25-lecie Wirtualnej Polski to wyjątkowa okazja, aby porozmawiać z 25-latkami o tym, jak zmieniała się Polska. “Nasze dzieci będą żyły w takim kraju, jaki im urządzimy. Musimy o tym myśleć” – mówi gwiazda “M jak Miłość” Iga Krefft.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Z czym kojarzy ci się Polska sprzed 25 lat?
Iga Krefft: U mnie w domu dużo się nagrywało i dzięki temu sporo pamiętam z tamtego okresu. Wychowywałam się na wsi. Dużo czasu spędzałam na podwórku, nie oglądało się za dużo telewizji, nawet nie było żadnych dodatkowych kanałów, tak jak teraz. Czasami leciały jakieś “Wiadomości” albo coś w tym stylu. Zresztą, moi rodzice dopiero wymienili telewizor z tamtego okresu na jakiś nowszy.
Pamiętam, jak tata woził nas taczką po podwórku. Nie miałam zbyt dużej styczności z miastem. Towarzyszyła mi sielankowość.
Dzisiaj ta wieś wygląda inaczej?
Moja wieś zmieniła się, kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej. Nasz wójt bardzo pilnował, żeby wszystko się rozwijało. Faktycznie widać różnicę, bo infrastruktura bardzo poprawiła się w gminie. Ale dla mnie droga, na której uczyłam się jeździć rowerem, dalej jest tą samą drogą, tak samo wygląda. To mnie cieszy, bo jestem nostalgiczna. Lubię wracać do tych wspomnień. Co prawda nie mamy już tej taczki, którą tata nas woził, ale jak czuję zapach skoszonej trawy, to łzy mi do oczu napływają.
Dzisiaj mamy niemal nieograniczony dostęp do wszelkich filmów, animacji, dokumentów. Co oglądałaś jako dziecko?
Oglądaliśmy głównie wieczorynki takie jak “Miś Koralgol”, “Krecik”, “Jedyneczka”, “Budzik”. Byliśmy bajkową rodzinę. Mieliśmy szczęście, bo moi rodzice kupowali nam dużo bajek na kasetach VHS. Później dokupili nawet jakieś wypasione kanały w telewizji, ale z moją siostrą kompletnie nie umiałyśmy obsługiwać pilota. Pamiętam, że jedną z moich ukochanych bajek były “Atomówki”. Jednak rodzice twierdzili, że te popularne bajki trochę ogłupiają i starali się sami dobierać jakieś inne.
ZOBACZ: Sceny seksu w serialach po badaniach na koronawirusa
Nie wiem, czy kojarzysz takie sytuacje, że jak korzystało się kiedyś z internetu, to przestawał działać telefon stacjonarny.
Nie! U nas w domu internet pojawił się jako dyskietka. Mój tata kupił laptopa, dopiero jak mama pisała magisterkę. Miałam wtedy 11-12 lat. Tak naprawdę to było bardzo późno i dlatego nie mam takich wspomnień.
W 1995 r. sporo wydarzyło się w temacie polityki. Nastąpiła denominacja złotego, Józef Oleksy został premierem, Lech Wałęsa zakończył swoją prezydenturę. Czy u ciebie w domu dużo rozmawiało się o polityce?
Moi rodzice byli bardzo zaangażowani w politykę i dla nich było to niezwykle ważne. Ale nie pamiętam, aby był to szczególnie dominujący temat. Dopiero jako nastolatka zaczęłam aktywnie uczestniczyć w tych rozmowach.
Na pewno pamiętam wybory. To było magiczne wydarzenie, kiedy rodzice szli zagłosować. Te skrzynki, te odgrodzone miejsce do oddawania głosu, to było coś niesamowitego. Czuło się, że to coś wyjątkowego. Pamiętam, że jak wchodziliśmy do Unii Europejskiej, to u mnie w szkole kładli nacisk, aby już u dzieci budować świadomość polityczną. Robiliśmy nawet takie udawane głosowanie.
A sztuka była obecna w twoim domu?
Oj tak. U nas zawsze słuchało się bardzo dużo muzyki. Rodzice zabierali nas do teatru, kiedy tylko mogli. To było ogromne święto w domu. Zawsze miałam rozdartą buzię, śpiewałam, tańczyłam. Są nagrania, jak wcielam się w Alicię Keys z rajstopami na głowie, które udawały moje długie włosy. Takie wyczyny dokumentowała moja mama.
Czyli już od dziecka przejawiałaś artystyczne talenty.
Tak, totalnie. Pamiętam, jak po raz pierwszy poszłam z mamą do kosmetyczki. I powiedziałam potem mojej siostrze, że tak mi jest przykro, bo nigdy nie zostanę kosmetyczką. Zapytała mnie wtedy dlaczego, a ja jej na to: “Bo będę aktorką, piosenkarką i tancerką”.
Jak zareagowali twoi rodzice, że zawodowo chcesz się spełniać artystycznie?
Moi rodzice wiedzieli, że nie ma innej opcji. Wspierali mnie i siostrę i do tej pory śledzą nasze wyczyny. Nawet jak pojawiają się gorsze momenty finansowe, oni wiedzą, że będzie dobrze i w razie czego nam pomogą. Dla nich nie było ważne, czy będziemy inżynierami, lekarzami czy polityczkami. Sami są z branży medycznej i chyba nawet nie chcieli, żebym się tym zajmowała. Nie naciskali na nas, że mamy iść w jakąś stronę. Wyszukiwali nawet zajęcia rozwijające nasze zainteresowania.
Przeczytaj: Iga Krefft znowu wodzi na pokuszenie odważnym zdjęciem. Tym razem pozowała w wannie
Dwa razy wystąpiłaś w kultowym programie “Od przedszkola do Opola”. On zadebiutował dokładnie 25 lat temu – w 1995 r. Jak wspominasz tę przygodę?
Super! W końcu to była telewizja, śpiewało się wielkie hity gwiazd. Wystąpiłam w odcinku, w którym był Dżem, więc w ogóle czad. Zwłaszcza teraz miło to wspominać, gdy wiem, ile ten zespół znaczy. Raz była opcja, abym wystąpiła w odcinku z Hey. I ostatnio nawet wynalazłam nagrania, na których śpiewam piosenkę “Moja i twoja nadzieja”. To było dla mnie ogromne przeżycie. I jeszcze te wielkie pudła z prezentami…
No właśnie! Co było w środku?
Wypasione rzeczy! Dostałam discmana, gry, jakieś klocki. Prezenty były ekstra. W ogóle to wszystko było naprawdę przyjemne, bezstresowe.
Twoja kariera aktorska zaczęła się od Teatru Roma i “Akademii Pana Kleksa” oraz serialu “M jak miłość”. To dwa różne światy.
Zdecydowanie! To był bardzo burzliwy czas w moim życiu. Nie byłam z Warszawy, więc moja mama i siostra przeprowadziły się do stolicy ze mną. Mój tata został na Pomorzu, bo tam miał pracę. Przez blisko półtora roku żyliśmy na walizkach.
Jestem wdzięczna rodzicom za takie poświęcenie, bo to mi naprawdę dużo dało. Teatr – coś wspaniałego, totalne spełnienie marzeń! Jako dziecko byłam też wierną fanką “M jak miłość”, więc czułam się jak w jakimś śnie. Ta bańka mydlana trochę pękła, kiedy zobaczyłam, jak to wygląda od kulis. To nie było Hollywood.
Aż tak źle?
Warunki były spartańskie, ale na szczęście już uległy poprawie. Wcześniej zdarzały się jakieś cięcia w budżecie, sporo aktorów się buntowało. Powoli wszystko wraca do normy.
Jak bardzo zmieniła się sztuka przez 25 lat?
Mam wrażenie, że po 2010 r. nastał trend na powrót do lat 90. Artyści bardziej czerpią z tamtej estetyki, z tamtych pytań, które były stawiane. W pewnym momencie przestaliśmy zadawać sobie pytania filozoficzne, a takie tematy są najciekawsze w sztuce. Dlatego bardzo się cieszę, że artyści sięgają po inspiracje do tamtych czasów. Kiedy niekoniecznie na pierwszym miejscu był pieniądz i myśl, na co go wydać, tylko jakiś głębszy sens.
Internet daje możliwość odkrywania niszowych twórców, którzy niekoniecznie idą z prądem. Odbiorcy zaczęli bardziej doceniać ekskluzywność.
W pewnym momencie swojej kariery też zajęłaś się muzyką. Tworzysz pod pseudonimem Ofelia. Chcesz to połączyć z aktorstwem czy będziesz skupiała się już tylko na nagrywaniu?
Moim marzeniem jest to połączyć. Z 15-letniego doświadczenia na planie serialu, który ma dawać rozrywkę, wynika, że tęsknię za czymś więcej w tym aktorstwie. Przez ostatnie 3 lata miałam okazję spróbować różnych rzeczy i widzę, że tego potrzebuję. Marzy mi się większy projekt. Sama chcę stwarzać sobie takie sytuacje, robiąc muzykę i teledyski. Miałam propozycje, aby zrobić coś komercyjnego, ale nie mogłam się nigdy przemóc.
Co chcesz przekazać przez swoją twórczość?
Zależy mi na tym, aby każdy człowiek mógł się trochę utożsamić z tym, co śpiewam. Nie do końca rozumiem muzykę, która mnie nie dotyczy. Szanuję wielu polskich artystów, ale często widzę, że w pewnym momencie zaczynają mówić tylko o swoim doświadczeniu życiowym.
Zupełnie mnie to nie porusza. Nie mogę śpiewać o tym, że mam super mieszkanie w centrum Warszawy, bo niewiele osób się z tym utożsami. Chcę przekazać uniwersalne wartości, tematy, które dotyczą nas wszystkich. Chcę śpiewać o miłości, ale nie tylko tej romantycznej, ale też o miłości braterskiej, rodzinnej, miłości do świata, natury czy zwierząt. Marzę o tym, aby moja muzyka uwrażliwiała i otwierała oczy na to, co dobrego jest na świecie. Teraz w sztuce dużo jest brutalności. Wychodzę z kina i mam ochotę czasem skoczyć pod autobus. Chcę pokazywać jednak słoneczną stronę życia.
Z jakimi problemami mierzą się teraz 25-latki?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo nie jestem takim standardowym przypadkiem. Ludzie w moim wieku zaczynają stawiać dopiero pierwsze kroki zawodowe. A jak moja mama miała 25 lat, to ja już byłam na świecie. Teraz ludzie skupiają się na karierze, martwią się, jak to będzie.
Wiele mówi się teraz o podziale w naszym kraju. Coraz częściej młodzi ludzie buntują się przeciwko tej sytuacji. Ty angażujesz się politycznie?
Młodzi ludzie są sfrustrowani. Jestem zaangażowana politycznie, ale nie mówię o tym za wiele. Nie czuję się kompetentna. Uważam, że powinna nadejść jakaś zmiana. To młodzi powinni być głosem naszego narodu. Nasze dzieci będą żyły w takim kraju, jaki im urządzimy. Musimy o tym myśleć.
Czy chcemy, aby żyły w kraju, w którym strach otworzyć usta? W którym strach wyrazić opinię, bo można dostać od kogoś w twarz? Czy chcemy żyć w kraju, w którym piękno i unikatowość każdej osoby jest czymś cudnym i w którym nie liczy się zysk jednostki, tylko wspólne dobro? Mam wrażenie, że przez ostatnie kilka lat polityka wygląda tak, że chce się uciekać z kraju.
Na koniec popuśćmy wodze fantazji. Jak widzisz Polskę za 25 lat?
Chciałabym, żeby Polska była zielona. Żeby deweloperzy nie zapomnieli, że drzewa i trawa są nam potrzebne. Chciałabym, aby były dobre autostrady i rozwinięta komunikacja. Jeśli będę miała dzieci, to chcę, aby bez strachu mogły wychodzić na ulicę, aby czuły się zabezpieczone finansowo. Jeśli zostaną artystami, to żeby nie martwiły się, za co będą żyć, jeśli nie pojawi się jakiś projekt, czy będą miały co włożyć do garnka, kiedy będą na emeryturze. Sama chciałabym też być zabezpieczona w tej kwestii.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS