Na gamescomie zobaczyliśmy dodatek do Sims 4 o podtytule Star Wars: Wyprawa na Batuu. Dwie potężne marki w jednym miejscu, zupełnie nowy i przygodowy pakiet rozgrywki już 8 września – tylko się cieszyć! No cóż. Nie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Na gamescomie, zgodnie z twitterowymi ogłoszeniami, zobaczyliśmy trailer zapowiadający nowy pakiet rozgrywki do The Sims 4 – Star Wars: Wyprawa na Batuu. Stormtrooper mówiący w simlish to najlepsze, co widziałam tamtego dnia. Co dostaniemy w tej paczce? Na to pytanie odpowiada wpis na Originie.
[…] Simowie opuszczą swoje domy, aby udać się na planetę Batuu, gdzie będą musieli dokonać wyboru, z którą frakcją podejmą współpracę. Decyzja ta będzie mieć poważne konsekwencje, ponieważ działania graczy doprowadzą do przejęcia kontroli przez wybraną frakcję nad stacją Czarna Iglica. Simowie będą mogli wesprzeć Rey i Vi Moradi w ramach dołączenia do Ruchu Oporu, przysiąc lojalność Najwyższemu Porządkowi pod rządami Kylo Rena lub skupić się na zdobywaniu kredytów u Honda Ohnaki i jego łotrów. Simowie, wyruszając na ekscytujące misje, zwiększą swoją reputację, odblokują nowe artefakty i jedyne w swoim rodzaju ubrania, a nawet dostosują swoje droidy do własnych potrzeb i stworzą najbardziej pożądaną broń uniwersum: miecz świetlny. Po opuszczeniu Batuu i powrocie do domu gracze będą mogli przywieźć ze sobą niektóre z tych przedmiotów, takie jak np. miecz świetlny, aby cieszyć się nimi z innymi simami.
Szczerze mówiąc, jeśli jeszcze tego trailera nie widzieliście, zróbcie to, bo zaprawdę warto.
Wpływ na świat? Pora się przyzwyczaić
Miksologia wejdzie na nowy poziom z takim barem. I nowym akwarium?
- No, Star Wars!
- Droidy!
- Miecze świetlne!
- Krzesła!
- Wybory!
CO NIEPOKOI?
- Simsy najprawdopodobniej zostały wieszakiem na reklamy, a zapłacimy my.
- Średnio neutralna zawartość.
- Ograniczenia wcześniejszych przygodowych dodatków.
- Możliwa krótka żywotność dodatku.
- Podejście EA do gracza i simmerskiej społeczności – coraz bardziej.
Twórcy obiecują więcej wpływu na wątek fabularny dodatku i świat gry, istotne wybory kształtujące rozgrywkę i uzależnienie dostępnej zawartości od ścieżki, którą obierzemy – co komu pasuje; wiadomo, że nie każdy gra w Simsy dla fabuły, ale ja się tam cieszę! EA ewidentnie polubiło się z tym nowym, bardziej angażującym formatem – świat zmieniać, poprawiać i naprawiać mogliśmy już w Wyspiarskim życiu, Życiu eko czy StrangerVille.
Widać też, że twórcy chcieliby, byśmy większą uwagę przykładali do historii simów, a nie tylko do przebierania, budowania, meblowania i maksowania umiejętności. Emocjonalna więź ze stworzonym simem, postawionym budynkiem czy ulepszoną okolicą sprawi, że dłużej będziemy grać. Simsy to przecież produkt dla nas – mamy się dobrze czuć w całym simświecie, móc być sobą i realizować wszystko, na co mamy ochotę!
POLSKI AKCENT I SIŁA INTERNETU
Kiedy początkiem sierpnia polska strona DOTsim poinformowała o wycieku ikonki nowego pakietu rozgrywki, nie odbiło się to szerszym echem w branżowych mediach. W społeczności też jakoś szczególnie nie zawrzało – odnotowano jedynie lekkie podwyższenie temperatury. Bo właściwie – czym się tu ekscytować? EA, publikując informacje na temat swojego nowego reality show Spark’d, pokazało światu screen z ekranem startowym The Sims 4, należącym do kogoś z firmy i zawierającym symbol nowego, nieogłoszonego jeszcze dodatku. Mógł on przedstawiać dosłownie wszystko.
Dosłownie. Wszystko. Kilka godzin później internet wydał już werdykt – płaski logotyp nawiązuje do parku rozrywki Star Wars Galaxy’s Edge, wzorowanym na…. planecie Batuu, oczywiście z trzema księżycami. Wszystko się zgadza. I wszyscy poniekąd przyjęli to do wiadomości; z nutką powątpiewania, ale jednak – wiecie, jak to jest. Czy teraz, po gamescomowej prezentacji Wyprawy na Batuu, się cieszą? Trudno stwierdzić. Wiemy natomiast, że część społeczności już prawie miesiąc temu zdecydowała, czy rozszerzenie jej się podoba, czy nie. Ja, wyznaję, mam mieszane uczucia.
Kiedy z ust prezentującego nowości Geoffa Keighleya padła nazwa The Sims, a na ekran wleciał X-wing, wszystko było już pewne i wyglądało ekscytująco jak nigdy – tyle nowości, tyle możliwości! Miecze świetlne, dokładne odwzorowanie świata, postacie, R2D2. Jak zwykle, gdy widzę pierwszy trailer, i tym razem byłam pewna: to będzie najlepszy dodatek ze wszystkich dotychczasowych! Ale potem włączył mi się rozsądek.
Ja i EA przechodzimy teraz kryzys, OK?
Krzesła i dywany dobrze spiszą się w loftowej aranżacji, ale to jednak trochę mało. Na ładne łóżko raczej nie ma co liczyć.
Przez długi czas patrzyłam na nowe wytwory studia Maxis z klapkami na oczach, a od kiedy te odrobinę opadły, obnażając ową nieco niezdrową relację (moją i Simsów), próbuję zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Czy ja ten biznesplan w ogóle pochwalam? Czy to jest dobre albo złe? Czy szkodzi, a może jest niewinne? Czy kilka udanych pojedynczych produktów usprawiedliwia koszt tej gry-usługi jako całości? Dla wielu z Was odpowiedź na każde z tych pytań będzie pewnie banalnie prosta i oczywista – dla mnie nie, bo z Simsami wiąże mnie relacja emocjonalna, trwająca dłużej niż większość moich znajomości.
Ostatnimi czasy dużo się dzieje na symulatorowym poletku i nastroje, które można zaobserwować, są dość jednoznaczne.
Społeczność chce realizmu – chce reprezentacji, możliwości odtwarzania swoich aspiracji, zapewniania swoim simom realizacji niespełnionych marzeń. Chce więcej kolorów skóry, chce bardziej naturalnych bobasów, otwartej szkoły, farmy. Dodatki paranormalne i wszelkie inne, niewpisujące się w ten nurt, są na samym dole drabiny potrzeb najwierniejszych simmerów.
NO DOBRA, ALE CO Z OSOBAMI SPOZA SPOŁECZNOŚCI?
Jeśli chodzi o przyciągnięcie nowych osób (np. ogromnej fanbazy Star Wars) do marki, na pewno coś uda się ugrać. Jest to jednak ostrze obosieczne. Fani symulatora i SW i tak kupią dodatek. Fani SW mogą kupić dodatek, ale nie muszą, a potem mogą nie kupić już żadnego. Simmerscy ultrasi z kolei mają wiele powodów, by tego DLC nie kupować – przede wszystkim dlatego, że czują się zlekceważeni, a część z nich nie będzie chciała płacić za promowanie innej marki. Jak to się skończy dla EA? Poczekamy, zobaczymy. Wszystkie swoje talony stawiam na opcję, że absolutnie niczego to nie zmieni. Nie będzie ani kryzysu wizerunkowego, ani odpływu fanów. Będzie za to przyrost na koncie wydawcy – jak nie ze sprzedaży, to od Disneya.
Jak deweloperzy odnoszą się do tych potrzeb? Cóż, wszystko wskazuje na to, że dostaniemy rewolucyjny w formie dodatek, który wygląda świetnie i zapewni przynajmniej trzy ścieżki fabularne, odblokowujące nową zawartość i wprowadzające do gry nowe postacie, umiejętności, historie oraz wyposażenie.
Ale czy doda chociaż trochę realizmu? Czy będzie to pakiet, do fabuły którego zechcemy wracać? Czy te stroje i meble sprawdzą się w połączeniu z innymi dodatkami? Czy fabuła nie ograniczy się do formatu z Przygody w dżungli, gdzie wszystkie najciekawsze elementy tytułowej „przygody” sprowadzały się do okienka z tekstowym opisem wydarzeń i wyboru jednego ze scenariuszy? Czy Sokół Millennium nie pozostanie po prostu niegrywalną ciekawostką, do której nie będzie można nawet fizycznie wsiąść, a w najlepszym wypadku skończy jak miotły w Krainie magii?
Umówmy się, ogólny entuzjazm po pojawieniu się figurki słodkiego Baby Yody czy gwiezdnych strojów w wyposażeniu i garderobie simów (sama użyłam ich tylko raz) niekoniecznie stanowi wystarczający powód uzasadniający powstanie tej paczki.
Rzeczywistość jest brutalna
Czy to zapowiedź czegoś ciekawego…?
Na gamescomie temat Star Wars był mocno obecny. I nie powinno to nikogo dziwić – Gwiezdne wojny to marka, która sprzeda wszystko, również nowy, niekoniecznie oczekiwany pakiet rozgrywki do symulatora życia. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że to EA sprzedało przestrzeń reklamową w Simsach Disneyowi.
Wyprawa na Batuu wygląda na dodatek stworzony przede wszystkim dla zysku, a nie dla graczy. Na zawartość promującą zupełnie inną markę, wykorzystującą liczną simmerską społeczność (30 milionów!) do marketingowych celów. Zawartość, która po spełnieniu swojego zadania przejdzie do grupy tych, do których potem już się nie wraca, bo po prostu jest za mało neutralna.
Ale oczywiście mogę się mylić. Bardzo chciałabym się mylić. Pakiet jako taki zapowiada się świetnie. Na pewno będę grać – jeśli się nie zawiodę, będę odszczekiwać, obiecuję. Miejmy wszyscy nadzieję, że Disney zapłacił za reklamę wystarczająco dużo, żeby powstał z tego dodatek przełamujący ograniczenia wcześniejszych DLC, z zajmującą fabułą, ze starwarsowo-simowym humorem i zawartością rozwiewającą wszelkie wątpliwości natury moralnej.
Albo niechże chociaż dadzą jakąś nową ciekawą śmierć – rażenie prądem przez droida? Cokolwiek!
O AUTORCE
Psioczę na Simsy, ale i tak będę za nie płacić. Jeśli kiedykolwiek pojawi się The Sims 5 (a nie sądzę, by nastąpiło to w najbliższym czasie, bo działania EA na to nie wskazują) – też zapłacę. Tak to już jest z długotrwałymi związkami. Nie porzucacie, tylko próbujecie zrozumieć, pogodzić się z pewnymi rzeczami, a część wspólnie zmienić. Simsów nie zmienię. Siebie dla nich też nie. Ale wierzę, że w końcu będzie lepiej. „Miłość cierpliwa jest”.
Ostatnia aktualizacja: 2020-09-02
Julia Dragović | GRYOnline.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS