4 października Władysław Dajczak, lubuski wojewoda zarządził ewakuację wszystkich pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów w Zielonej Górze. Dajczak musiał wykonać jedną z największych ewakuacji mieszkańców miasta od kilkudziesięciu lat, bo w placówce pojawiło się największe ognisko koronawirusa w Lubuskiem.
Zdaniem jego służb, ciągnące się od blisko dwóch lat nieprawidłowości w DPS-ie przyczyniły się do tego, że zostało zakażonych COVID-19 ponad sto osób.
Nieprawidłowości badają także prokuratorzy. Śledztwo w sprawie okoliczności śmierci pensjonariuszy, nieprawidłowości w opiece prowadzi zielonogórska Prokuratura Okręgowa.
Brak wymaganej liczby personelu (ponad 30 pracowników zakażonych, reszta na kwarantannie, a te, które zdecydowały się na pracę, szybko także się zakaziły) spowodował, że grupą ok. 160 pensjonariuszy opiekowało się zaledwie kilka wykwalifikowanych opiekunek. Często pracując ponad siły, nie dając rady wypełnić „misji”, którą sobie założyła Wioleta Haręźlak, dyrektor nadzorująca pracę DPS. Urzędniczka na łamach prezydenckiej gazety zapewniała, że uda jej się przeprowadzić Dom, bez konieczności ewakuacji. Ostatecznie, po pięciu dniach morderczej pracy nielicznych opiekunek, prezydent Janusz Kubicki poprosił wojewodę o ewakuację.
Dajczak przeprowadził ją sprawnie z pomocą wojska, policji i strażaków. Urzędnicy wojewody wskazali, by przewieźć pacjentów m.in. do marszałkowskich szpitali.
Gorzów alarmuje
Stan pensjonariuszy zaniepokoił lekarzy gorzowskiego szpitala. Wg Jerzego Ostroucha, prezesa lecznicy, sygnał był na tyle niepokojący, że poprosił wojewodę o pilne zwołanie konsylium konsultantów wojewódzkich. Eksperci mieli określić ścieżki leczenia pacjentów, bo w wielu przypadkach występowały braki w dokumentacji medycznej. Ostrouch chciał także, by stan seniorów określili niezależni specjaliści.
– Istotne braki w kartotekach to jedno, a drugie widoczne „gołym okiem” zaniedbania w opiece nad chorymi w postaci odleżyn i otwartych ran u części z nich – pisał prezes Ostrouch. Wskazywał na brak właściwej opieki pielęgniarskiej. Pismo upublicznił dziennikarzom. O zaniedbaniach mówił także otwarcie podczas sejmikowej komisji zdrowia i nadzwyczajnej sesji.
Radni Koalicji Obywatelskiej dopytywali o nadzór, nieprawidłowości Wioletę Haręźlak, która jest także przewodniczącą sejmiku, ale ta tłumaczyć się nie chciała. Obiecała, że na zarzuty odpowie na piśmie. Choć minął tydzień, nie zrobiła tego.
O tym, że w DPS-ie była dobra opieka, zaczęli zapewniać natomiast polityczni blogerzy sympatyzujący z Januszem Kubickim.
Bloger wie najlepiej
W miniony piątek słowa Ostroucha podważył gorzowski bloger, były polityk. Uznał, że prezes kłamał, a stan pacjentów przerysowano ze względów politycznych. Za intrygą, jego zdaniem, miała stać lubuska marszałek.
W niedzielę plotkę podgrzał Andrzej Brachmański, miejski radny prezydenckiego klubu na stronach portalu „medialnego domu” prezydenta Janusza Kubickiego. Brachmański twierdzi, że znał doskonale stan pensjonariuszy, bo przebywał w DPS-ie sześć dni i pięć nocy.
– Kłamali, bo uważali, że tym kłamstwem uderzą w prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego – grzmiał Brachmański.
Bloger i radny powołali się na raport, w którym konsultantki wojewódzkie ds. pielęgniarstwa zawarły zdanie „stan mieszkańców nie odzwierciedla skali zaniedbań pielęgnacyjno-opiekuńczych przedstawionych przez media, dyrekcję, personel lekarsko-pielęgniarski szpitala”.
W raporcie konsultantki przyznały także, że pacjenci mieli odleżyny, otarcia naskórka, byli brudni, mieli brudną odzież, odparzenia skóry, byli niedożywieni a także wycieńczeni.
Brachmański o nieprawidłowościach w opiece jednak nie wspominał. Przekonywał jedynie, że braki kadrowe to normalna sprawa w wielu DPS-ach w Polsce. Przyznał, że dyrektor był faktycznie “słaby”.
Janusz Kubicki podziękował mu za wpis i szerował artykuł na swoim Facebooku.
– Poczytajcie to. Potem będziecie wiedzieć, skąd jest termin koronahieny – zachęcał Kubicki i dyskredytował marszałek. W komentarzach podsycał emocje, pytał o konsekwencje dla polityków Platformy Obywatelskiej, którzy domagali się wyjaśnień w sprawie nieprawidłowości tego DPS-u.
– Ja chyba śnię. Osoba która z braku nadzoru spowodowała ewakuację DPS pyta o konsekwencje? Przeciążył pan szpitale, naraził tylu pensjonariuszy a teraz co, jest zadowolony? Zamiast się rozliczyć z zaniedbań atakuje tych co działają ? – odpisał Mirosław Marcinkiewicz, radny sejmiku.
Prezes: Były odleżyny, rany…
W poniedziałek Jerzy Ostrouch, prezes gorzowskiego szpitala zwołał konferencję dla dziennikarzy. Odniósł się do rewelacji blogerów.
– Pojawiły się nieprawdziwe informacje, które wprowadzają w błąd opinię publiczną i podważają pracę naszego szpitala. To ewidentne i proste do zweryfikowania kłamstwa – tłumaczył i podtrzymał stanowisko, że stan pensjonariuszy wzbudzał bardzo duże zaniepokojenie lekarzy.
– Tak, były odleżyny, rany, ludzie byli zaniedbani – powtórzył Ostrouch i tym razem pokazał dziennikarzom drastyczną dokumentację zdjęciową. Notatki personelu, który robił zapiski, przyjmując w krótkim czasie blisko 70 pacjentów DPS-u.
– To my sami wystąpiliśmy z prośbą o zwołanie konsylium, bo niektóre zapisy w kartach pacjentów pochodziły z 2017 roku. Chcieliśmy ustalić leczenie – tłumaczył Ostrouch. I zapewniał, że szpital nie ukrywał raportu konsultantów, bo ten nigdy nie trafił do lecznicy.
Wybrakowana dokumentacja medyczna pensjonariusza DPS. Szpital przedstawił kilkanaście podobnych przykładów. .
– Inaczej ustosunkowalibyśmy się do niego, punkt po punkcie. Konsultantki nie przekazały nam także wniosków dotyczących dalszej opieki i leczenia, choć właśnie o to wnosiliśmy – mówi Ostrouch.
Konsultantki nie badały pacjentów
Co najważniejsze, prezes szpitala zdradza, że konsultantki pisząc raport… nie widziały nawet pacjentów.
– Nie zbadały osobiście pacjentów, nie rozmawiały z nimi – mówi prezes.
Dlaczego?
– Nie wiemy. Konsultantki odmówiły wejścia. Choć mieliśmy przygotowane kombinezony, maski. Można było bezpiecznie przebadać pacjentów, ale nie chciały – mówi Ostrouch.
Jak przygotowano zatem raport?
– Pracę wykonano w oparciu o niepełną dokumentację – odpowiada prezes Ostrouch.
Robert Surowiec, wiceprezes szpitala: – Nasi lekarze, pielęgniarki ratowali życie przywiezionych pensjonariuszy. Nagle musieli przyjąć blisko 70 osób. Nie mieli w głowach, by wypisywać wszystkie szczegóły w kartach. Stan pacjentów miały rzetelnie ustalić konsultantki, oglądając każdego pacjenta, dając zalecenia leczenia i pielęgnowania – mówi Surowiec.
Przykład?
– Inaczej brzmi lakoniczny zapis „brudne włosy”, a inaczej „wielotygodniowy brud, który spowodował, że włosy nadawały się tylko do obcięcia”. Podobnie jest z określeniem stopnia odleżyn. Fachowiec mógł to ocenić, używając skali – mówi Anna Synowiec, radna i gorzowska prawniczka, która zaangażowała się w pomoc mieszkańcom DPS-u.
Konsultantki nie zawarły w raporcie oceny trzech przypadków śmiertelnych. Pensjonariusze umarli krótko po przewiezieniu do szpitala (dwoje podczas wizyty konsultantek jeszcze żyło).
Śledztwo w DPS: Trzeci prokurator, szukają ośrodka, gdzie zrobią sekcję zmarłych zakażonych koronawirusem
I tym bardziej groteskowo brzmi zapis w puencie raportu, że “stan zdrowotny mieszkańców nie odzwierciedla skali zaniedbań pielęgnacyjno-opiekuńczych przedstawionych przez (…) personel lekarsko-pielęgniarski szpitala”, skoro tworząc dokument, konsultantki opierały się jedynie na ustaleniach… owego personelu, a nie badały same pacjentów.
Lekarze z Gorzowa przebadali ewakuowanych pensjonariuszy zielonogórskiego DPS-u. Ich stan określają jako średnio ciężki
Biuro wojewody: To była zwykła notatka
Wojewoda powołał trzyosobowe konsylium składające się z lekarza specjalisty ds. chorób wewnętrznych i dwóch pielęgniarek. Ale pod raportem, który opublikował bloger, podpisały się jedynie mgr Otylia Schönborn, konsultant wojewódzka w dziedzinie pielęgniarstwa opieki długoterminowej oraz dr n. med. Joanna Hoffmann-Aulich, konsultant wojewódzka w dziedzinie pielęgniarstwa geriatrycznego.
Raport, którego jedynie drugą stronę z politycznym wydźwiękiem opublikował gorzowski bloger, liczył ich w sumie dwie. Nieoficjalnie ustalamy, że dokument nie jest raportem, a protokołem z czteroipółgodzinnej wizytacji konsultantek ds. pielęgniarstwa w szpitalu. A to oznacza, że ekspertki na ocenę dokumentacji jednego pensjonariusza statystycznie poświęciły ok. 4 minut. Wersję, że podczas wizytacji konsultantki nie oglądały pacjentów, potwierdza także biuro wojewody.
– To prawda, dlatego to nie jest raport, a notatka. Nie powinna zostać upubliczniona, ponieważ nie jest naszym oficjalnym stanowiskiem kończącym kontrolę w tym DPS-ie. Niewiele wnosi do sprawy – mówi Karol Zieleński, dyrektor biura wojewody. I przyznaje, że nie wie, jak dokument wyciekł. Sam nie chce go przekazać Wyborczej, bo zawiera dane wrażliwe.
– Na pewno nikt z urzędu wojewody go nie upublicznił. Kto to zrobił? Będziemy badać także tę kwestię – zapewnia Zieleński.
Dlaczego w podsumowaniu notatki nie wpisano ogólnej informacji o stanie przyjętych pacjentów, a polityczną formułkę, że prezes Ostrouch w swoich ocenach się mylił?
– Nie wiemy. My nie zlecaliśmy tej kontroli z tezą, by weryfikować słowa prezesa czy doniesienia medialne – zapewnia dyrektor Zieleński.
Anna Synowiec przyznaje, że dokument pod względem prawnym to nic niewarty bubel.
– W żadnym sądzie taka opinia biegłych by się nie ostała – mówi adwokat.
Dlaczego nie ustalono, jak leczyć?
Dlaczego konsultantki nie wystawiły zaleceń co do dalszej opieki pensjonariuszy DPS-u, choć po to zwykle zwołuje się konsylia ekspertów, i o to wnioskował prezes szpitala, biuro wojewody nie potrafi wytłumaczyć.
Próbowaliśmy to ustalić u źródła. Udało się nam porozmawiać z dr Joanną Hoffmann-Aulich, wojewódzką konsultant ds. pielęgniarstwa. Po kilkugodzinnym oczekiwaniu na autoryzację konsultant wycofała się z udzielenia komentarza Gazecie Wyborczej po tym, gdy sprawę upubliczniły inne gazety i radia.
– Po kolejnych doniesieniach w mediach postanowiłam zrezygnować z udzielania jakichkolwiek informacji związanych z DPS w Zielonej Górze – odpisała konsultant i zaznaczyła, że jej raport był bezstronny i obiektywny.
Próbowaliśmy skontaktować się telefonicznie z Otylią Schönborn, konsultant wojewódzką w dziedzinie pielęgniarstwa opieki długoterminowej, gdy to się nie udało, przesłaliśmy pytania na skrzynkę mailową. Czekamy na odpowiedź.
Obie konsultantki pytaliśmy m.in. o to: dlaczego nie zdecydowały się obejrzeć pensjonariuszy osobiście, nie chciały sprawdzić stanu skóry, zobaczyć odleżyn, ran, o których mówił prezes szpitala? Pytaliśmy także, czy dysponowały pełną dokumentacją medyczną 67 pacjentów? Czy w dokumentacji dostrzegły jakiekolwiek braki?
Szpital do rodzin
Gorzowski szpital uspokaja rodziny. Wszystkim przyjętym pensjonariuszom wykonano badania biochemiczne krwi, które dają informacje o funkcjonowaniu prawie wszystkich narządów i gruczołów, ocenę stanu nawodnienia i odżywienia pacjenta.
Zarząd szpitala podjął decyzję o dodatkowej suplementacji witaminowej pacjentów w postaci wysokobiałkowej i wysokoenergetycznej żywności specjalnego przeznaczenia medycznego. Te pomógł kupić Jacek Wójcicki, prezydent Gorzowa.
Czytaj także: W Twojej Sprawie. O DPS dla Kombatantów w reportażu Grażyny Walkowiak “Dom Pomocy”
Prokurator bada śmierci w DPS, marszałek sprawdza, jak wydatkowano blisko milion dotacji
Śledztwo w DPS. Zepsuty telefon, skasowane numery, odwołane wizyty. “Rozpłakała się na mój widok”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS