Po piątej przez Olszanicę pędzą w stronę Iwin jeden po drugim niebieskie jelcze z pracownikami Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi. Wieś śpi jeszcze, ciemno, księżyc wikła się w gałęziach lip splątanych nad drogą w beczkowate sklepienie. Na Garcówce część autobusów odbija w lewo, w krótką asfaltówkę wiodącą ku ukrytemu w lesie szybowi K-II. Od niego zaczęły się dzieje polskiej miedzi, historia KGHM.
Fałd ziemi
Synklina to fałd ziemi. Kilkadziesiąt milionów lat temu potężne siły zrobiły taki fałd właśnie w tym miejscu, wynosząc ku powierzchni bardzo stare warstwy skalne. Tym kaprysem natury zainteresowali się w latach trzydziestych ubiegłego wieku niemieccy geologowie. III Rzesza gotowała się do wojny, rozwijała swój potencjał zbrojeniowy i potrzebowała nowych złóż surowców dla swojego przemysłu. Naukowcy zaplanowali wykonanie na terenie synkliny grodzieckiej 50 otworów wiertniczych. Według Jana Paździory, byłego dyrektora ekonomicznego Zakładów Górniczych Konrad w Iwinach i autora książek o tzw. starym zagłębiu, poprzestano na 40. Do dziś zachowała się podstawowa dokumentacja 33 wierceń z lat 1935-1936. Na ich podstawie stwierdzono występowanie złoża rudy miedzi rozprzestrzenionego na obszarze ok. 74 kilometrów kwadratowych i schodzącego po upadowej na głębokość tysiąca metrów.
Kopalnia na Młyńskim Wzgórzu
W latach 1936-1937 potwierdzono, że miedź jest również w sąsiedniej synklinie złotoryjskiej, co przyspieszyło decyzję o przystąpieniu do eksploatacji obu złóż. Specjalnie w tym celu zawiązała się spółka aukcyjna Berg und Huetten Aktiengesellschaft (BuHAG) z siedzibą w Breslau. Głównymi udziałowcami BuHAG-u były koncern Bergwerkgesellschaft Georg von Giesche`s Erben oraz Ministerstwo Gospodarki Rzeszy Niemieckiej. 18 listopada 1938 roku BuHAG rozpoczął budowę swej pierwszej kopalni rudy miedzi od drążenia szybu na tzw. Młyńskim Wzgórzu (Mühlberg) koło Alzenau czyli dzisiejszej Olszanicy. Szybem, nazwanym później przez Polaków K-II, pod koniec 1940 roku można się było opuścić na głębokość 211 metrów. W następnym etapie założono dwa poziomy wydobywcze – 156 metrów i 200 metrów – i w 1944 roku przystąpiono do wstępnej eksploatacji złoża na wyższym z nich. Natura niełatwo dawała się Niemcom ujarzmić, bo w tymże 1944 roku szyb został dwukrotnie zalany wodą, a krótko potem nadciągająca od wschodu radziecka ofensywa wymusiła przerwanie robót górniczych i ewakuację.
Wagoniki nad ziemią
Korzystając m.in. z robotników przymusowych i jeńców wojennych BuHAG zdołał się przez te kilka lat solidnie rozwinąć. Prócz wspomnianej wyżej Mühlberg-Grube bei Alzenau (K-II) w skład firmy wchodziły jeszcze trzy kopalnie miedzi: Mittlau-Grube (czyli późniejsza K-I w Iwinach), Liebichau-Grube (czyli kopalnia Lubichów) oraz Wahlstadt-Grube bei Haasel (czyli przyszłe Zakłady Górnicze Lena w Wilkowie). Pod Bautzen (Bolesławcem) wybudowano hutę miedzi (Kupferhuette Wiesau), aby przerabiać wydobywaną w Olszanicy i Iwinach rudę. Między hutą a kopalniami K-II i K-I powstała kilkunstokilometrowa kolejka linowa jak z futurystycznego snu: w zawieszonych wysoko nad polami, łąkami i drogami wagonikach urobek wędrował do przetopu. Rozrzucone po okolicy potężne bloki betonu były niegdyś fundamentami słupów, na których rozpięto stalowe liny. Architekci kreślili plany budowy u podnóża zamku w Grodźcu 40-tysięcznego górniczego miasta Josef Wagnerstadt, przewidując dalszy rozwój miedziowego zagłębia. Po klęsce niemieckiej armii pod Stalingradem i załamaniu się hitlerowskiego natarcia wizja wzniesienia BuHAG-owskiego Josef Wagnerstadt kompletnie się rozwiała.
Pionierzy polskiej miedzi
Przed nadejściem Rosjan BuHAG zdemontował i wywiózł na zachód część maszyn, a potem zatopił wszystkie kopalnie. Reszta przemysłowej infrastruktury uległa dewastacji. W miarę przesuwania się linii frontu polskie władze przejmowały poniemieckie zakłady na Dolnym Śląsku, traktując je często jako zaplecze maszyn i części zamiennych dla fabryk uruchamianych w głębi zrujnowanego kraju. Niezależnie rabunek prowadzili Rosjanie.
Sytuacja zmieniła się, gdy latem 1945 roku na konferencji w Poczdamie przyznano Polsce tzw. Ziemie Odzyskane. Rząd potrzebował miedzi, by odbudować gospodarkę, więc w styczniu 1946 roku Ministerstwo Ziem Odzyskanych oraz Państwowy Urząd Repatriacyjny oddelegowały w rejon Złotoryi 20-osobową grupę pionierów do zabezpieczenia i inwentaryzacji poniemieckich kopalń. W marcu dołączył do niej Wiktor Bombik jako pełnomocnik Ministra Przemysłu do rozpoznania stanu porzuconego przez BuHAG mienia. Kilka lat zajęły prace przy odwadnianiu kopalń miedzi, ich odbudowie i ponownym rozruchu. Równolegle tworzyła się administracyjna czapa. struktura, która miała zarządzać wskrzeszanymi do życia zakładami. Kluczowe było powstanie Zjednoczonych Zakładów Metali Nieżelaznych i Biura Budowy Kopalń ZZMN w Bolesławcu, kierowanego przez przybyłego z Kresów inżyniera Leona Lautersztajna.
Upadowa Grodziec
1 stycznia 1950 roku, na gruzach BuHAG-u, rodzą się pierwsze polskie kopalnie miedzi: Zakłady Górnicze „Konrad” w budowie i Zakłady Górnicze „Lena” w budowie. W kolejnych latach dołączą do nich legnicka huta, ZG Nowy Kościół i ZG Lubichów. Po wypompowaniu wody, schowany w lesie koło Olszanicy szyb dawnej Mühlberg-Grube staje się jednym z trzech obszarów eksploatacyjnych ZG „Konrad” w Iwinach, wykorzystywanym później także jako miejsce szkolenia młodzieży z techników górniczych w Bolesławcu i Lubinie. Zupełnie nowym obszarem wydobycia staje się uruchomiona w 1949 roku w sąsiedztwie dawnego pałacu Herberta von Dirksena Upadowa Grodziec. Ma formę pochyłego korytarza zagłębiającego się w złożu z poprowadzonymi na różnych poziomach chodnikami, w których fedrowano urobek i wywożono wagonikami na powierzchnię. W 1961 roku wydobycie w Upadowej Grodziec osiągnęło rekordową wartość: 232,5 tys. ton rudy miedzi. Skałę wożono do flotacji do Iwin. Służyła do tego wąskotorowa kolejka, która do lat sześćdziesiątych kursowała z Grodźca przez Olszanicę.
Górnicy „Konrada”
Zakłady Górnicze „Konrad” w Iwinach, których częścią były Upadowa Grodziec i kopalna K-II w Olszanicy, w latach sześćdziesiątych zatrudniały ponad 3 tysiące ludzi. Autobusy dowoziły ich spod Węglińca, Gryfowa, Bolesławca, Chojnowa, Złotoryi, Legnicy. We wsiach gminy Zagrodno w co drugim domu mieszkał jakiś górnik.
– To było jednak coś więcej niż tylko zakład pracy – wspominał na łamach Gazety Wrocławskiej Jan Paździora. – Kopalnia prowadziła zakładową szkołę, przedszkole, budowała osiedla pracownicze w Olszanicy, Iwinach, stawiała całe dzielnice w Bolesławcu. W sumie jakieś 7 tysięcy mieszkań. Miała Dom Górnika w Bolesławcu, a w nim orkiestrę dętą i chór, który kiedyś zajął pierwsze miejsce na ogólnopolskim festiwalu chórów w Wodzisławiu. W zakładowym klubie sportowym trenowali bokserzy, tacy jak Ryszard Tomczyk, mistrz Europy, trzykrotny mistrz Polski i olimpijczyk.
Na zdjęciu: Dawna kopalnia K-II w Olszanicy. W tle staw osadowy ZG „Konrad”.
Buldożery i palniki
W 1976 roku ZG „Konrad” osiągnął wydobycie 1 437 540 ton. Była to wówczas największa kopalnia rud miedzi w Europie. Serce Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi. Ale wraz z rozwojem kopalń w rejonie Lubina i Polkowic, stare zagłębie traciło na znaczeniu. Złoża się wyczerpywały, zawartość metalu w rudzie nie wyglądała imponująco w porównaniu z możliwościami nowego Legnicko-Głogowskiego Okręgu Miedziowego. W 1967 roku zakończył działalność „Nowy Kościół”, sześć lat później „Lena”.
Najdłużej przetrwały Zakłady Górnicze „Konrad”. W 1987 roku względy ekonomiczne zaważyły na decyzji o likwidacji kopalni w Iwinach. Jeszcze przez dwa lata wyciągano na powierzchnię ostatnie tony urobku. Potem wyłączono pompy i żywioł, z którym tak dzielnie zmagano się przez pół wieku, dokonał dzieła zniszczenia. Tysiące metrów chodników, szyb sięgający ponad 800 metrów w głąb ziemi zalała woda. Wtórowały jej buldożery i palniki acetylenowe, dokonujące zagłady na powierzchni. Z wieży szybowej K-I zostało koło linowe zatopione na pamiątkę w betonie. Koła, które opuszczały górników w czeluść szybu K-II, uratował przed zezłomowaniem Andrzej Kowalski ze Złotoryjskiego Towarzystwa Tradycji Górniczych. Można je dziś obejrzeć w skansenie górniczym w Leszczynie. Hałdy porosły samosiejkami
Kamień w pustkę
Jeśli ktoś, śladem niebieskich jelczy, w Garcówce skręci w las, sfatygowana asfaltówka poprowadzi go przez zardzewiałe tory wąskotorówki do zwróconego przyrodzie placu po kopalni. Drzewa i krzewy nie pozwalają rozpoznać fundamentów po wyburzonych budynkach, ale miejsce, gdzie kiedyś wznosił się szyb K-II nietrudno odnaleźć. Wyznacza go betonowy kwadrat z niewielką dziurką pośrodku. Gdy wrzucić w nią kamień, w końcu sięgnie wypełniającej dawną kopalnię wody. Ale spadając, długo będzie huczał, oznajmiając pustkę. Brak.
Piotr Kanikowski
FOT. ARCHIWUM
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS