Robert Wiktor Fidura-Porycki jest dziś członkiem Rady Fundacji Świętego Józefa, działającej przy episkopacie. Jak mało kto rozumie pokrzywdzonych. Sam był ofiarą nadużycia, którego dopuścił się ksiądz. Właśnie zaapelował do metropolity katowickiego abp. Wiktora Skworca i ordynariusza tarnowskiego Andrzeja Jeża:
„Wnoszę, abyście złożyli swoje urzędy i oddali się do dyspozycji papieża Franciszka”. Kanwą listu jest bezkarność księdza Stanisława P., który blisko 20 lat temu miał dopuścić się molestowania dzieci. Pomimo zgłoszeń rodziców pokrzywdzonych był bezkarny. Ówczesny biskup tarnowski Wiesław Skworc zamiótł sprawę pod dywan. Zamiast skierować ją do Watykanu, wyekspediował sprawcę na Ukrainę. Tam ksiądz dopuścił się kolejnych nadużyć. Kiedy wrócił do Polski, otrzymał parafię w Krynicy Zdroju. Przełożeni zamiast piętnować sprawcę, zapewnili mu nowe bezpieczne łowisko, gdzie bezkarny molestował dzieci.
Dziś Skworc nie ma odwagi osobiście przeprosić ofiar, sprawę scedował na rzecznika. Taka postawa jest sprzeczna z ostatnimi wytycznymi Watykanu i z zachowaniem papieża Franciszka, który nie tylko przyznał się do błędnej oceny sytuacji w Kościele chilijskim, ale zaprosił także ofiary nadużyć seksualnych księdza Karadimy do siebie i natychmiast podjął stosowne kroki dyscyplinarne. W wyjaśnieniach Skworca dostrzegamy tchórzostwo i biurokratyczne kluczenie.
Czytaj więcej: Papież Franciszek dużo mówi, ale niewiele robi
Gdyby Robert Fidura poczekał kilka dni lista biskupów, do których zaadresował swój list, byłaby dłuższa. Według reportażu OKO.press byłby nim na pewno biskup łowicki Andrzej Dziuba. Sprawa dotyczy księdza Piotra S. To pedofil wypromowany przez ówczesnego biskupa pomocniczego Józefa Zawitkowskiego. Tego samego, który pomstował w ostatnich dniach na przedstawicieli mniejszości seksualnych.
S. dzięki Zawitkowskiemu w połowie lat 90. wyjechał na studia do Rzymu, później robił karierę. Jednocześnie krzywdził kolejnych ludzi. Gdy nie dało się go już obronić, sprawę przeciągano. Postępowanie wstępne trwało trzy lata, kolejne lata proces merytoryczny. Pokrzywdzony opisany w reportażu OKO.press mógł, rzecz jasna, bać się udziału w tym postępowaniu. Po sześciu latach, w grudniu 2018 r. Watykan odebrał prowadzenie sprawy abp. Dziubie i przekazał ją prymasowi Wojciechowi Polakowi. Według Watykanu Dziuba prowadził sprawę w sposób nierzetelny. Równocześnie prokuratura prowadzi też śledztwo w sprawie niezawiadomienia organów ścigania o przestępstwach seksualnych księdza S. przez Dziubę.
I pomyśleć, że Dziuba przez wiele lat był prawą ręką prymasa Glempa, ma tytuł profesora teologii moralnej. To właśnie on powinien pisać artykuły i książki o pedofilii, kształtować postawy studentów i kleryków. Dziuba stanowi egzemplifikację dramatu teologii moralnej w naszym kraju. A może nawet więcej: to dramat polskiej teologii w ogóle. Nie potrafi ona zmierzyć się z wyzwaniami współczesnej humanistyki, krytycznie analizującej nadużycia wszelkiej władzy, w tym również władzy religijnej. Czyż nie jest bowiem tak, że większość wydziałów teologicznych, które pozostają w gestii i ścisłej kontroli biskupów, tak naprawdę służy utrwalaniu wpływów Kościoła na państwo i podporządkowaniu tegoż państwa Kościołowi? To temat, który zostawiamy na inną okazję.
Zobacz też: Odszkodowania dla ofiar księży pedofilów. Dlaczego abp Ryś robi, co może, by ich uniknąć?
W najbliższym czasie na światło dzienne wyjdą następne wstrząsające historie kilku innych biskupów oraz jednego z czołowych kardynałów. Ich beztroska doprowadziła do nadużyć, które można było powstrzymać, gdyby przełożeni księży pedofilów, mając wiedzę o pierwszych aktach agresji seksualnej wobec dzieci, zareagowali prawidłowo.
To, co już wiemy o biskupie Janiaku, Tyrawie, kardynale Gulbinowiczu, arcybiskupie Głódziu z licznych reportaży oraz z filmów braci Sekielskich, uzasadnia tezę, że tuszowanie klerykalnej pedofilii było i jest w polskim kościele zasadą. Hierarchowie nie zmienią sami nic z własnej woli. Jedynym skutecznym sposobem zmiany w kościele jest pistolet medialny przyłożony do ich skroni. To jedyny sposób, który może przynieść zmiany w kościele. I jedyny, który sprawdził się na całym świecie. Nie musimy czekać na tajemniczy raport poświęcony seryjnemu drapieżcy seksualnemu byłemu kardynałowi Theodore McCarrickowi, by się dowiedzieć, jak w praktyce funkcjonował Kościół w Polsce. Potrzebna jest nam determinacja ofiar, ich bliskich i mediów, by główni odpowiedzialni wreszcie ponieśli odpowiedzialność.
Prawda jest taka, że uchodzący za mentorów naszej moralności hierarchowie stali się pasterzami pedofilów i pogardy wobec ofiar. Dbali nie o maluczkich, tylko o zwykłych przestępców. To oni są odpowiedzialni za stopniowe wyludnianie się kościołów, seminariów i zakonów oraz absencję młodych ludzi na lekcjach religii. Ludzie nie wrócą do kościoła zarządzanego przez takich biskupów.
Czytaj także: Homoseksualizm, współpraca z SB. Niewygodna prawda o kard. Gulbinowiczu. Czy polski Kościół czeka trzęsienie ziemi?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS