– To niezwykle ważne wybory- nie ma co do tego żadnych watpliwości. Ale z zupełnie innych powodów niż podawane przez Trumpa. Bo jeśli Trump zostanie, będzie to oznaczać, że USA są skazane na „nową prawicę”- brutalną, rasistowską, gardzącą wszelkimi przejawami solidarności. Natomiast jeśli wygra Bidem będzie to powrót do normalności, tradycyjnej w USA przemienności rządów centrolewicy i centroprawicy. Bo jeśli Trump przegra Bo w tym wypadku trumpizm zniknie na zawsze. Taka jest natura populizmu- te ruchy są niejako przedłużeniem osoby lidera..
Ameryka doświadcza kolejnej fali przemocy na tle rasowym. Kellyanne Conway, szefowa kampanii Trumpa przekonywała, że im więcej chaosu, przemocy oraz wandalizmu, tym lepiej dla obecnego prezydenta.
– Jeszcze dziwniejsze jest to, co mówi Trump. Obiecuje, że gdy zostanie wybrany, zaprowadzi porządek. Ale przecież to on jest dziś prezydentem. Te wybuchy przemocy nie wynikają z tego, że Trumpa nie ma, tylko z tego, że Trump rządzi i zachęca białych suprematystów do przemocy. To jest jeden z wyznaczników tej prezydentury: przed Trumpem wybuchy przemocy były z reguły związane z wojnami gangów narkotykowych. A teraz rozkwitł nowy rodzaj przemocy. Biali suprematyści są zachęcani do bicia czarnych Amerykanów. Podobnie jak policjanci. To wszystko jest konsekwencją rasistowskich rządów Trumpa. To prawda, że w USA nastroje rasistowskie czy antyhomoseksualne istniały zawsze. Ale nie miały legitymizacji. Trump je uprawomocnił i nakłania do aktów agresji.
Pana zdaniem kwestie rasowe odegrają kluczową rolę w listopadowych wyborach.
– Najważniejszą od wyboru Abrahama Lincolna. Przez co najmniej 100 lat kwestie rasowe nie były w centrum amerykańskich wyborów. Tym razem będzie inaczej: kwestie społeczne, ekonomiczne, która zazwyczaj stanowią sedno amerykańskich wyborów, zejdą na dalszy plan. A debata będzie sprowadzona do kwestii: „Co to znaczy być Amerykaniem? Być Białym? Czy raczej szanować Konstytucję?”. To zresztą miał na myśli Trump w swej dziwacznej wypowiedzi po nominacji Kamali Harris, kandydatki na wiceprezydentkę u boku Joe Bidena. Stwierdził, że Harris nie jest Amerykanką. W domyśle: „Nie jest nią, ponieważ nie jest biała”. To jest rzeczywisty sens tych wyborów: „Biali czy demokracja?”.
Jak pan ocenia Bidena? Jeszcze niedawno nikt na niego nie stawiał.
– To jest powszechne zaskoczenie. Mówiono, że jest zbyt stary, słaby i chwiejny. A jednak jego ostatnie wystąpienia robią wrażenie. Zwłaszcza to, co mówił po przyjęciu demokratycznej nominacji. To było coś… Ujrzeliśmy męża stanu, pełnego godności i zdecydowania, który wie w jakim kierunku chce zmierzać. To jest dokładnie to, czego Zachód dzisiaj potrzebuje. Wątpiłem w niego, ale teraz wierzę już, że Biden będzie w stanie przywrócić image USA jako kraju godnego szacunku, demokratycznego, respektującego różnorodność kulturową. Ameryka to w ogromnym stopniu soft power. A Trump zniszczył niemal całą soft power USA. Pomijając dwa wyjątki: prawicę polską i prawicę izraelską. Poza tym nikt dziś nie darzy Ameryki ani szacunkiem, ani zaufaniem.
Wszystko jest już przesądzone? Trump przegra te wybory? Przewaga Bidena nad Trumpem jest większa niż przewaga Clinton w 2016. W kluczowych „swing states” znacznie bardziej stabilna…
– To prawda: sytuacja Bidena jest znacznie lepsza niż Clinton. W „swing states” Clinton opierała się głównie na tradycyjnych wyborcach Demokratów, zazwyczaj starszych. Biden przeciągnął na swoją stronę młodych i Czarnych, którzy nie wspierali Clinton.
Jednak bardzo dużo zależy nie tylko od tego, kto wygra, ale również od tego jaką będzie miał przewagę. Bardzo wyraźna wygrana Trumpa jest nieprawdopodobna. Jeśli wyraźnie wygra Biden, Republikanie porzucą Trumpa. Z ulgą czy raczej wręcz zachwytem. Ale jeśli wygrana będzie nieznaczna, Trump zakwestionuje wynik, co nieraz sugerował. Powie prawdopodobnie, że wybory korespondencyjne były oszustwem. I wtedy Republikanie stoczą wielką wojną prawną. Wszystko skończy się w Sądzie Najwyższym. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jaki będzie wyrok..
W obu przypadkach przewiduje pan „małą wojnę domową” w USA.
– Niestety. W każdym przypadku okres przejściowy między listopadowymi wyborami a objęciem prezydentury w styczniu 2021 będzie czasem zamieszek i przemocy, a na dodatek recesji gospodarczej i pandemii.
Jeśli wygra Trump, ruch Black Lives Matter obejmie cały kraj. I najprawdopodobniej będzie się degenerował. W stronę przemocy. Trump może wysłać na tych ludzi wojsko. I nie omieszka tego zrobić. Sytuacje stanie się niezwykle niebezpieczna. A jeśli przegra Trump, ale zakwestionuje wyniki wyborów, będziemy mieli gwałtowne protesty białych suprematystów. Ale to się skończy szybciej, bo Biden nie wyśle wojska.
Co przegrana Trumpa oznaczałaby dla Polski?
– Obawiam się, że to nie będzie koniec PIS-u. Populizmy mają zbyt wyraźny wymiar narodowy.
Jeśli chodzi o politykę wobec Polski, to wiem, że polska prawica woli zwycięstwo Trumpa i perspektywę przeniesienia amerykańskich jednostek z Niemiec do Polski. Ale przecież w przeszłości sprawa Polski była równie mocno broniona przez Demokratów i Republikanów. Polska na pewno nie będzie się miała gorzej za Bidena, który jest przewidywalny – w przeciwieństwie do Trumpa. Polacy obawiają się Rosji. Bezpieczeństwo w Europie gwarantowane jest przecież przez NATO, które Biden może wzmocnić. Nie przez kapryśne humory Trumpa, który NATO nie cierpi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS