Rozmowa z Igą, uczennicą niewielkiej szkoły z okolic Wojkowic.
Michalina Bednarek: Młodzież LGBT lepiej odnajdzie się w dużej szkole w dużym mieście czy wręcz odwrotnie?
Iga: Duża szkoła i duże miasto. Mentalność ludzi jest tam inna, jest więcej różnorodności, a nacisków mniej.
Sama jednak byłaś uczennicą niewielkiego gimnazjum w niewielkim mieście. Łatwo nie było.
– Przypominam sobie, że miałam same męskie ciuchy. Taki miałam styl, podobało mi się to. Wtedy jeszcze nie uważałam się za lesbijkę, ale czułam, że coś się we mnie dzieje. Kiedy wszystkie dziewczynki przychodziły na akademie szkolne w spódnicach, ja wyglądałam jak chłopak. Od początku byłam przez to na cenzurowanym u nauczycieli.
Co masz na myśli?
– Usłyszałam, że mój “wyzywający” strój godzi w dobre imię szkoły. Dziewczyny nie mogły nosić makijażu, krótkich miniówek i jak się okazało… obszernych spodni, bo w regulaminie szkoły był zapis o “jej godnym reprezentowaniu” przez uczniów, a dyrektorce mój wygląd się nie podobał.
Złamali cię i zmusili do zmiany stylu ubierania?
– Kiedy przychodziło do zdjęć klasowych, to słyszałam: “Iga, załóż spódnice, bo wszystkie dziewczynki siedzą w pierwszym rzędzie”. Kiedy spódnicy nie zakładałam, musiałam stać z chłopakami za rzędem siedzących dziewczynek i to najlepiej tak, aby mnie nie było widać.
Nauczyciele wiedzieli więc, że jesteś “inna”. Ktokolwiek próbował z tobą rozmawiać?
– Pamiętam, jak na lekcji wychowania do życia w rodzinie nauczycielka raz użyła słowa “homoseksualizm” i dokończyła zdanie: “można się nim zarazić, jak taka osoba was adoruje”. Nauczyciele obserwowali mnie, ale nikt wprost nie zapytał, czy jestem lesbijką. Może się bali, bo co by potem mieli ze mną zrobić. Trafiały do mnie tylko ich docinki, jak: “Iga się musi wyróżniać, pajacuje, przejdzie jej”. Od szkolnej pedagożki na spotkaniach słyszałam, że jak znajdę sobie chłopaka, to mi “wywietrzeją te głupoty z głowy”.
Które z wydarzeń w tej szkole wspominasz najboleśniej?
– Miałam przyjaciółkę Justi. Kiedyś wygłupiałyśmy się po lekcjach i ustawiłyśmy sobie wspólny profil na Facebooku – “w związku”. Na drugi dzień w szkole już wrzało. Dyrektorka wezwała nas na dywanik. W gabinecie czekały na nas również pedagog szkolna i wychowawczynie. Kazali nam się tłumaczyć.
Chcieli wiedzieć, czy faktycznie jesteście parą?
– Powiedziałam, że to ja namówiłam Justi na ten “facebookowy związek”, ale to nic nie znaczy. Grono pedagogiczne pozwoliło jej wyjść, bo została uznana za “ofiarę mojej manipulacji”. Mnie zaczęli pytać, czy miałam bliskie stosunki z mężczyznami lub kobietami. Miałam wtedy 15 lat. To było krępujące. Opowiedziałam, że nie. Wtedy dyrektorka zapytała, jak więc mogę się uważać za taką osobę, jak jeszcze nie wiem, jak to jest.
Spotkały cię za to jakieś konsekwencje?
– Po pierwsze w trybie pilnym wezwali rodziców do szkoły. Przy nich dyrektorka kazała mi usunąć mój profil na Facebooku. Grono pedagogiczne uznało, że w całości jest on gorszący, bo udostępniałam tam też artykuły o osobach LGBT, dane statystyczne dotyczące osób homoseksualnych, teksty o ich prawach, ale też szykanach wobec nich. Internet był wtedy dla mnie jedynym oknem na świat.
Nie chciałaś się bronić? Rodzice stali po twojej stronie?
– Dla rodziców to były “żarty”. Nie rozmawiałam wtedy jeszcze z nimi o mojej orientacji. Koledzy z klasy myśleli za to, że skasowałam swojego Facebooka wcale nie pod naciskiem nauczycieli, ale zwyczajnie dlatego, że było mi wstyd za udostępniane treści. To już nie było dla mnie ważne, i tak nie chciałam się tłumaczyć, bo do końca szkoły zostało mi kilka miesięcy. A na koniec i tak dostałam niższą ocenę z zachowania.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS