autor: Michał Mańka
Najczęściej mainstream, od święta dobre indie. PC-towy beton z dodatkiem konsoli.
Przed konferencją Ubisoft Forward miałem okazję zagrać w najnowsze odsłony obu głośnych serii, które Ubisoft wyda w tym roku. Po kilku godzinach z Assassin’s Creedem i Watch Dogs Legion, już wiem, że Legion będzie znacznie ciekawszym doświadczeniem.
Zapowiadana premiera gry: październik 2020.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Jestem graczem, który w zdecydowanej większości wybiera produkcje mainstreamowe. Kocham serię Mass Effect, w zeszłym roku zachwyciły mnie Control i Red Dead Redemption II, przeszedłem prawie każdą odsłonę Assassin’s Creed i należę do grona osób, którym cykl Watch Dogs przypadł do gustu („jedynka” nawet bardziej niż „dwójka”). W tym roku Ubisoft stawia mnie więc w sytuacji dość trudnej, bo 29 października wypuszcza na rynek Watch Dogs Legion, by zaledwie niecałe trzy tygodnie później zaserwować Assassin’s Creed Valhalla. No i nie zapominajmy o Cyberpunku 2077, który premierę ma mieć dokładnie dwa dni po Valhalli. To nie będzie łatwa jesień, szczególnie gdy lubicie poświęcić jednej grze trochę więcej czasu. Gdybym jednak był zmuszony wybierać między Legionem a Valhallą, w tym momencie decyzja jest dla mnie oczywista – Assassin’s Creed poczeka na lepsze czasy, bo ja szykuję się na jesienny wypad do Londynu. Tego bardziej współczesnego. Cholera, czy naprawdę oba tytuły „Ubi” pozwolą nam zwiedzić Londyn?
Dlaczego dopiero teraz?
Ubisoft zapowiedział najnowszą odsłonę Watch Dogs podczas zeszłorocznego E3 i spodziewaliśmy się debiutu „Piesków” na początku 2020 roku. Wizerunkowa porażka gry Ghost Recon: Breakpoint spowodowała jednak, że francuski wydawca postanowił przesunąć daty premier części swoich tytułów, dając twórcom więcej czasu na ich dopracowanie. Muszę przyznać, że w przypadku Legionu decyzja ta lekko mnie zaskoczyła, bo to, co miałem okazję wypróbować nieco ponad rok temu, wydawało się być całkiem odmiennym doświadczeniem, któremu nie sposób było zarzucić (jak Breakpointowi) nadużywania „sprawdzonych rozwiązań”. Przede wszystkim w tej grze nie ma jednego głównego bohatera i koncepcja pokierowania dowolnym mieszkańcem Londynu brzmiała jak bardzo intrygujące i nowatorskie rozwiązanie. Rok minął, Ubisoft znowu odkrył karty i okazuje się, że o ile pewne zmiany w produkcji zaszły, nie ma ich znowu aż tak wiele… ale to niekoniecznie zła informacja. Po co naprawiać coś, co nie jest zepsute?
Choć byłoby to odpowiednie miejsce na kolejne omówienie mechanik i systemów, które znalazły się w Legionie, pozwolę sobie odpuścić szczegółowe opisy tych elementów i skierować Was do mojej zapowiedzi z E3 2019, która w zdecydowanej większości jest nadal aktualna. W tym tekście skupię się przede wszystkim na zmianach i nowościach.
Graliśmy w Watch Dogs Legion – sandbox bez głównego bohatera
W końcu mogliśmy się przekonać, z czym tak naprawdę przyjdzie nam się zmierzyć w nowym Watch Dogs. Londyn w wizji Ubisoftu jest nadal spokojnym i rozwijającym się miastem, w którym jednak w pewnym momencie dochodzi do ataku bombowego – będziemy świadkami tego wydarzenia w prologu. Atak został zaplanowany w ten sposób, by wrobić w niego DedSec, czyli organizację hakerską, którą fani serii doskonale znają. Za wszystkim stoi Zero-Day, ale nieprędko zdobędziemy jakiekolwiek informacje, czy jest to osoba, organizacja czy też istota pozaziemska, która postanowiła wtrącić się w życie na tym naszym padole łez i katastrof.
W efekcie tego ataku w Londynie pojawia się organizacja militarna o nazwie Albion, której przewodzi Niezwykle Zły Pan 1 (Nigel Cass). Albion z czasem zyskuje coraz większą władzę i pod pozorami współpracy z rządem brytyjskim wprowadza kolejne ograniczenia dla ludzi, inwigilując obywateli za pomocą ctOS. W mieście panoszą się również ci, którzy próbują się na trudnej sytuacji obywateli dorobić, i do nich na pewno można zaliczyć Niezwykle Złą Panią 2 (Mary Kelley), przewodzącą jednemu z syndykatów, trudniącemu się między innymi nielegalnym handlem narządami. Wybaczcie drobne uszczypliwości pod adresem antagonistów, ale Ubisoft znany jest z tego, że postacie wrogów w zdecydowanej większości są do szpiku kości złe, co czasem wypada dość karykaturalnie. Póki co odnoszę dokładnie takie samo wrażenie w przypadku Legionu.
Celem gracza jest więc przywrócenie dobrego (na pewno?) imienia DedSec, rozwikłanie zagadki Zero-Day oraz doprowadzenie Londynu do stanu, w którym da się w nim mieszkać. Niewiele więcej dowiedzieliśmy się o samej fabule, zresztą niewiele więcej potrzeba, by określić, że gra utrzyma typowy dla Ubisoftu poziom narracji – będzie dobrze, ale niczego odkrywczego raczej tu nie znajdziemy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS