Na kwarantannie pracownik może pracować zdalnie, ale może wziąć też zwolnienie lekarskie. Jest jednak grupa osób, dla których kwarantanna to życiowa katastrofa. To osoby pracujące na tzw. śmieciówkach. Nagle zostają bez pracy i dochodu.
Na wieść o przymusowej izolacji, Anna* odetchnęła z satysfakcją. Jest asystentką stomatologiczną. Ostatnio dużo pracowała, zaniedbywała dzieci. Na nic nie miała czasu. Jeszcze na dodatek pokłóciła się z szefową. — Nareszcie odpocznę — powiedziała. — Zrobię porządki w domu, pogram w planszówki z dziećmi i w końcu zamiast zamawiać gotowe dania, przyrządzę coś dobrego dla rodziny.
Anna od kilku lat pracuje na umowę o pracę. Ma stałą pensję, ubezpieczenie, płaci składki. Dostanie zasiłek chorobowy.
W zupełnie innej sytuacji jest Agnieszka, kelnerka z jednej olsztyńskiej restauracji. — Kwarantanna? Dla mnie oznacza to koniec — mówi. — Nie idę do pracy, nie zarabiam. Nie mam napiwków, które stanowią fajny dodatek do mojej pensji. Dla mnie to byłaby życiowa katastrofa. Znam osoby, które z jednej kwarantanny lądują na drugiej. Ale to są etatowcy. Ja zostanę bez pieniędzy. Nie chcę wracać do rodziców na wieś, żeby wszyscy wiedzieli, że mi się nie udało. Z obawy przed przymusową kwarantanną przestałam spać. Zaczęłam brać leki na uspokojenie.
Kosmetyczki, masażyści, aktorzy, muzycy, barmani… — to tylko garstka osób pracujących na tzw. śmieciówkach lub samozatrudnieniu. Jeśli nie pójdą do pracy, nie zarobią. Dla nich kwarantanna to katastrofa.
Czytaj e-wydanie
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz we wtorkowym (20 października) wydaniu Gazety Olsztyńskiej
Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS