Czterdzieści jeden. Tyle osób w trakcie półtoragodzinnej rozmowy zdążyła wymienić Jowita Michalska, założycielka Digital University. To czterdzieści jeden osób, z którymi pracowała, które pomagały jej dokonywać zawodowych wyborów albo z którymi po prostu lubi spędzać czas.
Kontakty, kreatywność i ciągła zmiana
– Fascynuję się ludźmi, to oni są głównym budulcem mojego życia. Dlatego jestem zwierzęciem zespołowym. Często daję twarz swoim przedsięwzięciom, ale nigdy nie działam w pojedynkę – mówi Jowita Michalska.
Szeroka sieć kontaktów, kreatywność, mnogość zainteresowań i coś, co nazywa defektem mózgu, czyli brak lęku przed zmianami. To wszystko sprawiło, że Jowita Michalska stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce osób działających w branży nowych technologii. Należący do niej Digital University – fundacja i firma występujące pod tą samą nazwą – to swoisty konglomerat edukacyjny, przy pomocy którego organizuje eventy (Masters & Robots, HRevelution), tworzy programy dla menedżerów (Executive Education), „wynajmuje” firmom ekspertów od innowacji (Speakers Office), łączy społeczność technologiczną (SingularityU Warsaw Chapter), a do tego uczy dzieci kompetencji przyszłości (Digi Kids) i pomaga młodym kobietom po przejściach wejść na rynek pracy (Uniwersytet Sukcesu). Mnogość zadań, wydarzeń, wątków. Jak to u Michalskiej.
– Jowita ma ogromną łatwość w budowaniu relacji, dzięki czemu udaje jej się sprowadzać do Polski światowej klasy myślicieli i znawców nowych technologii. Zbudowała miejsce, w którym można się otworzyć na inny sposób myślenia – uważa prof. Rafał Mrówka, dyrektor programu MBA-SGH w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
– Niewiele osób potrafi być na bieżąco ze zmianami społecznymi, biznesowymi i technologicznymi, a Jowita nie ma z tym żadnego problemu – mówi z kolei Ewa Zmysłowska, szefowa HR w Playu. – Ona jest wulkanem energii i inspiracji. To kobieta instytucja.
Jowita Michalska rozpoczyna swój dzień o piątej rano, od sesji jogi kundalini.
Potem przygotowuje się do #digitalks – wystąpień organizowanych w ramach Digital University, w których opowiada o transformacji technologicznej. Na śniadanie serwuje sobie warzywa (jest semiweganką) albo eksperymentuje z jakąś dietą. Następnie zawozi córkę do szkoły. Dopiero po tych wszystkich obrządkach zaczyna typowy „biurowy” dzień: część biznesowa, część fundacyjna, dziesiątki spotkań i rozmów.
Dawniej było inaczej. Dawniej Jowita Michalska, absolwentka zarządzania i marketingu w SGH, budowała modelową karierę w branży reklamowej.
Pierwsze szlify w małej agencji reklamowej
– Kochałam ten czas. Dwadzieścia lat temu reklama była w centrum świata. Kiedy wchodziłeś na imprezę i mówiłeś, że pracujesz w agencji, to ludzie mdleli – śmieje się Jowita Michalska. – Załapałam się na okres, w którym w reklamie pracowały kapitalne i bardzo twórcze osobowości. A pracownik agencji nie był podwykonawcą klienta, tylko pełnoprawnym partnerem.
Czytaj więcej: Anna Frankowska: start-up to maraton biegany sprintem
Jej przygoda z reklamą zaczęła się od małej agencji, która dała jej wpis do CV i znajomość żargonu branżowego. To okazało się przepustką do posady w prestiżowej J.Walter Thompson/Parintex. Spędziła tam tylko rok, ponieważ po odejściu największego klienta – Wizji TV – agencja zwolniła wielu pracowników na juniorskich stanowiskach, w tym Michalską. Wyszło jej to na dobre, ponieważ niedługo potem – w 1999 roku – trafiła do DMB&B (D’Arcy Masius Benton & Bowles). Tam rozwinęła skrzydła. Nauczyła się współpracy z dużymi klientami (głównie dzięki obsłudze Ery), uczestniczyła w tajnym projekcie reklamowym podczas wprowadzenia na rynek Heyah, przeszła zmianę właścicielską w spółce (na bazie likwidowanej D’Arcy powstała G7, agencja należąca do grupy Leo Burnett), a do tego zdobyła pierwsze menedżerskie doświadczenie.
– Przeszłam tam szkołę przywództwa, pnąc się po szczeblach od szeregowego pracownika do szefa. Musiałam się nauczyć, jak delegować pracę, dawać ludziom niezależność i nie wymagać pracy ponad siły – wspomina Michalska.
Po ośmiu latach spędzonych w agencji przeszła na drugą stronę barykady – do klienta. Wcześniejsza praca z firmami telekomunikacyjnymi pomogła jej w transferze do Polkomtela, gdzie została dyrektorką marketingu. Na jej barkach była m.in. współpraca reklamowa Plusa z kabaretem Mumio. A także około 50-osobowy zespół.
– Myślałam, że wiem już wszystko o marketingu i telekomunikacji, ale byłam w błędzie. Wgryzienie się w ten świat trochę mi zajęło. Poza tym nie znałam się na funkcjonowaniu korporacji, tym bardziej tych należących do Skarbu Państwa, a byłam pierwszym niepolitycznym szefem marketingu w Polkomtelu. Na szczęście pozostałam sobą i zachowałam swoje wartości, co uratowało mój kręgosłup moralny – mówi Michalska.
Lem, Dick i sztuczna inteligencja
Po prywatyzacji telekomu – przejętego przez Zygmunta Solorza – przeniosła się do PGE. Ponownie odpowiadała za marketing, a także doradzała prezesowi – Krzysztofowi Kilianowi. To wtedy Michalska poznała Magdalenę Dziewguć, ówczesną wiceprezeskę operatora telekomunikacyjnego Exatel, który należał do PGE. Zaprzyjaźniły się, a z czasem zaczęły rozmawiać o wyjściu z firmy. Nie miały ochoty iść do kolejnej korporacji. Tak narodził się pomysł fundacji.
– W dzieciństwie zaczytywałam się w powieściach science fiction Stanisława Lema czy Philipa Dicka, a potem zafascynowała mnie sztuczna inteligencja. Dlatego stosunkowo łatwo przeszłam z reklamy, telekomów i energetyki do świata nowych technologii – opowiada Jowita Michalska. – Początkowo myślałam o tym, żeby zrobić sobie roczną przerwę, modny „sabbatical” – wyjechać na Harvard albo Stanford i się pouczyć. Ale koleżanka zaproponowała, żebyśmy założyły fundację i zaczęły sprowadzać do Polski najlepszy … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS