Wytyczenie w maju 1981 roku przez Macieja Berbekę i Bogusława Probulskiego nowej drogi na środkowy wierzchołek Annapurny międzynarodowe środowisko wspinaczkowe uznało za najlepsze osiągnięcie sezonu himalajskiego i jeden z najważniejszych wyczynów tamtych lat w górach najwyższych. Po powrocie do kraju nie wszyscy uczestnicy wyprawy otrzymali jednak ministerialne nagrody.
Zakopiańczycy mieli już swoją renomę w Himalajach. Wspomnijmy tylko o pierwszym i jedynym do dziś udokumentowanym wejściu na Peak 29, czy niemałym udziale wspinaczy z Podhala w zakończonej sukcesem zimowej wyprawie Andrzeja Zawady na Mount Everest.
Jak Polacy rozpoczęli nowy rozdział w historii himalaizmu
Kolejną ważną ekspedycją dla wspinaczy z Klubu Wysokogórskiego z Zakopanego była wyprawa na południową ścianę Annapurny.
Z Polski w dalekie Himalaje pojechali lub polecieli: Ryszard Szafirski (kierownik), Lech Korniszewski (lekarz). Włodzimierz Stoiński, Zdzisław Kiszela, Maciej Pawlikowski, Bogusław Probulski, Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski. Skład uzupełniali kierowca Krzysztof Wiśniewski, ksiądz Stanisław Kardasz i filmowiec Szymon Wdowiak z TVP.
W Katmandu, gdy dobrym zwyczajem kierownik wyprawy odwiedził Elizabeth Hawley, kronikarkę i chodzącą encyklopedię wypraw wysokogórskich, ta znów z podziwem kręciła głową słuchając o ambicjach wspinaczy z Zakopanego. Tak samo było dwa lata wcześniej, tuż przed zdobyciem Peaku 29.
Polacy ponownie wybrali sobie piekielnie wymagające zadanie.
“Celem (wyprawy) było poprowadzenie nowej drogi środkowym – najwybitniejszym – filarem południowej ściany, liczącym ok. 2500 m wysokości i stanowiącym jeden z najatrakcyjniejszych problemów ścianowych w Himalajach” – tłumaczył w późniejszej relacji zamieszczonej w “Taterniku” Ryszard Szafirski.
Baza stanęła 30 marca na lodowcu pod Annapurną. Akcja górska rozpoczęła się właściwie z marszu, trzy dni później założono obóz pierwszy, a kolejne aż do piątki – z przerwami na niepogodę – powstawały do 21 maja.
Dwa dni później Maciej Berbeka i Bogusław Probulski ruszyli w stronę wierzchołka.
“23 maja w godzinach przedpołudniowych, widząc poprawę warunków atmosferycznych, poderwali się do ataku. Pokonali ostatni, 150-metrowy uskok skalno-lodowy (kilka momentów nadzwyczaj trudnych), a następnie dłuższy odcinek ciągle jeszcze niebezpiecznej grani, by o godzinie 17.30 stanąć na środkowym wierzchołku Annapurny, niższym o 40 metrów od głównego, za to zdobytym dotąd tylko raz jeden. Do obozu V powrócili późną nocą” – relacjonował Ryszard Szafirski.
Kto wie, czy wyprawa zakończyłaby się spektakularnym sukcesem, gdyby nie poświęcenie Lecha Korniszewskiego, lekarza ekspedycji.
Przedłużające się załamanie pogody sprawiło, że zapasy żywności i gazu w obozie czwartym znikały szybciej, niż zakładano. W pewnym momencie kierownik wyprawy połączył się z obozem pierwszym, gdzie był Lech Korniszewski i polecił mu dostarczenie prowiantu i gazu do trójki, skąd koledzy mieli odebrać przesyłkę.
Kolejnej nocy lekarz nie spał, tylko suszył nad palnikiem kompletnie przemoczone skórzane buty. Nazajutrz spakował depozyt i dostarczył partnerom. Ryszard Szafirski w swoich książkowych wspomnieniach pt. “Przeżyłem więc wiem” odnotuje później, że misja Lecha Korniszewskiego ze względów logistycznych była dla powodzenia wyprawy bardzo ważna.
Niedługo potem lekarz miał wypadek.
Podczas zjazdu na linie wyrwał się punkt asekuracyjny. Poleciał spory kawałek, na szczęście skończyło się tylko na poważnym poturbowaniu i uszkodzeniu ramienia w okolicy obręczy barkowej. Do bazy Lech Korniszewski wrócił asekurowany przez Macieja Pawlikowskiego.
Krwiak sięgał łokcia, ból był trudny do zniesienia, ale doktor dzielnie znosił kontuzję. Dopiero w Warszawie dokładniejsze badania wykazały pęknięcie kości.
13 maja, kiedy na Annapurnie trwały przymiarki do założenia obozu IV, na placu św. Piotra w Rzymie Mehmet Ali Ağca otworzył ogień do papieża Jana Pawła II. Ranny w brzuch i rękę Ojciec Święty został przewieziony do polikliniki Gemelli, w której przeszedł trwającą sześć godzin operację ratującą życie.
Nie bez przyczyny o tym wspominamy.
Trudna droga, wytyczona przez Polaków na Annapurnie, została nazwana imieniem Jana Pawła II. Często powtarzana anegdota mówi o tym, że zakopiańczycy tak przejęli się zamachem na Karola Wojtyłę, że postanowili zadedykować mu swój sukces. Ryszard Szafirski w swoich wspomnieniach zaznacza jednak, że sprawa była z wyprzedzeniem uzgodniona z papieżem.
Wspinacze mieli nawet zaklepany termin spotkania z Ojcem Świętym.
“Z Nepalu polecieliśmy do Rzymu, gdzie w Watykanie mieliśmy audiencję u papieża. Niestety, Karol Wojtyła był po zamachu w tak poważnym stanie, że nie przyjmował gości. Musieliśmy się zadowolić błogosławieństwem na odległość i – spakowawszy drobne upominki (różańce) do górskich plecaków – wróciliśmy do kraju” – czytamy w “Przeżyłem więc wiem”.
Po powrocie do kraju himalaiści zostali, na wniosek Polskiego Związku Alpinizmu, nagrodzeni przez ministra sportu.
Złote odznaczenia Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe otrzymali zdobywcy szczytu – Bogusław Probulski i Maciej Berbeka, a srebrne wyróżnienia przypadły Włodzimierzowi Stoińskiemu, Zdzisławowi Kiszeli, Maciejowi Pawlikowskiemu, Ryszardowi Gajewskiemu i kierującemu całym przedsięwzięcie Ryszardowi Szafirskiemu.
Wprawne oko bez trudu wyłapie brak w tym gronie Lecha Korniszewskiego. Przyczyna była prozaiczna. Lekarz, w ocenie gremium ustalającego kryteria przyznania nagród, wszedł za nisko, by zapracować na wyróżnienie.
Koledzy z zespołu kompletnie nie zgodzili się z taką argumentacją. Poszli więc do złotnika z nietypowym zleceniem: – Tu pan ma siedem medali, niech pan zrobi osiem! Mężczyzna pobladł, ale zlecenie przyjął i zrealizował śpiewająco.
Lech Korniszewski nie krył wzruszenia, gdy odebrał nagrodę od kolegów. Medal, chociaż nietypowy, wręcz okaleczony, znaczył dla niego więcej niż ten, który mógł otrzymać z rąk ministra, gdyby należycie oceniono jego wkład w sukces wyprawy.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, jak odebrano wyczyn Polaków na Annapurnie.
“Niech mówią za nas inni, i to fachowcy: alpinistyczna opinia światowa zgodnie uważa nasze przejście za najlepsze osiągnięcie sezonu himalajskiego 1981 roku i zalicza je do ósemki najlepszych dokonań sportowych w Himalajach” – skwitował w “Taterniku” Ryszard Szafirski.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS