A A+ A++

Nie żyje Ewa Demarczyk, “Czarny Anioł” Piwnicy pod Baranami. Miała 79 lat. Po 2000 r. charyzmatyczna artystka wycofała się z życia publicznego.

Ewa Demarczyk była krakowianką. Choć śpiewała od najwcześniejszego dzieciństwa, nie myślała o karierze pieśniarki. Chciała być pianistką, ale po roku nauki w szkole muzycznej przeniosła się na architekturę. Marzyła ponoć o medycynie, a ukończyła szkołę teatralną (1966).

Nigdy nie zagrała żadnej filmowej czy teatralnej roli. W czołówce “Bariery” (1966) Jerzego Skolimowskiego widnieje jej nazwisko obok zespołu Novi Singers i określenia “wykonanie muzyki (śpiew)”.

Trzy lata później Jan Laskowski wykorzystał śpiewane przez nią “Wiersze Baczyńskiego” w “Zbyszku” (1969), dokumencie poświęconym tragicznie zmarłemu aktorowi (Cybulski był także absolwentem krakowskiej szkoły teatralnej).

W 1970 r. Laskowski nakręcił z nią – w dekoracjach filmu “Bolesław Śmiały” – półgodzinny dokument, zatytułowany po prostu “Ewa Demarczyk”, który okazał się rejestracją jej recitalu. Tak naprawdę wystarczyło ustawić jej postać w kadrze i włączyć kamerę. Śpiew na dźwiękowej ścieżce działał wręcz hipnotyzująco.

Panna madonna

37 lat później stała się bohaterką filmu Janusza Filipa Chodzewicza “Panna madonna legenda tamtych lat”.

Jej przeznaczeniem było śpiewanie, nie aktorstwo, choć była aktorką. Potrafiła się zmobilizować w każdych warunkach. Wypadała na scenę z niesamowitą ekspresją, ledwo udawało jej się zatrzymać przed mikrofonem.

Karierę pieśniarską rozpoczęła w 1961 roku w kabarecie krakowskiej Akademii Medycznej “Cyrulik”, skąd w roku następnym przeszła do Piwnicy pod Baranami. Tam spotkała Zygmunta Koniecznego. Razem stworzyli nową jakość w polskiej piosence.

CZYTAJ TAKŻE: “Karuzela z Madonnami” – oberek, a raczej obertas

Takie pojęcia jak poezja śpiewana, piosenka aktorska, kraina łagodności biorą swój początek właśnie z ich twórczości. To dzięki nim wiersze Mirona Białoszewskiego, Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima, Kamila Krzysztofa Baczyńskiego i wielu innych mniej lub bardziej znanych poetów nabrały nowych barw i trafiły wręcz – jak marzył inny poeta – “pod strzechy”. Choć Demarczyk nagrała w Polsce zaledwie dwie płyty.

Komfort i nobilitacja

Demarczyk zawsze otaczała się wspaniałymi muzykami. To u jej boku rozpoczynał karierę genialny piwniczny skrzypek Zbigniew Paleta czy wszechstronnie utalentowany Zbigniew Wodecki. – Dla mnie, osiemnastoletniego skrzypka, to było olbrzymie wyróżnienie, że znalazłem się w jej zespole – wspominał potem Wodecki (zmarł w 2017 r.) – Granie z kimś takim było wówczas nie tylko nobilitacją, ale też komfortem, bo każdy, absolutnie każdy koncert kończyła co najmniej dziesięciominutowa owacja na stojąco. I to we wszystkich krajach – Szwajcarii, Belgii czy Francji. Te występy z Ewą dały mi więcej niż lata ćwiczeń w domu, bo stojąc koło takiej wokalistki w pięknych salach całego świata, musiałem dawać z siebie wszystko. Nic tak nie mobilizuje.

W 1962 r. Demarczyk wygrała krakowski Studencki Festiwal Piosenki, rok później, podczas pierwszej edycji Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, zaśpiewała “Karuzelę z madonnami”, “Czarne anioły” oraz “Taki pejzaż”, wzbudzając powszechny entuzjazm i uruchamiając istną lawinę nagród, a w 1964 roku na festiwalu sopockim zdobyła laury za “Grand valse brillante”. Potem przyszły prestiżowe recitale w paryskiej Olimpii, Genewie (z okazji dwudziestolecia Organizacji Narodów Zjednoczonych), na Noordseefestival w Belgii, Musique aux Champs-Elysées w Sztokholmie, Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Arezzo, Światowym Festiwalu w Varadero na Kubie, na austriackim Wiener Festwoche, Mondial du Theatre w Nancy, Orfeo de Oro w Bułgarii, festiwalu w Rio de Janeiro czy w rumuńskim Braszow. Jej genialny recital z tej ostatniej imprezy transmitowała w 1970 r. bezpośrednio telewizja, co dla współczesnego telewidza może okazać się wręcz niewyobrażalne.

Pożegnanie z Piwnicą pod Baranami

Po ponad dziesięciu latach królowania opuściła Piwnicę, wybierając drogę samodzielnej kariery. A że życie – także kabaret – nie znosi pustki, Skrzynecki musiał stworzyć kolejnego anioła. I stworzył Anię Szałapak, a później Dorotę Ślęzak. I choć śpiewały pięknie, Demarczyk pozostała niedościgła. Bo jej piosenki posiadają cudowny eliksir, który pozwala im skutecznie opierać się działaniu czasu. Kiedy dziś słuchamy “Tomaszowa”, “Grande valse brillante”, “Pocałunków”, “Groszków i róż”, “Wierszy wojennych Baczyńskiego”, “Cyganki” czy “Skrzypka Hercowicza”, po plecach przebiegają nam takie same dreszcze jak wtedy, gdy słuchaliśmy ich po raz pierwszy.

– Zamknęła się w swoim świecie, nie komunikuje się z nikim – opowiadała w 2011 roku Krystyna Zachwatowicz. – Trudno powiedzieć, skąd ta decyzja, na pewno mogłaby jeszcze długo koncertować. Ja odeszłam, bo ileż można śpiewać “Bo taka głupia to ja już nie jestem”? W pewnym wieku już nie wypada, stałabym się karykaturą samej siebie. Ale Ewa ze swoim repertuarem nie miałaby podobnego problemu. Jej zamilknięcie pozostaje tajemnicą.

W latach 1986-2000 Demarczyk prowadziła Państwowy Teatr Muzyki i Poezji. Po roku 2000 wycofała się z życia publicznego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRocznica Cudu nad Wisłą. Piłsudski chciał przenieść stolicę do Częstochowy, Witos był przeciw
Następny artykułSkorzęcin: Pomagał kobiecie, która zasłabła. I też zasłabł