Równo 10 lat temu nakręcony nienawiścią człowiek zabił w Łodzi działacza Prawa i Sprawiedliwości śp. Marka Rosiaka. Był dumny ze zbrodni. Wołał, że chciał dopaść Jarosława Kaczyńskiego, ale nie dał rady, wybrał więc inną ofiarę.
Postępował tak, jak podpowiadały mu największe media. Redaktorzy naczelni. Prezenterzy. Celebryci. Wszyscy w walce z obozem braci Kaczyńskich porzucili przyzwoitość, zwolnili wszelkie hamulce. Uruchomili przemysł pogardy, który trwał lata i wyprał wielu ludziom mózgi.
Dziś, równo 10 lat po tamtych wydarzeniach, przeglądam gazety.
Pani Marta Lempart w głównym komentarzu redakcyjnym na drugiej stronie gazety Michnika stwierdza dziś:
Wszystko, co się wydarzy w obu budynkach dotkniętych **pisowską zarazą (…) będzie nielegalne. (…) Rządzą nami ludzie, którym jest absolutnie wszystko jedno, czy będziemy żyć, czy umrzemy.
Z kolei na drugiej stronie „Rzeczypospolitej” pan Bogusław Chrabota rzuca określenie:
Hunwejbini z TVP.
Czyni to kilkadziesiąt godzin po brutalnym pobiciu operatora tejże TVP w Gdańsku.
A na drugiej stronie „Newsweeka” pan Tomasz Lis wdaje się w taką debatę:
Gdy zaczęła się pandemia, ktoś rzucił, co wywołało furię funkcjonariuszy władzy, że wirus PiS jest znacznie groźniejszy od COVID-19. Zestawienie, nawet groźnej politycznej partii z wirusem, który zabija, w istocie zdaje się niezręczne. A jednak to zestawienie podsuwają nam czasy, w których żyjemy.
Trzy tytuły prasowe, trzy drugie strony, trzy dramatyczne pytania o przyzwoitość dziennikarską.
Takie odczłowieczanie, taka dehumanizacja przeciwnika naprawdę może doprowadzić do kolejnej zbrodni.
I najważniejsze pytanie: czy zatrzymają się dopiero, kiedy znowu ktoś zginie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS