A A+ A++

W przewozach autobusowych powszechnie przyjętą zasadą jest naliczanie opłat dworcowych nie za faktycznie wykonane odjazdy z dworców czy przystanków, ale za z góry zadeklarowaną ich liczbę. Ukształtowana w ten sposób praktyka zabezpiecza firmy przed nieuczciwą konkurencją. Inaczej jeden przewoźnik czy ich grupa mogliby podpisać umowę na realizację tak dużej liczby kursów w ciągu dnia, by zablokować możliwość korzystania z obiektu wszystkim pozostałym. Następnie zaś faktycznie zrealizować połowę kursów, pozbawiając w ten sposób operatora dworca przychodów i jednocześnie pozbywając się konkurencji.

Stare zasady, nowa sytuacja

Ukształtowany model pobierania opłat zniechęcał do zawyżania danych, bo za zadeklarowane i niezrealizowane kursy przewoźnik i tak musiał zapłacić. Jednak reguły, które w normalnych czasach były akceptowane przez wszystkich graczy na rynku autobusowym, w sytuacji nadzwyczajnej już się nie sprawdzają.

W marcu z uwagi na zamknięcie granic zostały zawieszone wszystkie kursy międzynarodowe, a przewoźnicy krajowi również znacznie zredukowali ich liczbę. – W okresie największych restrykcji przewoźnicy realizowali maksymalnie 20 proc. kursów, a byli tacy, u których cięcia wynosiły 90 proc. lub w ogóle nie jeździli, bo zwyczajnie nie było kogo wozić. Ponadto początkowo wykonywane kursy były deficytowe, bowiem praktycznie do końca maja obowiązywał limit 50 proc. zajętych miejsc w autobusach – przypomina Dariusz Tarnawski z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Osobowych.

Przykładowo na przełomie marca i kwietnia z warszawskiego Dworca Zachodniego było realizowanych ok. 40 odjazdów dziennie, podczas gdy normalnie jest 450. Jednak o ile operatorzy dworców w Warszawie czy Poznaniu podjęli decyzję, że w takiej sytuacji będą pobierać opłaty od przewoźników tylko za faktycznie zrealizowane kursy, to już np. zarządzająca dworcami w Krakowie czy Nowym Sączu spółka Małopolskie Dworce Autobusowe nadal naliczała opłaty na normalnych zasadach. Tylko z krakowskiego dworca korzysta 120 firm, z czego 70 proc. to przewoźnicy krajowi.

Tysiące za nic

– W moim przypadku dworzec wystawił mi fakturę na kwotę 15 tys. za obsługę zawieszonych kursów. Przy czym nie wiem, na czym ta obsługa miałaby polegać, skoro kursy się nie odbywały. Ostatecznie po obniżce opłat miałbym zapłacić 6 tys. zł, ale wciąż jest to 6 tys. zł za nic – narzeka jeden z przewoźników.

zobacz także:

– Jesteśmy zbulwersowani. Ja już po obniżce mam do zapłaty 35 tys. zł … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzez tydzień ciepła woda z sieci nie popłynie w kranach mieszkańców Północy czy Parkitki
Następny artykułPolicja poszukuje zaginionego mężczyzny. Wyszedł z domu i ślad po nim zaginął