– To był „król życia” – wspomina Krzysztof Smulski, długoletni działacz Zagłębia Sosnowiec. – Obracał się w towarzystwie artystów. Lgnęły do niego piękne kobiety. Do rana potrafił bawić się w warszawskim SPATiF-ie z Bohdanem Łazuką czy Wojtkiem Gąsowskim, a potem szedł na trening. Nawet nie było po nim widać, że zarwał noc – uśmiecha się.
Zimą 1974 r. były piłkarz Legii (dwa tytuły mistrza Polski) i czterokrotny reprezentant kraju odsiadywał w wojkowickim więzieniu wyrok za przemyt. Został skazany za tzw. aferę dolarową, kiedy to po meczu z Feyenoordem Rotterdam razem z Januszem Żmijewskim, innym piłkarzem Legii, przemycił do Polski amerykańską walutę.
Legia, wtedy klub wojskowy, nie mogła sobie pozwolić na utrzymywanie zawodnika z wyrokiem. Co innego Zagłębie… Sosnowieccy działacze stanęli na głowie, wyciągnęli piłkarza zza krat i załatwili darowanie reszty kary.
Kochały się w nim siatkarki Płomienia
„Śruba” – bo tak go nazywano – był znany nie tylko z rozrywkowego trybu życia, ale i „niewyparzonej gęby”. Wszechstronnie wysportowany (grał nawet w hokeja na lodzie).
W Sosnowcu nadal potrafił korzystać z życia. Ponoć szalały za nim siatkarki Płomienia Milowice.
Po powrocie na boisko przeżywał ciężkie chwile. Podczas każdego wyjazdowego spotkania na jego głowę sypały się dziesiątki obelg. Zdarzało się, że po jakiejś nieudanej interwencji niechlubną przeszłość wypominali mu też… kibice Zagłębia. Wyjątkiem był stadion Legii. Grotyński był bowiem przez wiele lat ulubieńcem stołecznych kibiców, warszawiacy pamiętali, że w 1970 r., gdy stał w bramce klubu, nie przepuścił gola przez 759 minut i tym samym pobił rekord… bramkarza Zagłębia Aleksandra Dziurowicza (627 minut).
Grotyński pomógł w zgodzie Legii i Zagłębia
Jeden z kibiców Legii tak zapamiętał powrót Grotyńskiego do Warszawy, już w barwach Zagłębia: – Został przyjęty wręcz entuzjastycznie. Nikt podczas meczu nie rzucił też ani jednego złego słowa w kierunku drużyny gości. Kibice wbiegali przed meczem na murawę z wiązankami kwiatów dla swojego byłego idola, przybijali z nim piątki, poklepywali po plecach. Co chwilę podczas meczu skandowali jego nazwisko. Wieść o tym szybko rozeszła się także po Sosnowcu i tak narodziła się przyjaźń. W rundzie wiosennej 1974 r. Zagłębie broniło się przed spadkiem z I ligi. Dzięki m.in. Grotyńskiemu ta sztuka się udała.
Grotyński zmarł w 2002 roku na zawał serca.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS