Microsoft Flight Simulator 2020 to pozycja oczekiwana przez wielu. I to nie tylko przez miłośników lotnictwa. Produkcja jeszcze przed premierą skradła serce niejednego gracza. Wszystko to dzięki walorom estetycznym. Jednak po spędzeniu z tytułem kilkudziesięciu godzin mogę powiedzieć tyle, że Microsoft Flight Simulator 2020 to propozycja faktycznie raczej dla wspomnianych już miłośników podniebnych wojaży. Jeśli więc nimi nie jesteście – powinniście odpuścić sobie ten tytuł. No, chyba że jesteście zapalonymi podróżnikami i lubicie sycić swe oczy pięknymi krajobrazami – wówczas zabawę z Microsoft Flight Simulator 2020 zdecydowanie warto rozważyć. Są jeszcze dwa kolejne pewniki odnośnie recenzowanego dziś tytułu – po pierwsze w żadnym wypadku nie należy go rozpatrywać w kategoriach gry, a po drugie – czas, który spędziłem z symulatorem pozwolił mi odkryć zaledwie najważniejsze jego aspekty. Sympatycy pojazdów latających będą więc mieli co robić.
Autor: Dominik Wiśniewski
Znając profil czytelniczy osób odwiedzających serwis PurePC, pozwolę sobie zacząć niniejszą recenzję w raczej niestandardowy sposób, bo od krótkiego poruszenia kwestii technicznych. W żadnej innej produkcji komputerowej kilku ostatnich lat, nie byliśmy bowiem aż tak ciekawi, czy “pójdzie” nam ona na naszym sprzęcie. Podane przed czterema miesiącami minimalne wymagania sprzętowe sugerowały zaopatrzenie się w procesor AMD Ryzen 31200 / Intel Core i5 4460, przynajmniej 8 GB pamięci RAM oraz kartę graficzną AMD Radeon RX 570 / NVIDIA GeForce GTX 770. Już teraz mogę Wam z przykrością napisać, że owa konfiguracja ma wątpliwe szanse na uruchomienie gry w uśrednionych 10 klatkach na sekundę. Wiedząc czego spodziewać się można po symulatorze studia Asobo, przygotowaliśmy pod grę nową platformę testową, która… niestety nie zdążyła do mnie dotrzeć na czas. Wobec tego, z drżącymi rękami uruchomiłem Microsoft Flight Simulator 2020 na karcie graficznej NVIDIA GeForce GTX 1080 przy wsparciu 8 GB pamięci RAM (pełna specyfikacja platformy testowej znajduje się na piątej stronie artykułu). Nie wolno przy tym przemilczeć faktu, że gra (będę nazywać tak symulator dla uproszczenia) wyświetlana była na monitorze o rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli (proporcje ekranu 21:9). Co z tego wyszło? Produkcja sama dostosowała mi ustawienia graficzne na średnie (a więc nie niskie, ale też nie wysokie, ani nie ultra).
Microsoft Flight Simulator 2020 to bezsprzecznie jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku. Dla kogo jest ów symulator? Czy ma duże wymagania sprzętowe i czy w ogóle bawi? O tym wszystkim i wielu innych rzeczach dowiecie się z niniejszej recenzji.
Panie… 20 lat temu to się grało, czyli ulubione gry czterdziestolatka
Po zrezygnowaniu z trybu pełnoekranowego na rzecz wyświetlania w oknie, podczas lotu z widokiem w kokpicie udało mi się otrzymać średnio 30 klatek na sekundę. Tragedia zaczynała się w momencie zmiany na kamerę zewnętrzną – wówczas standardem było średnie 18 fpsów. Każdorazowa wycieczka do większej metropolii jak Los Angeles kończyła się z kolei… niespełna dziesięcioma klatkami na sekundę. Co ciekawe, wymuszenie ustawień graficznych ultra, poskutkowało nieznacznym spadkiem klatek, niemniej ekrany ładowania przed podróżą wydłużyły się nawet do trzech minut oczekiwania. Nie mając zasadniczo innych możliwości, gameplay do niniejszej recenzji odbywał się w takich właśnie warunkach. Mając świadomość tego, że wydajna maszyna dostarczy grającym o niebo większą frajdę, postaram się odsunąć na bok osobiste zniechęcenie i przedstawić Wam grę taką jaką jest mimo tego, że jest produkcją niesłychanie zasobożerną. Na profesjonalne testy wydajności przyjdzie w PurePC czas nieco później, teraz zajmijmy się więc raczej wrażeniami oraz tym, co Microsoft Flight Simulator 2020 ma w sobie szczególnego. I tak – przy 20 fpsach dało się grać bez większego pomstowania na czym świat stoi. Nie jest to jednak z pewnością efekt, który chcemy uzyskać kupując grę za 260 złotych (wersja Standard), a nawet za 520 zł (Premium Deluxe).
Zacznijmy może od tego, jak zbudowana jest gra. Główne menu podzielone zostało na zakładki takie jak: Witaj, Profil, Rynek oraz Opcje. Dla nas, na potrzeby niniejszej recenzji najważniejsza jest pierwsza zakładka. To dzięki niej rozpoczniemy podniebne eskapady. Prócz – nazwijmy to – stylu dowolnego w oknie zatytułowanym Mapa Świata, znajdziemy tu też Aktualne wydarzenia na żywo (póki co, są to wyłącznie zawody w lądowaniu), Szkolenie Lotnicze oraz tryb Działania. Przekornie zacznijmy od końca, bowiem najwięcej do powiedzenia będzie właśnie o oknie Mapa Świata, toteż ją zostawmy sobie na koniec. Działania to tryb proponujący (na tę chwilę) trzy scenariusze z serii Wyprawa w Dzicz. Jest to nic innego jak trzy ciekawe turystycznie trasy (Nevada, Bałkany, Patagonia), w których siadamy za sterami turbośmigłowca i pokonujemy trasę z punktu A do punktu B (jeśli nie skorzystamy przy tym z nawigacji, otrzymamy odznaczenie). Nie sposób owym trasom odmówić piękna, a i wydaje się, że w przyszłości powstanie ich więcej, niemniej przelot owymi trasami potrafi trwać (realne) osiem godzin, a więc mniemam, że do końca lotu wytrzymają wyłącznie nieliczni. Przed przejściem do głównego trybu symulatora, naprawdę warto zaznajomić się z zakładką Szkolenie Lotnicze. To tu, za sterami Cessane 152 otrzymamy solidną naukę sterowania, lądowania i nawigowania, a także zaznajomimy się z kokpitem i przyrządami samolotu, bowiem ich nadzorowanie będzie kluczowym elementem w dalszej zabawie. Na szkolenie musimy przeznaczyć dwie do trzech godzin, niemniej po nim, pozostałe elementy gameplay’u nie będą stanowiły dla nas już żadnej zagadki.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS