A A+ A++

Po raz pierwszy pieszo z Płocka do Częstochowy pielgrzymi poszli w 1982 r. Od tamtej pory co roku pokonują ponad 250 km, by zanieść swe modlitwy Czarnej Madonnie. Jednak nasza tradycja pątnicza jest znacznie starsza. Po raz pierwszy na Jasną Górę płocczanie wyruszyli w 1907 r.

Tak informowała o tym gazeta „Mazur” z 11 lipca tegoż roku:

„W ubiegłą niedzielę wyruszyła z Płocka pierwsza pielgrzymka do Częstochowy. Pątników zapisało się przeszło 800. Liczne tłumy wyprowadziły kompanję do Radziwia. Przewodniczył ks. Straszyński, organizator pielgrzymki. Szkoda, że parafja płocka nie posiada swojej własnej kapeli, ani chóru śpiewaków, jak to już, dzięki Bogu, nawet na wsiach jest zaprowadzone. A taka kapela parafjalna przyozdobiłaby kompanję płocką nielada. Warto, aby się parafjanie płoccy nie dali innym prześcignąć”.

Jednak wyprawa ta wyglądała nieco inaczej niż teraz. Pieszo pomaszerowano do Kutna, a dalsza podróż odbyła się koleją, która wówczas jeszcze do Płocka nie docierała.

O tym, że nie wszystko poszło zgodnie z planem „Mazur” donosił 18 lipca:

„Pątnicy płoccy wrócili z Jasnej Góry zdrowo i szczęśliwie. Podróż odbyła się nie bardzo pomyślnie, bo urzędnicy kolejowi robili pątnikom rozmaite przykrości. Najwięcej zawinił naczelnik stacji w Kutnie, bo nie zamówił oddzielnego kompanji, jak się o to z księdzem Straszyńskim umówił, ale wyszykował najwcześniejszy pociąg towarowy.

Pątnicy niepotrzebnie wyruszyli ze Strzelc o 4-ej rano i doszli pośpiesznym marszem na stację, na której musieli czekać aż 4 godziny. Zamiast też być w Częstochowie o 7 po południu przybyli dopiero o 1 w nocy.

Na dobitek nieszczęścia deszcz lał, jak z cebra. Ledwie udało się przekonać pana dyżurnego, aby pozwolił czekać ludziom w wagonach do dnia. Konduktorzy, prowadzący pociąg ze Skierniewic do Częstochowy, zachowywali się względem pątników nieprzyzwoicie, a nawet dla księży byli niegrzeczni. Odbierali np. pątnikom kwity, wydane przez księdza organizatora, jako dowody opłacenia kosztów podróży, a gdy księża zwrócili im uwagę, że to są kwity, których kolej nie ma prawa kontrolować, kłócili się, że księża mogą rządzić w kościele, a nie na kolei; głośno też mówili księżom w oczy, że wiozą znacznie większą liczbę osób, niż podali we frachcie przewozowym…

Natomiast p. naczelnik stacji w Częstochowie nadzwyczaj grzecznie dawał objaśnienia, pomagał, tłumaczył i robił wszystko, co było w jego mocy, aby pątnicy byli zadowoleni. Za to należy mu się serdeczne i publiczne podziękowanie. W powrocie z Częstochowy nie było żadnych przykrości na kolei.

W Kutnie na spotkanie pątników wyszło mnóstwo ludu z pochodniami, świecami i bardzo piękną kapelą, złożoną z robotników cukrowni Konstancja, którą dyrygował p. Baczyński. Odprowadzono kompanję aż za miasto. Był to widok piękny i rzewny. Zasmuciły się serca pątników zgonem jednego z uczestników. Oto niejaki Chrobot, chory i cierpiący na konwulsje, umarł w drodze i pochowany został w Kutnie”.

W tym roku pielgrzymka ruszyła w formie sztafety, codziennie inna grupa będzie pokonywać wyznaczony fragment trasy. I tak pątnicy mają pokonać koronawirusa.

Michał Kacprzak jest harcerzem, historykiem z Małachowianki

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzewoźnicy autokarowi pozostawieni bez pomocy
Następny artykułPlanowana rekrutacja w projekcie ˝Własna firma w Sercu Kaszub˝