleciałam na pół roku do Azji. Podróżowałam i pracowałam na miejscu. Nie otrzymywałam wynagrodzenia, ale wyżywienie i nocleg. To mi wystarczało.
Mogłam poznać też lokalną kulturę, np. pracowałam z młodą Wietnamką w jej biurze podróży, a w Nepalu mieszkałam w odległej wiosce. Gotowałam na podłodze, prałam z lokalnymi kobietami w misce przy źródle i nosiłam wiadra wody, by wziąć prysznic. To dopiero uczy odpowiedzialności za zużytą wodę.
Niestety, na Filipinach miałam mały wypadek z kolanem i musiałam wrócić do Polski. Ale wciąż myślałam o niedokończonej podróży. Zawsze marzyła mi się Ameryka Południowa. Najtańsze bilety były akurat do Kolumbii. Kupiłam w jedną stronę.
Szybko znalazłaś tam pracę?
Po paru dniach zatrudniłam się w hostelu w Santa Marcie. Potem udałam się do Cartageny. Tak mi się spodobało to miasto, że zapisałam się tam na miesięczny kurs hiszpańskiego.
W międzyczasie poznałam mojego chłopaka. Znalazłam pracę w hotelu, za którą otrzymywałam już pieniądze. Później rozkręciłam biznes z sesjami fotograficznymi i tworzyłam treści na portalach społecznościowych dla lokalnych restauracji. Aktualnie współpracuję też zdalnie z polskimi markami i chcę otworzyć sklep internetowy z produktami z Kolumbii.
Kolumbia to różnorodny kraj, więc pewnie nie narzekasz na nudę w wolnym czasie i możesz polecić wiele atrakcji.
To piękny kraj i każdy znajdzie coś dla siebie. Plaże, rajskie wyspy, góry, jeziora, pustynie, wulkany, dżungle, nowoczesne metropolie, ale też urocze i malutkie wioski. Można rano wygrzewać się w 35-stopniowym upale, a wieczorem być już w innej części kraju i chodzić w kurtce. Cartagena jest najbardziej turystycznym miastem w całej Kolumbii. Nic dziwnego, bo zachwyca kolonialną architekturą i piękną pogodą przez cały rok. Jest tutaj bardzo romantycznie i mnóstwo par z całego świata decyduje się tu wziąć ślub. Obowiązkowo warto wybrać się na spacer po starym mieście oraz na Wyspy Rosario.
Zaskoczyło Cię coś w zachowaniu Kolumbijczyków?
Są bardzo przyjaźni, pomocni oraz zawsze uśmiechnięci! Nie lubią sprawiać przykrości innym. Uczeni od małego, że nie można odmawiać, nigdy nie mówią “nie”, bo to niegrzeczne. Początkowo tego nie wiedziałam i nie rozumiałam skwaszonych min moich kolumbijskich znajomych, kiedy pytali mnie o opinie na jakiś temat, a ja zgodnie ze swoim sumieniem odpowiadałam negatywnie. Nie rozumiałam też, dlaczego mój chłopak mówi, że jestem agresywna, gdy na coś się nie zgadzam. Sam dopiero po długim czasie przyznał się, że nie lubi tańczyć bachaty, a robił to, bo ja ją lubię. Obecnie nauczył się odmawiać.
Życie w Kolumbii nie jest dla każdego. Trzeba być świadomym stylu bycia mieszkańców i go zaakceptować. Kolumbijczykom nigdzie się nie śpieszy i niewieloma sprawami się przejmują. Umawianie się z fachowcem na jutro czy pojutrze nie ma sensu, bo i tak zapomni i nie przyjdzie. Żeby żyć z nimi w zgodzie, trzeba żyć jak oni (śmiech).
Kolumbia słynie też z nietypowej kuchni. Polecisz jakieś szczególne dania?
Koniecznie warto spróbować “bandeja paisa”. To danie z regionu Antioquia, ale można je dostać w całej Kolumbii. Tylko uwaga! Porcja jest ogromna. Zawiera: 5 rodzajów mięsa, fasole, pieczone banany, ryż, awokado i placki z kukurydzianej mąki.
Kolumbijczycy mają też oryginalne zwyczaje, np. dzieciom podaje się na śniadanie kawę z mlekiem. Byłam tym zaskoczona. Mieszkańcy regionu Santander jedzą regularnie duże mrówki. Mówi się, że dzięki nim żyje się dłużej. To akurat zaskoczyło mnie nieco mniej, bo widziałam w Wietnamie, jak moja gospodyni kupiła na bazarze worek żywych larw i żywcem usmażyła je na obiad.
Wielu obcokrajowców uważa, że to niebezpieczny kraj. Jaki jest w rzeczywistości?
Na szczęście są to opinie ludzi, którzy nigdy nie byli w Kolumbii i znają ją tylko z wiadomości lub seriali. Każdy, kto ją odwiedził, jest w niej zakochany i chce tu wrócić. Ludzie myślą, że to, co działo się za czasów Pabla Escobara, jest kontynuowane. Sytuacja uspokoiła się po zabiciu króla narkotykowego na początku lat 90. Kolumbia bardzo się zmieniła. Podróżowanie jest bezpieczne, ale trzeba być świadomym, że to nie Europa, a Ameryka Południowa, gdzie większość ludzi żyje ze sprzedaży na ulicy.
Kradzieże są bardzo popularne. Pilnowanie rzeczy to podstawa. Nie wyobrażam sobie zostawić torebki albo telefonu, choć na sekundę bez opieki. Złodzieje są szybcy i zwinni. Ale jeśli ktoś widzi z boku, że ktoś kradnie, to od razu krzyczy, by ostrzec innych. Wtedy wszyscy rzucają się na złodzieja i powstaje mała bójka. Nie czułam się w Kolumbii zagrożona, a podróżowałam sama. Po części ludzie mieli rację, że już nie wrócę. Zostałam tam z własnej woli (śmiech).
Porozmawiajmy też o aktualnej sytuacji związanej z pandemią COVID-19. Według oficjalnych statystyk w Kolumbii wykryto ponad milion przypadków zachorowań. Jakie zmiany zaszły w życiu mieszkańców?
Bardzo szybko zareagowano na pierwsze przypadki wirusa. Kwarantanna zaczęła się od połowy marca (wtedy było ok. 30 potwierdzonych przypadków) i skończyła się dopiero we wrześniu. 6 miesięcy siedzenia w domu. Prezydent co 14 dni ją przedłużał, więc przez te pół roku żyliśmy z nadzieją, że w końcu nadejdzie jej koniec. Najgorszy był lipiec i sierpień. Wtedy wykryto najwięcej zakażeń. Na zakupy można było iść w wyznaczone dni. Było to regulowane ostatnią cyfrą w dowodzie, np. w poniedziałki szły osoby z ostatnią cyfrą “1”, we wtorki z “2” itd. Był też okres z dodatkowym podziałem na kobiety i mężczyzn.
Oczywiście na każdym kroku mierzono temperaturę. Policja zatrzymywała ludzi na ulicy i sprawdzała dowody, kontrolując, czy dziś jest twój dzień zakupów. Jeśli nie miało się specjalnego pozwolenia na pracę lub szło do sklepu w zły dzień, otrzymywało się mandat. To były straszne miesiące.
Od września Kolumbia zaczęła się stopniowo otwierać. Można chodzić do restauracji i na zakupy w dowolny dzień. Bary są otwarte do północy, ale obowiązuje zakaz tańczenia. Otworzono też lotniska. Przez ten czas bardzo dużo osób straciło pracę. Totalnym absurdem jest dla mnie limit miejsc na plaży. Trzeba rejestrować się online i pokazać przy wejściu swój numer rezerwacji. Kontrola prawie jak na lotniskach.
Mieszkańcy bardzo przestrzegają restrykcji, chodzą w maseczkach i dezynfekują ręce. Są nadal uśmiechnięci, ale widać, że boją się wirusa i przeraża ich ta sytuacja. Już nie wspomnę o presji, jaką wywołują wiadomości w TV. Liczba samobójstw zwiększyła się. Każdy jest niepewny jutra.
Sytuacja jest trudna. Miejmy nadzieję, że ulegnie poprawie i będziemy mogli znowu podróżować m.in. do Kolumbii. Podzielisz się na koniec jakimiś radami dla osób obawiających się samotnych wypraw?
Dużo osób dziwi się i podziwia moją odwagę. Zasypują mnie pytaniami. Dlaczego sama? A co będę robić? Skąd wiem, dokąd iść? Poznałam wiele osób, które chętnie mi pomagały, nawet gdy tego nie potrzebowałam. Trzymam się zasady: rób to, co kochasz, a odpowiednich ludzi spotkasz po drodze! Moja rada: zrób ten pierwszy krok. Podróżując samemu, wychodzisz ze strefy komfortu. Strachu nie czują tylko szaleńcy. Ważne, by nie paraliżował, a motywował do działania. To jest właśnie odwaga.
Pieniądze też zawsze można zarobić. Ja nie wydaję ich „na głupoty”. Nie mam dużo ubrań ani kosmetyków. Podejmuję się nietypowych prac, np. lepiłam i sprzedawałam pierogi w Sydney, by zarobić na podróż do Nowej Zelandii. Oszczędzam, bo chcę odwiedzić wszystkie kraje na świecie. Śmieję się, że jeśli w każdym państwie będę mieszkać przez 2 lata, to nie starczy mi życia, by zrealizować mój cel (śmiech).
Dominika Żółkowska – autorka bloga “Zielony Plecak” o Kolumbii, fotografka, poszukiwaczka przygód a przede wszystkim podróżniczka, która podczas wyprawy dookoła świata zamieszkała nad Morzem Karaibskim w Cartagenie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS