– Mimo ulewnych opadów w ostatnich dniach zagrożenie suszą nie minęło. Szybko spływająca woda po powierzchni terenu nie nawilża gleby. Sytuację może poprawić gromadzenie wody w zbiornikach retencyjnych i ograniczenie powierzchni nieprzepuszczalnych – tłumaczy ekspert Instytutu Ochrony Środowiska Michał Marcinkowski, cytowany przez PAP.
Jak wyjaśnia hydrolog, zasoby wód powierzchniowych w Polsce wynoszą około 1,6 tys. m3/rok na osobę, podczas gdy średnia dla Europy jest niemal 3-krotnie większa (4,56 tys. m3/rok/osobę). – Tym samym zasoby wodne Polski są jednymi z najniższych w Europie – zauważa Michał Marcinkowski, główny specjalista projektu Klimada 2.0, realizowanego przez Instytut Ochrony Środowiska.
Klimada 2.0 to projekt, którego celem jest dostarczenie niezbędnej wiedzy w zakresie zmian klimatu oraz oceny ich skutków. Jest on dofinansowywany ze środków Unii Europejskiej.
Zobacz też: Globalne ocieplenie kontra alkohol. Ulubione trunki zagrożone
Michał Marcinkowski, hydrolog, ekspert Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytutu Badawczego postanowił wyjaśnić, dlaczego nawalne opady, których doświadczyliśmy w ostatnich tygodniach nie rozwiązały problemu suszy. – Susza jest zjawiskiem wieloetapowym. Brak opadów atmosferycznych lub ich znaczące ograniczenie w dłuższym horyzoncie czasowym powoduje nie tylko przesuszenie powierzchniowej warstwy gleby (w której znajdują się korzenie roślin), co nazywamy suszą glebową, ale również wpływa na obniżenie stanów wody w rzekach poniżej średniego przepływu z wielolecia. Jest to tzw. susza hydrologiczna.
– Dodatkowo, jeśli zjawisko się utrzymuje i dochodzi do znacznego obniżenia poziomu wód podziemnych, mamy do czynienia z suszą hydrogeologiczną. Wówczas może nie być możliwe korzystanie ze studzien kopanych i płytkich wierconych – dodaje ekspert.
Marcinkowski wyjaśnia, że choć w ostatnich tygodniach w wielu regionach Polski występują obfite opady deszczu, to tylko w niewielkim stopniu uzupełniają zasoby wód podziemnych. – Duże ilości wody trafiające w krótkim czasie na przesuszony grunt w znacznej części spływają po powierzchni, zamiast infiltrować do wód podziemnych – tłumaczy ekspert.
Hydrolog porównuje ten mechanizm do podlewania kwiatów doniczkowych, które dawno nie były nawadniane. – Sytuacja na terenie obszarów zurbanizowanych wygląda podobnie. Charakteryzuje je znaczny odsetek powierzchni nieprzepuszczalnych, dróg, parkingów, dachów. Uniemożliwiają one wodzie opadowej infiltrację w głąb ziemi. Tym samym znacząco ograniczają zasilanie wód podziemnych – mówi Marcinkowski cytowany przez Polską Agencję Prasową.
Jak tłumaczy ekspert, kluczowe znaczenie w dążeniu do poprawy sytuacji może mieć retencjonowanie wody w możliwie naturalny sposób. – Dzięki temu w okresie suchym będzie ona mogła być efektywnie wykorzystana przez człowieka i przyrodę. Istotne jest także ograniczenie powierzchni nieprzepuszczalnych, które w znaczący sposób zakłócają naturalny obieg wody w przyrodzie, m.in. zwiększając zagrożenie powodziowe i ograniczając infiltrację wody opadowej do wód podziemnych – wyjaśnia główny specjalista projektu Klimada 2.0, realizowanego przez IOŚ-PIB.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS