Ok, nie będę się upierać, że każdy z gór musi przywozić tylko lokalne wyroby, wełniane swetry czy ciupagi. Jednak nieustannie zaskakuje mnie asortyment straganów z pamiątkami i wprost nie mogę wyjść z zaskoczenia, gdy patrzę na ilość tandety nagromadzonej wśród niewielkiej liczby naprawdę wartościowych pamiątek.
Po co więc w ogóle podchodzę do tych straganów? Nie, nie jestem masochistką. Po prostu zawsze mam nadzieję, że może jednak coś ciekawego wypatrzę. I owszem wypatruję, ale niestety coraz to gorsze i dziwniejsze propozycje pamiątek.
Nie inaczej było w Karpaczu. Obok kilku suwenirów, które faktycznie wiązały się z regionem – chust, kapci czy magnesów z napisem “Karpacz” na większości stoisk z pamiątkami królują kolorowe pluszaki i zabawki z bajek.
“Co to ma wspólnego z Karpaczem?” – pytam sprzedawcę. “Pani! Daj spokój. Tylko dzięki temu się utrzymujemy” – słyszę w odpowiedzi. I fakt, po kilku minutach obserwacji jednego ze stoisk widzę, jak rodzice dają się namówić swoim pociechom na miecze z “Minecrafta”, cekinowe flamingi czy pluszowe lamy i jednorożce, które choć nie są ani duże ani piękne, to kosztują aż 105 zł! Cóż za “wspaniały” symbol Karpacza. Ręce opadają.
Ale nie tylko dzieci dają się wciągnąć w tandetny świat pamiątek. Czapki z kolorowymi włosami, torebki-króliczki to niezwykle popularny gadżet wśród turystek.
Ale otwieracze-flaszki to zdaje się być pamiątkowy hit. Za 15 zł można obkupić całą rodzinę miniaturową wersją Żytniej, Whiskey czy Malibu z imieniem przyszłego właściciela.
“Gdzie się podziały prawdziwe pamiątki?” – zadaję sobie pytanie w myślach i staram się odnaleźć coś w czeluściach straganów. Nie byłabym uczciwa, gdybym powiedziała, że nic takiego tam nie ma, ale prawda jest taka, że to naprawdę niewielki procent tego, co się sprzedaje. Można gdzieś wypatrzeć lokalne sery, skórzane portmonetki, kapcie czy skarpety. Ale nie są one eksponowane, a zawalone tym, co jednak sprzedaje się najbardziej.
Widzę, jak jedna para kupuje dziesięć sztuk magnesów z napisem “Karpacz” (niektóre za 6 zł, inne za 10 zł). Pewnie trafią na lodówki do znajomych czy rodziny. I bardzo dobrze!
Bo myślę sobie, że cała nadzieja w tym, że te nieszczęsne magnesy wciąż sprzedają się dobrze. Niektórzy je kochają inni nienawidzą, ale to właśnie one będą większości turystów przypominać o tym niezwykłym mieście, a nie żarówiaste jednorożce czy miniaturowe flaszki porzucone gdzieś w kuchennej szufladzie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS