A A+ A++

Był początek marca. Koronawirus nie uderzył jeszcze w USA i manifestacja nie sprawiała wrażenia wydarzenia z poprzedniej epoki, zwłaszcza tak niewielka: pracowników wydawnictwa Hachette, którzy zebrali się przed nowojorskim Rockefeller Plaza. Powód protestu? Decyzja właścicieli, by opublikować autobiografię Woody’ego Allena i sposób, w jaki skomentował ją Ronan Farrow, syn reżysera i jednocześnie reporter „New Yorkera”, który ujawnił, jak traktował kobiety producent filmowy Harvey Weinstein. Na Twitterze Farrow przypomniał o zarzutach wobec Allena, który w latach 90. miał molestować adoptowaną córkę Dylan. Powołani przez prokuraturę specjaliści stwierdzili wówczas, że Dylan historię wymyśliła.

Czytaj także: Jest wyrok na Weinsteina. Zostanie odizolowany od reszty więźniów, by nie zrobili mu krzywdy

Protest odniósł skutek – wydawnictwo oznajmiło, że autobiografii nie wyda (choć wypłaciło 3 miliony dol. zaliczki). Decyzja oburzyła wielu tuzów amerykańskiej kultury – m.in. Stephena Kinga, który zastanawiał się, którego jeszcze autora spotka coś podobnego. Internetowy tłum poszedł za Farrowem.

Powie ktoś, że to rzecz codzienna w czasach kultury anulowania. Byłoby tak, gdyby nie zaangażowanie Ronana Farrowa. Autor „Złap i ukręć łeb” nie jest wodzirejem twitterowej gawiedzi, ale reporterem, którego praca – nie ma w tym stwierdzeniu ani słowa na wyrost – zmieniła świat.

***

– Pochodzicie z różnych środowisk. Łączy was jedno: boicie się Ronana Farrowa – stwierdził na gali Złotych Globów w 2020 r. komik Ricky Gervais, znany z bezczelnych żartów.

Tyle że nie był to dowcip. Farrow udowodnił, że nie jest dla niego ważne, jak mocno ktoś jest osadzony w amerykańskich elitach: jego reportaże zakończyły kariery nie tylko Weinsteina, ale też prokuratora Nowego Jorku Erica Schneidermana, prezesa CBS Lesliego Moonvesa i (prawie) nominowanego przez Trumpa do Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugha.

Sceptycy wytykają mu, że jest tak sprawny, bo sam się z elit wywodzi. Urodzony w 1987 r. jest synem Woody’ego Allena i Mii Farrow, miał pięć lat, kiedy jego rodzice się rozstali. Zamieszkał z matką, która szybko zauważyła jego wybitne zdolności („W wieku ośmiu lat czytał Kafkę” – opowiadała w wywiadzie). W prywatnej podstawówce nie zabawił długo, bo mając lat 11, został przyjęty na studia; licencjat obronił, gdy miał 15, potem skończył prawo na Yale, zdał egzamin adwokacki i zatrudnił się w administracji Obamy. Został specjalnym doradcą Hillary Clinton.

Dziennikarstwo przyszło, gdy odszedł z polityki. Ruszył wtedy do Oksfordu, po doktorat z filozofii. Zaczął też pisać komentarze w „The Guardian” czy „Washington Post” i prasa zainteresowała się nim nie tylko jako autorem, lecz także bohaterem. Intrygował i inteligencją, i urodą: wysoki, przystojny, z długimi blond włosami, nie przypominał wychudzonego intelektualisty z filmów swojego ojca Woody’ego Allena.

W 2012 r. Farrow zatweetował z okazji Dnia Ojca: „W mojej rodzinie to święto nazywamy Dniem Szwagra”. (Po rozejściu się z Mią Allen ożenił się ze swoją adoptowaną córką). Polubienia leciały, ale nikt nie przypuszczał, że Ronan niedługo zakwestionuje dorobek reżysera, a producenta niektórych jego filmów pomoże wsadzić do więzienia.

Nim to się stało, kariera Farrowa spowolniła. Po powrocie do USA prowadził program publicystyczny, który został zdjęty z anteny ze względu na niską oglądalność. Większą cieszyły się jego reportaże dla NBC, ale i tu trudno mówić o masowym zainteresowaniu.

Pewnego dnia w 2016 r. wiceszef NBC Noah Oppenheim zasugerował, że Ronan powinien skontaktować się z aktorką Rose McGowan; napisała na Twitterze, że zgwałcił ją szef dużego studia filmowego.

Zobacz: Seks, skandale i produkcje filmowe

***

Nie jest tak, że dopiero afera #MeToo złamała kariery znanych mężczyzn oskarżanych o molestowanie. Już w 2014 r. za sprawą podobnych zarzutów ze swoją musiał pożegnać się Bill Cosby. W 2016 r. z kolei „Washington Post” opublikował nagranie rozmowy Donalda Trumpa, w której opowiada on o chwytaniu kobiet za części intymne. Wtedy nawet w Partii Republikańskiej pojawiły się głosy, że powinien się wycofać z kampanii, ale wciąż działał system ochrony tych, którzy molestowali – łapanie i ukręcanie łba takim historiom.

Tak – według Farrowa – rzecz określali agenci Black Cube, wynajętej przez Weinsteina prywatnej agencji wywiadowczej z Izraela, złożonej z byłych oficerów Mosadu. To oni są w jego książce głównymi szwarccharakterami: śledzą go, by informować producenta o każdym kroku reportera, znajdują jego informatorki i zastraszają je, żeby nie odważyły się opowiedzieć, jak Weinstein zapraszał kobiety do hotelowych pokoi, by je molestować i gwałcić.

Producentowi pomagał też, jak pisze Farrow, tabloid „National Enquirer” (współpracujący również z Trumpem), który w razie potrzeby kupował od ofiary jej historię – podpisując umowę na wyłączność – by potem nie napisać na ten temat słowa. A gdy ofiara nie chciała historii sprzedać, gazeta wypuszczała oczerniające ją artykuły. Zdarzyło się to Ambrze Gutierrez, która w latach 90. współpracowała w sprawie Weinsteina z nowojorską policją i pewnego dnia w „National Enquirer” przeczytała, że była kiedyś prostytutką.

Zresztą, ofiary Weinsteina prędko przestawały być gwiazdami nowych filmów – nie grały w jego produkcjach, a on dodatkowo rozpuszczał plotki, że ciężko się z nimi pracuje. Tak było z McGowan, która zniknęła po rolach u Tarantino i Rodrigueza, a także z Mią Sorvino – przepadła po „Jej Wysokości Afrodycie”.

Jak daleko sięgają macki twórcy Miramaxu, Farrow przekonał się latem 2017 r. Jego przełożeni, początkowo entuzjastycznie podchodzący do historii, którą tropił, oznajmili mu, że na antenie telewizyjnej nie znajdzie się dla niej miejsce – półgębkiem dodając, że rozmawiali na ten temat z Weinsteinem. Powiedzieli Farrowowi, by się nie ważył z tym iść do innej telewizji, bo zbierał materiały dla nich, i są one ich własnością.

Mógł jednak, wspomina, iść do tygodnika.

10 października 2017 r., krótko po godz. 10, na stronie internetowej „New Yorkera” ukazał się tekst Farrowa o Weinsteinie. Kilka dni wcześniej podobny materiał zamieścił „The New York Times”, ale skupiał się on na opłacaniu przez producenta (firmowymi pieniędzmi) oskarżycielek. Farrow zrobił coś innego: oddał głos ofiarom.

Co działo się potem – wszyscy pamiętają.

***

To była jesień, którą podręczniki historii uznają za jedno z wydarzeń definiujących początek XXI w.: w ciągu dwóch miesięcy krajobraz nie tylko show-biznesu radykalnie się zmienił. („Witajcie, panie i panowie… którzy przetrwali” – rozpoczął galę Złotych Globów w 2018 r. komik Seth Meyers).

Ruch #MeToo, który powstał po tekstach Farrowa, okazał się o tyle istotny, że nie był wyłącznie publiczną egzekucją na wpływowych gwałcicielach i molestatorach: zmienił ludzką świadomość. Nagle miliony mężczyzn na świecie zaczęły się zastanawiać, czy aby zawsze zachowywali się względem kobiet w porządku.

Premiery 43/2020 Fot.: Materiały prasowe

W kwietniu 2018 r., pół roku po publikacji tekstu, Farrow odebrał Nagrodę Pulitzera, a w maju Harvey Weinstein, wcześniej nietykalny, został aresztowany.

Blondwłosy Dawid zwyciężył zwalistego Goliata i armię byłych agentów Mosadu? Ronan Farrow chciałby, żeby tak wyglądała ta historia.

***

„Złap i ukręć łeb” jest gotowym scenariuszem filmowym, to wiadomo po przeczytaniu kilku stron. Właśnie ta filmowość obudziła sceptycyzm felietonisty „New York Timesa”, Bena Smitha, który w maju tego roku stwierdził, że Farrow jest za dobry, aby być prawdziwy. Wpierw odniósł się do jego tekstu z 2018 r. na temat Michaela Cohena, prawnika Trumpa, stwierdzając, że po dwóch latach od publikacji niewiele z ustaleń Farrowa znalazło potwierdzenie; w większości okazały się to plotki rozpowszechniane przez innego prawnika, żywiącego do Cohena osobistą niechęć.

Z historią Weinsteina było podobnie: Farrow nie sprawdził, czy opowieści ofiar nie są zmyślone, chociaż przyjaciółka jednej z ofiar powiedziała fact-checkerowi „New Yorkera”, że nic jej na temat gwałtu nie wiadomo; co więcej, ofiara ta zeznała na nowojorskiej policji, że stosunek z Weinsteinem odbył się za jej zgodą. Inna osoba, która miała być obecna przy jednej z kluczowych scen opisanych w książce, stwierdziła, że w ogóle jej nie pamięta.

Smith nie oskarżył Farrowa, że swoje reportaże zmyśla; raczej, że przemilcza fakty, które są dla niego niewygodne, i tworzy filmową narrację. A w tej narracji odgrywa rolę ofiary, przeciwko której sprzysięgają się możni tego świata. Jedynym dowodem konspiracji w NBC jest wszak – stwierdził Smith – podana półgębkiem sugestia, że przełożony Farrowa rozmawiał z Weinsteinem przez telefon.

Czy to znaczy, że Harvey Weinstein jest niewinny? Nie. Znaczy to, że Farrow chciał napisać opowieść, w której podział na dobro i zło jest oczywisty. Zdaniem Anne Diebel z „The New York Review of Books”, zapoczątkował w ten sposób nowy rodzaj dziennikarstwa: takiego, które nie ma ochoty wysłuchiwać drugiej strony. To dziennikarstwo – dodała Diebel – służy nagłaśnianiu i tak głośnych w mediach społecznościowych treści wymierzonych w osoby, które nie cieszą się ogólną sympatią: jest połączeniem pisania i aktywizmu na granicy prowadzenia kampanii politycznej. O ile w przypadku spraw takich jak Weinsteina nie niosło to zagrożenia, bo dowody winy były przytłaczające – w innych zapoczątkowało kulturę anulowania. W skrócie: odbierania prawa do wyrażania opinii i tworzenia osobom, które dokonały czynów lub wypowiedziały słowa wzbudzające ogólne oburzenie.

Farrow, przy uznaniu dla jego umiejętności śledczych i pisarskich, jest owej kultury współtwórcą. Sam się swego autorstwa wypiera: w rozmowie z „Vanity Fair” stwierdził, że przybrała ona negatywną postać, gdy anulowanie odbywa się za słowa, nie czyny.

Jeśli Woody Allen przeczytał ten wywiad, musiał się smutno uśmiechnąć.

***

Lista zarzutów, jakie twórca „Annie Hall” przedstawia względem Farrowa w autobiografii – którą, po odrzuceniu przez Hachette, w kwietniu tego roku wydał w konkurencyjnym wydawnictwie – jest długa; na ogół zresztą zarzuty dotyczą również jego byłej partnerki. Allen przypomina, że w śledztwie z początku lat 90. Ronan początkowo stawał po jego stronie, ale zmienił zdanie pod wpływem matki; że po tym, jak skończył prawo na Yale, Mia Farrow wymusiła na nim bolesny zabieg wydłużania nóg. W wizji reżysera Farrow to bezwolny sługa Mii: publicznie przedstawia się jako ten, kto chce dawać głos kobietom, nigdy jednak nie chciał wysłuchać opowieści żony Allena, a jego siostry. „Cieszy się, gdy kobiety mówią prawdę – pisze Allen – dopóki jest to ta prawda, którą głosi też jego mama”.

Reżyser przypomina: organy ścigania nie stwierdziły, żeby robił cokolwiek, za co go można postawić przed sądem. Psychologowie z Uniwersytetu Columbia po rozmowach z Dylan orzekli, że nic z tego, co nagłaśniała Mia, nie mogło się zdarzyć.

Ronan Farrow zapytany o Allena mówi: „Wyobraźcie sobie, że to była wasza siostra”.

Internetowy tłum, który go uwielbia – bo trudno nie uwielbiać kogoś tak inteligentnego, przebojowego i przystojnego – poszedł za Farrowem.

***

Książka „Złap i ukręć łeb” po wydaniu w USA była bestsellerem; autobiografia Allena – nie.

W międzyczasie Farrow wziął ślub z wieloletnim partnerem. Na zastrzeżenia Bena Smitha odpowiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia; murem za nim stanął „New Yorker”.

Kultura anulowania ma się z roku na rok coraz lepiej: ostatnio dotknęła J.K. Rowling. Amerykański celebryta, którego stawiano za przykład nadużyć, do jakich prowadzi #MeToo, komik Aziz Ansari zniknął z ekranów. W Polsce fałszywie oskarżony o gwałt publicysta Jakub Dymek przez dwa lata szukał nowej pracy.

Nad czym autor „Złap i ukręć łeb” pracuje teraz – nie wiadomo. Warto jednak czekać na reakcję internetowego tłumu na jego nowe dzieło, bo jest intrygujące, w którą stronę pójdzie. Innymi słowy, którego z Ronanów Farrowów wybierze – a jest ich trzech.

Pierwszy – jest wybitnym reporterem, którego teksty zmieniły świat.

Drugi – aktywistą naginającym fakty do swoich tez.

Trzeci – i wybitnym reporterem, którego teksty zmieniły świat, i aktywistą naginającym fakty do swoich tez – a to coś, czego kultura anulowania nienawidzi najbardziej.

Jest niejednoznaczny.

Zobacz: Molestowanie w teatrze. „Kiedy opowiadała, jak bardzo czuła się przez niego zeszmacona, mówił, że chciał tylko robić piękną sztukę”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Zależało nam na zamknięciu tej sprawy raz na zawsze”. Jak frankowicze walczą z bankami
Następny artykułSmak dźwięków