Nazywali mnie pedziem, ciotą, pederastą. Słyszałem wszystkie obraźliwe słowa, jakie tylko przyjdą ci do głowy – opowiadał Banderas dziennikarzowi „Guardiana”. – Zniesmaczeni widzowie z hukiem wychodzili z sali, przynosili hiszpańską flagę i rozkładali ją dumnie w ostatnich rzędach – wspominał kilka lat temu pierwsze pokazy „Prawa pożądania”. Film Pedro Almodóvara o gejowskim trójkącie miłosnym wszedł na ekrany pod koniec lat 80. i wywołał narodowy skandal.
– Co na to twoi rodzice? – dopytywał dziennikarz. – Byli załamani. Mama nie chciała mnie widzieć z powrotem w Maladze – opowiadał.
Romantyczna twarz
W dniu, w którym 19-letni José Antonio Domínguez Bandera (w Madrycie zmienił nazwisko na Banderas) opuszczał stolicę Andaluzji, cały jego majątek był wart sto dolarów. Mama zaszyła banknoty, wtedy jeszcze hiszpańskie pesety, w wewnętrznej kieszeni spodni, na wypadek, gdyby ktoś chciał go okraść. Na stację kolejową przyszli przyjaciele, przynieśli piwo i papierosy.
– Doskonale pamiętam moment, w którym pociąg bardzo powoli, prawie bezgłośnie ruszył – wspominał aktor w „Vanity Fair”. – Pomyślałem: „Kiedy tu wrócę, muszę być inną osobą. Kimś, kto nie przychodzi z pustymi rękami”.
Przez pierwsze miesiące w Madrycie żył marzeniem o aktorstwie. Były późne lata 70. Właśnie zmarł prawicowy dyktator, generał Franco. Stolicę Hiszpanii opanował szalony kontrkulturowy ruch znany jako La Movida Madrileña. To był idealny czas dla artystów.
Pewnego dnia siedzieli z grupą znajomych przed teatrem na Plaza Izabel, gdy niespodziewanie podszedł do niego niewysoki facet z utapirowanymi włosami, wymachując jaskrawoczerwoną teczką. Zamówił drinka, rzucił kilka żartów. – Masz romantyczną twarz – zwrócił się w stronę Banderasa. – Powinieneś robić filmy – stwierdził, po czym wstał, zapłacił i odszedł, nie przedstawiając się. Znajomi Antonia uświadomili mu, że właśnie poznał reżysera filmowego Pedro Almodóvara.
W następnych latach Banderas i Almodóvar stali się jednym z najbardziej rozpoznawalnych twórczych duetów. Do końca lat 80. nakręcili razem pięć wspaniałych filmów. Dzikich, sprośnych, żywiołowych, pokazujących miłosne relacje i miłosne sceny we wszelkich możliwych konfiguracjach. Almodóvar pokazywał, jak wygląda namiętność, a Banderas stał się symbolem seksu, udowadniał, że istnieje zupełnie inny typ hiszpańskiego macho. Filmy, które nakręcili z Almodóvarem – „Labirynt namiętności” (1982), „Matador” (1986), „Prawo pożądania” (1987), „Kobiety na skraju załamania nerwowego” (1988), „Zwiąż mnie” (1990) – powoli docierały do masowej widowni.
– Przedstawiliśmy środowisko o wiele bardziej kolorowe, różnorodne niż otaczający nas świat – mówił aktor w wywiadzie dla „New York Magazine”. – I okazało się, że młodzi ludzie właśnie tego oczekiwali. Chcieli zerwać z przeszłością, z reżimem Franco, chcieli, żeby zaproponować im coś świeżego. Pamiętam, że po premierze „Labiryntu namiętności” zrozumiałem, iż to, co robi Pedro, jest dużo większe niż jego filmy. Że jeśli nadal będzie je kręcił, dotknie samego sedna hiszpańskiej moralności i być może będzie w stanie ją zmienić. I tak się stało. Pedro Almodóvar pomógł zmienić hiszpańską moralność w tamtym czasie. A ja stałem tuż obok – opowiadał.
Diabelski urok
Almodóvar stał się najbardziej znanym hiszpańskim reżyserem pokolenia, a Banderasem szybko zainteresował się Hollywood: dostał główną rolę w musicalowych „Królach mambo” produkowanych przez Warner Bros.
Przez pierwsze miesiące w Stanach siedział na lunchach i kolacjach z agentami, producentami i reżyserami, przytakując i uśmiechając się – nic nie rozumiał, bo nie znał angielskiego. Rolę w „Królach mambo” wykuł na pamięć. Nie chciał przenosić się do Ameryki na stałe, nie widział tam dla siebie miejsca.
Wrócił do Hiszpanii i pomyślał, że to koniec przygody z Hollywood. Ale wtedy Jonathan Demme zadzwonił z propozycją roli w „Filadelfii” u boku Toma Hanksa. Zaraz potem dostał rolę w „Domu dusz” z Meryl Streep. Rok później wystąpił w „Wywiadzie z wampirem”.
– Weszliśmy na czerwony dywan i zobaczyłem tę blondynkę – wspominał w „New York Timesie” swoje pierwsze Oscary w 1989 r. Pedro Almodóvar był nominowany za „Kobiety na skraju załamania nerwowego”. Banderas przyleciał mu towarzyszyć.
Blondynką była Melanie Griffith, córka aktorskiej legendy, Tippi Hedren („Ptaki”, „Marnie”).
– Wróciłbyś do Hiszpanii, gdybyś nie spotkał Melanie? – pytał dziennikarz „Guardiana”. – To bardzo możliwe – stwierdził Banderas. – Ale ją poznałem. Miała dzieci z poprzednich związków, a ja nie. Dzieci musiały spotykać się z ojcami. Gdybyśmy przywieźli je do Madrytu, musielibyśmy wsadzać je do samolotu co dwa tygodnie. To byłoby niesprawiedliwe. Nie jestem już żonaty z Melanie, ale ona zawsze będzie moją rodziną. Lata spędzone razem wspominam jako naprawdę piękne – opowiadał.
Wzięli ślub w 1996 r. Ich córka, Stella, urodziła się kilka miesięcy później.
Dziennikarz dopytywał o powrót aktora do Hiszpanii nie bez powodu. W Hollywood Banderas zawodowo od końca lat 90. zjeżdżał po równi pochyłej. Szczyt jego popularności przyszedł, gdy zagrał kapitalną rolę w „Desperado” Roberta Rodrigueza. Autoironiczny film, niemalże bez fabuły, był prezentacją mistrzowskich umiejętności reżyserskich Rodrigueza, ale przede wszystkim diabelskiego uroku Banderasa. Niespodziewany komercyjny sukces „Desperado” sprawił, że hiszpański aktor stał się w Stanach gwiazdą. Niestety była też ciemna strona medalu: rola nieziemsko przystojnego El Marriachi zaszufladkowała go na lata. Od tej pory na dużym ekranie był wyłącznie wcieleniem gorącego latynoskiego kochanka. „Grzeszna miłość”, „Pytanie do Boga”, „Wytańczyć marzenia” – filmy, w których grał, były coraz słabsze.
– Myślałem, że moja kariera… no cóż, może jeszcze się nie skończyła, ale na pewno zwalniała – opowiadał w styczniu w „New York Timesie”. – Gdyby nie zawał serca, nie wiem, gdzie byłbym teraz. To zabrzmi absurdalnie, ale choroba w tamtym momencie była najlepszym, co mogło mi się przytrafić – tłumaczył.
W styczniu 2017 r. został przyjęty do szpitala blisko swojego domu w Anglii (do Surrey, na południe od Londynu, przeniósł się z nową partnerką Nicole Kempel po rozwodzie z Melanie Griffith), po tym jak podczas treningu doznał „bolesnego” bólu w klatce piersiowej. Początkowo, żeby uniknąć zainteresowania mediów, przedstawiał incydent jako niegroźny „epizod”. Dopiero później potwierdził w wywiadach, że był to zawał serca i że musiał przejść poważną operację.
Intymnie i uniwersalnie
Gdy rozmawiałam z Pedro Almodóvarem po premierze „Bólu i blasku”, przyznał, że fakt, iż Banderas przeszedł zawał serca, zaważył na obsadzeniu go w – jak się okazało – jego życiowej roli schorowanego filmowca Salvadora Mallo. Przebyta choroba dała mu możliwość odgrywania bólu w bardzo realny, subtelny sposób. Rola w „Bólu i blasku” to być może najbardziej powściągliwy występ Banderasa w karierze.
„Porusza się w górę i w dół emocjonalnego rejestru. Od tonu żałobnego do żałosnego, od ponurego po pełen nadziei” – pisał „New York Times”. „Historię uzdrowienia i odradzania się gra jednocześnie intymnie i uniwersalnie” – stwierdził dziennikarz „San Francisco Chronicle”. „Jest genialny” – napisał krytyk „Guardiana”.
W wieku 60 lat (okrągłą rocznicę urodzin świętuje 10 sierpnia) w końcu zyskał aprobatę krytyków, której bardzo mu brakowało w ostatnich dwóch dekadach. Pokazał, że pod przystojną powierzchownością kryje się jeden z najbardziej niedocenianych aktorów pokolenia.
Gdy w styczniu ogłaszano nominacje do Oscarów, jadł właśnie obiad z burmistrzem Malagi. Telefon zaczął piszczeć jak szalony. – Na zewnątrz musiałem zachować powagę, spotykałem się z burmistrzem w sprawie urzędowej, ale w środku krzyczałem z radości – opowiadał.
W ciągu 15 minut pojawił się przed restauracją tłum paparazzich. Do domu, który niedawno kupił w Maladze, Banderas ma z knajpki nie więcej niż 50 metrów, ale tego dnia otoczony fotoreporterami i fanami pokonywał tę odległość dobre pół godziny. Nominacja za rolę w „Bólu i blasku” to była jego pierwsza w życiu szansa na Oscara (ostatecznie nagrodę dostał Joaquin Phoenix za „Jokera”).
Hollywood to metka
Jak sobie obiecał przed laty, nie wrócił do rodzinnego miasta z pustymi rękami. – Mój teatr ściśle współpracuje ze szkołą, w której mam 600 uczniów – opowiadał w „Vanity Fair” o Teatro del Soho, nowej scenie, którą otworzył w Maladze. – Rano studenci mają wykłady, a po południu plastykę, taniec, śpiew. To najważniejszy projekt w moim życiu. Po zawale stało się dla mnie jasne, że nie da się dotknąć cyferek, które gromadziłem na koncie przez lata. Ale teatru możesz dotknąć. Widzisz ludzi, którzy w nim tworzą, obserwujesz, jak rzeczy wydarzają się tu i teraz – opowiadał.
– Żałuję tylko jednego – dodał aktor. – Że tak późno zrozumiałem, iż Hollywood od dawna nie jest już miejscem na mapie. Fizycznie Hollywood dzisiaj nie istnieje. Hollywood to metka. Jeśli już ci ją przypięli, nie ma znaczenia, gdzie pracujesz. Kiedy mieszkałem w Hollywood, nie byłem w stanie tego zobaczyć. Wydawało mi się, że gdybym wrócił do Europy, to oznaczałoby, że poniosłem klęskę, poddałem się. Nie rozumiałem, że jako aktor zawsze musisz iść tam, gdzie mają ci do zaoferowania najlepszą rolę do zagrania – tłumaczył. – Teraz to miejsce jest w moim rodzinnym kraju.
[Filmy Antonia Banderasa]
Labirynt namiętności, 1982
Matador, 1986
Kobiety na skraju załamania nerwowego, 1988
Zwiąż mnie, 1990
Desperado, 1995
Ból i blask, 2019
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS