Władze Liberty Media po potwierdzeniu kalendarza mistrzostw świata F1 na sezon 2020, w końcu mogą spokojnie zająć się planami na przyszły rok, licząc, że ich biznes powróci do “normalności”. Przyszłoroczny kalendarz powinien więc przekroczyć 20 eliminacji mistrzostw świata.
Z punktu widzenia promotora mistrzostw niezwykle ważne jest jednak także to, aby kibice mogli wejść na tory. To jedyny sposób, aby tory były w stanie opłacić wysokie opłaty licencyjne, które pozwolą odrobić część strat poniesionych w związku z koronawirusem w tym roku.
Kwestia pandemii pozostawia jednak dalej sporo znaków zapytania, a szefowie F1 rozważają różne scenariusze.
Może okazać się na przykład, że tradycyjny start sezonu w Australii nie będzie możliwy. Melbourne boryka się z dużą falą zachorowań a samo miasto już kilka razy było całkowicie blokowane.
Jeżeli powyższy scenariusz miałby się zmaterializować najpewniejszym zastępstwem dla Australii jest wizyta w Bahrajnie.
Odroczenie sezonu, nie będzie stanowiło większego problemu dla Liberty Media, gdyż zespoły i tak muszą pracować nad nowymi bolidami w ściśle określonych ramach czasowych, a to oznacza, że nowe auta muszą być gotowe do jazdy najpóźniej przed końcem lutego.
Wstępnie FIA i zespoły rozważały całkowite odwołanie zimowych testów zważywszy na to, że wdrożono przepisy zakazujące większych zmian w silnikach oraz samych bolidach.
Plan ten ma być jednak już nieaktualny, a zespoły uzgodniły kolejny kompromis, ograniczając przyszłoroczne testy przed sezonem do tylko trzech dni.
Jedną z ekip, które mocno nalegały na organizację zimowych testów miał być McLaren, który w przyszłym roku zmieni silniki Renault na Mercedesa. Dla niego niezwykle ważne jest przetestowanie integracji nowej jednostki napędowej z podwoziem.
Za takim scenariuszem opowiadały się także ekipy, przyjmujące do siebie nowych kierowców. Co więcej okazał się, że zmiany w bolidach będą znacznie większe niż pierwotnie sądzono, gdyż FIA szykuje kolejne obostrzenia w przepisach aerodynamicznych, aby ograniczyć docisk bolidów, pomagając w ten sposób firmie Pirelli złagodzić obciążenia na opony, które ponownie nie zostaną zmienione.
Na chwilę obecną nie wiadomo gdzie miałby się odbyć testy. W grę tradycyjnie wchodzi Hiszpania i jej tory pod Barceloną oraz w Jerez, ale również Bahrajn.
Długa i kosztowna podróż miałby być zrekompensowana częściowo przez lokalnego organizatora a koszt czarterów w dobie pandemii również powinien być dużo tańszy.
Dla ekip największym problemem w testach na Bliskim Wschodzie jest jednak odległość, która sprawia, że w razie potrzeby dostarczenie części na tor może się znacząco opóźnić.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS