Zarówno my, jak i pewnie wielu z naszych czytelników zna osoby, które nie wyobrażają sobie jazdy na rowerze bez odpowiedniej ścieżki dźwiękowej w słuchawkach. Przecież jakiś breakowy, szybki beat czy gitarowy riff potrafi solidnie nakręcić nas do działania, pomóc utrzymać mocne tempo podczas szosowego treningu albo rozwinąć skrzydła podczas latania hopek na ścieżkach. Przyznamy, że i w naszych redakcyjnych kręgach są miłośnicy, żeby nie powiedzieć fanatycy muzycznej sztuki – mówiąc króko – wielu z nas jest nosicielami wirusa melomanii i cyklozy i się tego nie wstydzi. Słuchanie muzyki na rowerze często budzi jednak pewne kontrowersje – mamy tu na myśli temat jazdy szosowej w słuchawkach, które odcinają nas od dźwięków otoczenia, co jest po prostu naszym zdaniem zachowaniem nieodpowiedzialnym i niebezpiecznym. Swojego czasu popełniliśmy nawet ważny naszym zdaniem poradnik: Słuchanie muzyki na rowerze – jak to robić bezpiecznie?
Na rynku pojawiają się zatem kolejne propozycje słuchawek, które projektuje się z myślą o sporcie – także kolarstwie. Wielu z Was (my także) pewnie od razu kieruje swoje myśli w stronę amerykańskiego AfterShokza, który zaproponował patent słuchania muzyki za pośrednictwem przewodnictwa kostnego. W skrócie mówiąc chodzi o to, że słuchawek AfterShokza nie wkładamy do uszu, bo sensory słuchawek, przylegając do naszych kości policzkowych, przenoszą fale dźwiękowe za pośrednictwem wibracji oraz wbudowanego głośniczka. Testowaliśmy już bodajże 3 modele słuchawek bazujących na przewodnictwie kostnym, dlatego zainteresowanych odsyłamy do lektury poszczególnych tekstów na portalu.
Aftershokz jednak nie może rościć sobie praw do rynkowego monopolu w perspektywie rowerowych zastosowań. Słuchawek sportowych na rynku jest sporo, jednak większość z nich kierowanych jest raczej do miłośników biegania i aktywności wykonywanych poza ruchem ulicznym. Od pewnego czasu jednak inna amerykańska marka także zaczyna rozpychać się łokciami w gronie słuchawek, które nie odcinają nas od dźwięków otoczenia w 100 % – mowa o Skullcandy, czyli firmie wywodzącej się bezpośrednio z połączenia świata sportów ekstremalnych i muzyki. Tym razem w nasze ręce trafiły słuchawki Push Ultra – model w pełni bezprzewodowy, ale o konstrukcji dousznej, gdzie same “pchełki” głośników są bliźniaczo podobne do tych, które spotkaliśmy w testowanym jakiś czas temu modelu słuchawek Skullcandy Vert. Żeby za dużo nie mieszać – przechodzimy do szczegółów i testu!
Informacje podstawowe
Skullcandy dużo uwagi przywiązuje do starannego opakowania swoich produktów i tak samo jest w przypadku Push Ultra – estetyczne opakowanie skrywa słuchawki oraz specjalny case, który pełni też rolę ładowarki słuchawek i swojego rodzaju power banka. Producent zaznacza, że same słuchawki mogą pracować około 6h na jednym ładowaniu, natomiast w poręcznym futerale mamy jeszcze zapas energii na około 34h – czyli w sumie wychodzi 40h czasu pracy słuchawek przy założeniu, że case macie przy sobie. Takie rozwiązanie jest super wygodne w perspektywie wszelkiej maści podróży – a te w życiu sportowca to przecież chleb powszedni.
Stację dokującą ładujemy za pośrednictwem kabla USB-C. Osadzenie słuchawek w stacji ładującej jest proste, bo pomaga nam w tym magnetyczny mechanizm, który sam naprowadza słuchawkę na piny ładowarki. W tym momencie na obu słuchawkach zapalają się czerwone diody – to znaczy, że słuchawki są ładowane. Po wyjęciu słuchawek se stacji przechodzą one automatycznie w tryb parowania – o czym informują diody mrugające tym razem na niebiesko. Parowanie odbywa się oczywiście przez Bluetooth i nie sprawiło nam żadnego problemu – urządzenie z Androidem 10.0 od razu wykryło słuchawki na liście urządzeń i szybko się z nim połączyło. Co więcej – słuchawki raz sparowane szybko łączą się ponownie z naszym urządzeniem, jeśli tylko jest w pobliżu.
Jeśli chodzi o samą konstrukcję słuchawki – każda z nich posiada elastyczny zausznik, który da się łatwo i szybko dopasować do kształtu ucha. Sama konstrukcja głośnika, jak wspominaliśmy, jest bliźniacza względem testowanych kiedyś Vertów. Skullcandy nazywa tę konstrukcję “Stay Aware” – czyli “bądź świadomy” – chodzi oczywiście o wspomniane już nie odcinanie nas od dźwięków otoczenia w 100 procentach. Dla nas kształt słuchawek Skullcandy miał jeszcze jeden ogromny plus – są one tak wyprofilowane, że nawet po dłuższym czasie słuchania nie odczuwaliśmy dyskomfortu czy nawet bólu ucha, co zdarza się czasem w przypadku dousznych słuchawek. Skoro mowa o słuchawkach sportowych, to na pewno zastanawia Was sprawa ich wodoodporności – słuchawki są wodoodporne zgodnie z normą IP67, która oznacza pełną ochronę przed zapyleniem, potem czy deszczem.
Każda ze słuchawek Push Ultra ma swój komplet przycisków sterujących – w sumie jest ich 3 na każdą słuchawkę. Przycisk główny odpowiada na funkcje: włączania, wyłączania, play, pauza, odbieranie i zakończenie połączeń oraz za zmianę ustawień equalizacji (do wyboru mamy 3 ustawienia EQ: music, movie oraz podcast – taki wybór oceniamy dość skromnie). Mamy jeszcze dwa przyciski: plus oraz minus. One odpowiadają oczywiście za obsługę poziomu głośności oraz przełączenie pomiędzy utworami. Obsługa Push Ultra jest banalnie prosta i intuicyjna, o czym świadczy bardzo oszczędna w środkach instrukcja obsługi. Zasadniczo wystarczy w nią spojrzeć raz i już wszystko wiemy.
W części teoretycznej warto jeszcze wspomnieć o wbudowanym w Push Ultra module TILE – to lokalizator, który (po zainstalowaniu dedykowanej aplikacji w smartfonie) pomaga namierzyć urządzenie, które nam się zapodziało – np. gdzieś w hotelowym pokoju w ferworze wyścigowych emocji.
Jak Push Ultra radzi sobie podczas jazdy na rowerze?
Oczywiście najbardziej elementarną sprawą w przypadku każdych słuchawek jest jakość dźwięku – ta w przypadku Skullcandy stoi na bardzo dobrym poziomie, chociaż powyższy jest warunkowany także tym, na ile dobrze dopasujemy słuchawkę do ucha. Kształt słuchawek Push Ultra należy zdecydowanie do wygodnych, nawet ich długotrwałe noszenie nie sprawia nam dyskomfortu. Słuchawki w uchu leżą stabilne, nie mają tedencji do przemieszczania się podczas aktywności, co w perspektywie sportowych zastosowań jest kluczowe – powyższe jest zasługą tego, że słuchawki są lekkie, wykonane są z antypoślizgowego materiału, a sam kształt słuchawki jest ergonomiczny – nie bez znaczenia jest tu też oczywiście elastyczny, regulowany zausznik.
Konstrukcja słuchawki Push Ultra jest zaprojektowana tak, żeby nie zakrywać 100 procent powierzchni naszego otworu usznego – właśnie dlatego sporo uwagi trzeba przywiązać tu do odpowiedniego ułożenia słuchawki w uchu, bo po prostu wpływa ono na jakoś dźwięku. Odczuwamy to przede wszystkim w różnicy słyszalności niskich częstotliwości. Zasadniczo w używaniu testowanych słuchawek był to jedyny, delikatnie irytujący nas szczegół.
Faktem jest natomiast, że jakość odtwarzanej muzyki w Skullcandy jest mimo wszystko lepsza, niż w słuchawkach AfterShokza – to daleko idące uproszczenie, ale wynika bezpośrednio z elementarnych różnic w konstrukcji obu typów słuchawek. W przypadku testowanych Skullcandy mamy do czynienia z konstrukcją “Stay Aware” – Push Ultra mocniej izolują nas od dźwięków otoczenia, niż wspomniane AfterShokzy, ale zdecydowanie nie “obcinają” wszystkich dźwięków otoczenia. Tu po prostu musimy sobie odpowiedzieć na pytanie – gdzie głównie jeździmy i co jest dla nas najważniejsze. W Push Ultra spokojnie jesteśmy w stanie usłyszeć dźwięki ruchu ulicznego, o ile nie odkręcimy słuchawek na pełny regulator – a tego nie rekomendujemy robić nigdy, choćby z uwagi na dbałość o własny słuch. Naszym zdaniem Skullcandy osiągnęło tu naprawdę fajny kompromis – douszna słuchawka mimo wszystko dostarcza lepszy dźwięk, a do tego w Push Ultra nie jesteśmy odizolowani w 100%. Skullcandy lepiej też radzi sobie z szumem wiatru, który czasem był problemem w przypadku słuchania muzyki ze wspomnianych modeli z technologią przewodnictwa kostnego (chociaż zdarzało nam się, że i szum wiatru docierał do nas podczas używania Push Ultra).
Mimo wszystko Skullcandy Push Ultra widzimy głównie w zastosowaniach poza ruchem ulicznym (analogicznie Aftershokzy lepiej sprawdzą się na szosie, w triathlonie, itd.) – pełnię potencjału słuchawki Skullcandy rozwiną w terenie, gdzie ich stabilność, a także wysoka odporność na pot, wodę i kurz będą naszymi sprzymierzeńcami. Jeśli za naszymi plecami ktoś zaliczy glebę, to prawdopodobnie też będziemy tego świadomi. Z dużą dozą zajawki czekamy też na sezon przełajowy, żeby Push Ultra zabrać na jakąś zimową, godzinną rundkę – włączymy sobie godzinnego seta na Soundcloudzie i jazda! Warto w tym miejscu pamiętać, że konstrukcja Push Ultra nie koliduje w żaden sposób z okularami, kaskiem czy nawet zimową czapką kolarską – tu Aftershokzy napotykały problem. Skullcandy świetnie radzą sobie też podczas biegania. Słuchawki wygodnie obsługuje się w terenie – podczas pokonywania łatwiejszych odcinków bez problemu zmienimy poziom głośności czy przełączymy pomiędzy utworami. Musimy do tego celu oderwać rękę od kierownicy, dlatego podczas najbardziej srogich zjazdów skupcie się tylko na obieraniu linii przejazdu – no i na trzymaniu się jazdy w rytm beatów.
Push Ultra mogą pełnić też funkcję zestawu słuchawkowego – jakość odbieranych połaczeń jest jak najbardziej okej, a nasz rozmówca również słyszy nas odpowiednio dobrze. Oczywiście sprawa jest utrudniona podczas jazdy, bo szum wiatru wpadający w mikrofon jest słyszalny, jednak nie zmienia to faktu, że odbieranie połączeń w testowanych słuchawkach jest bardzo wygodne. I w sumie nic dziwnego – przecież chęć połączenia słuchania muzyki i wygodnego odbierania połączeń podczas aktywności (w przypadku genezy Skullcandy był to snowboard) stoi u podstaw powstania marki Ricka Aldena.
Trzeba oddać jeszcze Amerykanom jedną rzecz – całościowe wykonanie tak słuchawek, jak i case’a jest bardzo estetyczne i stoi na wysokim poziomie. Case jest wygodny w transporcie i bardzo dobrze zabezpiecza nasze słuchawki.
Podsumowanie
- Plusy:
- – bardzo dobra jakość dźwieku przy odpowiednim dopasowaniu słuchawki do kanału usznego
- – wygodna i stabilna konstrukcja słuchawki
- – wysoka odporność na wilgoć i kurz
- – prosta, intuicyjna obsługa i bezproblemowa łączność z urządzeniami
- – wysoka jakość wykonania słuchawek oraz etui-ładowarki
- – pełna kompatybilność z kaskiem, okularami, czapką zimową
- Minusy:
- – duża zależność jakości dźwięku od ułożenia słuchawki w uchu
Specyfikacja
Skullcandy Push Ultra
- Cena 629 zł
- 40 godzin całkowitej żywotności baterii (6h słuchawki + 34h case-ładowarka)
- Bezprzewodowe etui-ładowarka.
- Klasa wodoszczelności IP67.
- Zlokalizuj swoje słuchawki z Tile™.
- Łączność Bluetooth 5.0
- Obsługa połączeń głosowych
skullcandy.pl
Dystrybutor: skullcandy.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS