A A+ A++

Różne są na całym świecie metody radzenia sobie ze skutkami „lock downu” spowodowanego pandemią koronawirusa. Sąsiednie Niemcy obniżają na przykład podatki, aby ulżyć przedsiębiorcom i obywatelom w niełatwym czasie. Wariant szwedzki, odważny i bardzo ryzykowny, summa summarum gospodarczo Szwecji się opłaci, bo uniknęli oni makroekonomicznego szoku spowodowanego wyłączeniem całości biznesu.

Miliardowe kredyty
W Polsce postawiono na wariant bardzo ryzykowny – wpompowanie w rynek miliardów złotych, które strumieniem trafiają do firm i instytucji. Dlaczego to wariant ryzykowny? Bo to są środki, które de facto pożyczamy i kiedyś będziemy musieli oddać. Zresztą samo źródło miliardów złotych, które trafiły na rynek, budzi wiele kontrowersji – na dzisiaj nie znamy realnego stanu zadłużenia państwa, a na dodatek niepokojące są sygnały o ciągłym dodruku pieniędzy.

Rachunek za jazdę na kredycie oczywiście zaraz poznamy – instytucje unijne zliczą dokładnie nasze całkowite zadłużenie z pominięciem księgowych sztuczek, odczuwalny deficyt i inflacja uderzą w gospodarkę z całym impetem, co będzie skutkowało spowolnieniem rozwoju… a długi trzeba będzie zacząć spłacać.

Czy się stoi, czy się leży, to pożyczka się należy
W wielu przygotowanych formach dofinansowania przedsiębiorców – a były to już 4 zbiory przepisów znane jako „Tarcza Antykryzysowa”, znalazły się rozwiązania, których celowość jest szeroko dyskutowana – drobna pomoc, w tym chyba najpopularniejsze formy: zwolnienie z ZUS i bezzwrotna pożyczka trafiły do absolutnie wszystkich przedsiębiorców, którzy tylko złożyli wnioski. Pytanie, czy realnie wszyscy potrzebowali takiej pomocy? Przecież na przykład branża e-commerce wystrzeliła, przynosząc olbrzymi rozwój tego segmentu handlu i chyba na trwale zmieniając nasze przyzwyczajenia zakupowe. A jednak o co najmniej kilka form „tarczowej pomocy” mógł zwracać się każdy. Efektem są miliardy złotych „dziury” w ZUS-ie, podobne kwoty przeznaczone na bezzwrotne pożyczki i inne segmenty formy drobnej pomocy. I o ile bez wątpienia drobnym przedsiębiorcom, rzemieślnikom, samodzielnym usługodawcom taka forma pozwoliła przynajmniej przetrwać, o tyle mam duże wątpliwości co z firmami, które efektów koronawirusa niemal nie odczuły. I realne obawy w jaki sposób te pieniądze „zwrócimy”.

W niespełna trzy miesiące „przestoju” zapomnieliśmy, że firmy rozwijają się dzięki ciężkiej pracy całego zespołu, że stabilność i dobrą kondycję finansową buduje się dzięki oszczędnościom, a nie dzięki kredytom, pożyczkom czy socjalnym podarunkom. I o ile zachowanie płynności finansowej jest dla firmy kluczowe, o tyle miliardy złotych wpompowywane w przedsiębiorstwa w formie pożyczek, budzą racjonalne wątpliwości co do celowości takiej formy pomocy. Duże korporacje, które obserwuje od lat – również „od wewnątrz” są na tyle elastyczne, że nie potrzebowały czterech pakietów „tarczy”, by przetrwać na rynku – błyskawiczne przebudowanie struktury, pozwoliło im często jeszcze zarobić w okresie pandemii. Przykładów takich firm jest mnóstwo. Stąd też, moim zdaniem, fakt, że te firmy nadal pozostaną liderami, a ich sukces nie będzie „na kredyt”, jak cała nasza gospodarka obecnie.

Kredyty… i co dalej?
Samorządy dzisiaj zwiększają wydatki i chcą poluzowania reguły finansowej, ale nie myślą o oszczędnościach np. w liczbach etatów. Zamknięcie instytucji publicznych (często nadal trwające, ale sprowadzone do absurdalnych i uciążliwych ograniczeń), zweryfikowało przecież skalę realnego zapotrzebowania na świadczenie konkretnych usług w konkretnych sektorach administracji.

Oczywiście uzasadnione jest przeprowadzanie inwestycji budowlanych w czasie, gdy można na tym zaoszczędzić, ale wydaje mi się, że warto najpierw zadać sobie pytanie o celowość niektórych działań podejmowanych w niełatwym czasie i przy odczuwalnym spadku dochodów.

Niektóre branże do tej pory nie mogły powrócić do dotychczasowej działalności w nawet niewielkim zakresie. Liczba zachorowań nie spada, jest zresztą wyższa niż w marcu i kwietniu, kiedy to pozamykani w domach drżeliśmy o swoje życie. Być może czeka nas druga fala zachorowań i powtórka z „lock downu”. A „paliwo” z kredytów i dofinansowań zaraz się skończy.

Czy jesteśmy na to gotowi?

Autor tekstu – Tomasz Żołądź – to przedsiębiorca, menadżer, pasjonat wina. Twórca takich marek jak: TiM Kominki, DlaWina.pl, Granpa. Wiceprezes Chrzanowskiej Izby Gospodarczej, a także dyrektor regionalny i członek zarządu duńskiej firmy Skamol Eastern Europe – światowego lidera rynku materiałów izolacyjnych. Mieszkaniec Trzebini.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAntonio Banderas sprzedał apartament przy Central parku
Następny artykułJest decyzja TSUE w sprawie Volswagena i “diesel gate”. Polscy kierowcy będą z niej zadowoleni