– To wszystko jest postawione na głowie. Ludzie narzekają, że nie mogą się do nas dodzwonić po kilka dni, ale my naprawdę już nie dajemy rady. W naszej stacji od początku pandemii nie zatrudniono ani jednej dodatkowej osoby. Padamy z przemęczenia. Za pracę w nadgodzinach nie dostaliśmy ani grosza. Widać, jak mówiła premier Szydło, pieniądze należą się tylko rządzącym, a nie zwykłym pracownikom – mówi nam pracownik powiatowej stacji sanepidu w średniej wielkości mieście w Małopolsce.
Zatrudnienie nie uległo istotnej zmianie
O dane dotyczące zatrudnienia w sanepidzie, który podczas epidemii COVID-19 odgrywa kluczową rolę w zapobieganiu rozprzestrzeniania się wirusa, poprosiliśmy więc małopolski sanepid. W przysłane odpowiedzi trudno rzeczywiście uwierzyć.
„Zatrudnienie w WSSE w okresie od marca do września nie uległo istotnej zmianie. W Małopolsce w Państwowej Inspekcji Sanitarnej zatrudnionych jest 995 osób (na dzień 14.10.2020), z tego około 18,5 proc. stanowi obsługa administracyjna oraz 7,45 proc. stanowią pracownicy laboratoryjni” – czytamy w odpowiedzi biura prasowego małopolskiego sanepidu.
Czy to oznacza, że mimo epidemii nie przybył ani jeden etat? (!) – dopytujemy. W odpowiedzi słyszymy, żeby mogło się coś nieznacznie zmienić – ktoś doszedł, ktoś odszedł, ale generalnie istotnych zmian nie było.
Co z nadgodzinami?
– Jestem przekonany, że mielibyśmy w Polsce dziś mniej zakażonych, gdyby sanepid działał sprawniej i gdyby osoby, które mają pozytywne wyniki, mogły się od razu dowiedzieć, co mają robić i gdyby od razu identyfikowano, z kim się spotykały. Jeśli takie działania odbywają się z tygodniowym czy dwutygodniowym opóźnieniem, to niewiele już dają – ocenia poseł Aleksander Miszalski, który wraz z posłem Markiem Sową interweniował u małopolskiego wojewody ws. sanepidu i prosił o kwoty dotyczące finansowania inspekcji.
– Z odpowiedzi, którą otrzymaliśmy wynika, że przez siedem miesięcy epidemii tylko dwóch pracowników małopolskiego urzędu wojewódzkiego w Krakowie oddelegowano za ich zgodą do powiatowej stacji sanepidu w Nowym Sączu – zdradza poseł Marek Sowa. I komentuje: – Ta służba jest kompletnie niedoinwestowana, a jej kultura pracy zorganizowana w anachroniczny sposób.
A co z nadgodzinami? „Kwestia nadgodzin była regulowana w każdej stacji indywidualnie. Części z nich zostały zabezpieczone środki na wypłatę tych godzin do czerwca, w pozostałych stacjach udzielano czasu wolnego za czas przepracowany w nadgodzinach” – informuje biuro prasowe WSSE w Krakowie.
1,3 mln zł dla sanepidu od wojewody
To wszystko nie oznacza, że wojewoda w ogóle nie dofinansowywał sanepidu ze swych rezerw celowych. Jak wynika z udostępnionych przez urząd dokumentów, robił to kilka razy. Na przykład w sierpniu tego roku przekazał 306 tys. zł na zadania związane ze zwalczaniem COVID-19, tj. dokładnie na koszty zespołów wyjazdowych karetek wymazowych w celu pobrania wymazów z gardła w domu u osób podejrzanych o zakażenie.
Wówczas przeznaczył też 4 tys. zł na koszty utylizacji materiału skażonego z karetek oraz 32 tys. zł na zakupy środków ochrony osobistej i dezynfekcji dla zespołów karetek wymazowych. Z kolei we września przesłał 11 tys. zł m.in. na zakup materiałów i usług do wysyłania korespondencji.
– Z naszych wyliczeń wynika, że wojewoda dofinansował ze swoich rezerw sanepid łączną kwotą ok. 1,3 mln zł, co oznacza, że budżety poszczególnych stacji wzrosły średnio tylko o 2 – 3 proc. Jedne trochę więcej, inne trochę mniej – informuje poseł Miszalski.
Pytaliśmy urząd wojewódzki o to, dlaczego w sanepidzie nie przybyło etatów i dlaczego pracownikom nie są płacone nadgodziny, ale dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS