Taki właśnie instytut chcą stworzyć wspólnie Polska i Węgry. Ma on badać poziom praworządności w Europie, by pokazać, że w Polsce i na Węgrzech jest taki sam poziom praworządności jak w reszcie Europy. Pomysł bardzo krytycznie oceniła europosłanka Sylwia Spurek.
Jak uważa posłanka, w sytuacji, gdy prawo jest nagminnie łamane w obu krajach, a praworządność nieprzestrzegana, nawet “tysiąc instytutów” nie pomoże, by Unia Europejska uwierzyła w zachowywanie standardów w obu krajach. Zdaniem posłanki, która jest zwolenniczką obcinania finansowego wsparcia tym krajom, które nie przestrzegają unijnych zasad, nikt w UE nie weźmie inicjatywy na poważnie. Wszyscy politycy UE odbiorą to jako reakcję na zapowiedzi obcięcia unijnych funduszy z powodu nieprzestrzegania praworządności, a nie jako chęć przywrócenia zgodności z prawem w obu krajach. Zwłaszcza teraz, gdy rozwój sytuacji wskazuje, że możliwość obcięcia środków pomocowych jest coraz bardziej realna.
Na pomysł utworzenia Instytutu Praworządności wpadli ministrowie spraw zagranicznych Polski i Węgier: Zbigniew Rau i Péter Szijjártó. Obaj są zdania, że uruchomienie instytutu byłoby właściwą odpowiedzią na powtarzające się ze strony władz UE oskarżeń o łamanie prawa i nieprzestrzeganie zasad praworządności. Prace instytutu, po przebadaniu przestrzegania prawa we wszystkich krajach UE, wykazałyby, czy w Polsce i na Węgrzech jest lepiej czy gorzej.
Europosłanka, która jest też prawniczką z zawodu, stwierdziła, że taki instytut i jego badania nikogo nie przekonają, a ona sama zobowiązuje się do pilnowania, by z kasy unijnej na to “dzieło”, jak nazwała instytut, nie poszedł ani jeden eurocent.
el
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS