Stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w końcu czerwca 6,1 proc. i w porównaniu z majem wzrosła o 0,1 punktu procentowego – wynika z szacunków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS). To oznacza, że mamy teraz nieco ponad milion bezrobotnych.
Każdy liczy po swojemu
– Chociaż od kwietnia poziom rejestrowanego bezrobocia nieco rośnie, to najwyższa dynamika wzrostu w relacji do poprzedniego miesiąca zanotowana została właśnie w kwietniu. W maju i czerwcu z miesiąca na miesiąc tempo wzrostu słabło – zauważyła z satysfakcją szefowa MRPiPS Marlena Maląg.
ZOBACZ: Borys: Polska z drugim najniższym bezrobociem w UE
Ministerstwo i GUS przy liczeniu stopy bezrobocia dzielą liczbę osób rejestrujących się w urzędach pracy przez liczbę Polaków aktywnych zawodowo. Ci z kolei to wszyscy pracujący i bezrobotni razem wzięci. Za niedoskonałość tej metody można uznać fakt, że częstym motywem rejestrujących się w urzędach pracy jest uzyskanie ubezpieczenia zdrowotnego, a nie rzeczywista chęć poszukiwania zatrudnienia.
Eurostat – europejska instytucja statystyczna – próbuje ominąć ten problem i w rezultacie regularnie informuje o stopie bezrobocie w Polsce dużo mniejszej, niż wynika to z wyliczeń GUS, czy ministerstwa pracy. Europejscy statystycy polską stopę szacują w tej chwili tylko na 3 proc., a liczbę bezrobotnych na niewiele ponad 500 tysięcy osób.
ZOBACZ: Dużo bezrobotnej młodzieży. Po wakacjach będzie jeszcze gorzej
Eurostat uznaje, że bezrobotni to wyłącznie osoby w wieku 15-74 lata pozostające bez pracy, które faktycznie poszukiwały zatrudnienia w ostatnich tygodniach i które gotowe są podjąć pracę w ciągu najbliższych 14 dni. Innymi słowy, Eurostat nie bierze pod uwagę ludzi, którzy “pośredniaki” wykorzystują do zapewnienia sobie świadczeń i ubezpieczeń, ale ofertami pracodawców nie są zainteresowani, bo nie chcą pracować, albo znaleźli zatrudnienie w szarej strefie gospodarki.
Uwzględnianie pominiętych
Zupełnie inne podejście do kwestii bezrobocia mają naukowcy związani z Uniwersytetem Warszawskim, GRAPE i CASE, którzy przeprowadzili badanie rynku pracy Diagnoza.plus.
– Uważamy, że w okresie ekstremalnego lockdownu polskiej gospodarki liczba osób, które pracę straciły, chciały znów ją mieć i przygotowane były do jej podjęcia, wynosiła aż 1 600 tysięcy – relacjonuje prof. Joanna Tyrowicz z UW. Badaczka rynku pracy spodziewa się, że łagodzenie obostrzeń w działalności gospodarczej na pewno poprawia sytuację pracowników, ale – jak zastrzega – z drugiej strony, wielu pracodawców odkłada zwolnienia w czasie, na okres “po tarczy”.
ZOBACZ: Milion Polaków bez pracy. Stopa bezrobocia wzrosła do 6 procent
Autorzy Diagnozy.plus podkreślają, że w Polsce mamy bardzo słabe pośrednictwo pracy. Wiele osób szuka zajęcia przez znajomych i ogłoszenia i w ten sposób umyka oficjalnym statystykom. Obraz zniekształcony jest także wskutek rządowych programów wspierania rynku pracy, a więc zachęt adresowanych do przedsiębiorców, by utrzymali dotychczasową liczbę zatrudnionych. Te działania mają jednak ograniczony horyzont czasowy i w kolejnych miesiącach należy się liczyć ze wzrostem liczby bezrobotnych.
Praca za mniejszą płacę
Napływ interesantów do urzędów pracy był i ciągle jest ograniczony, bo wielu zwolnionych pracowników jest jeszcze w okresie wypowiedzenia (najczęściej trzymiesięcznego). Niektórzy nie chcą być aktywni na rynku pracy dopóki nie minie zagrożenie zdrowotne. Skutkiem pandemii jest też wstrzymanie procesów rekrutacyjnych w wielu firmach, co sprawiło, że potencjalni kandydaci nie wierzą, że w obecnej sytuacji szukanie pracy ma sens.
W ostatnich miesiącach narasta – trudne do statystycznego policzenia – zjawisko półbezrobocia. Pracownicy dostają propozycje nie do odrzucenia: mniejsza płaca, zamiana etatu na pół etatu, maksymalny urlop wypoczynkowy od zaraz, czy nawet urlop bezpłatny do czasu wyjaśnienia w jakiej kondycji jest macierzysta firma. Wiele osób pracujących nieetatowo też odczuwa skutki kryzysu. Utrzymujący się z umów o dzieło często wykonują “dzieł” mniej niż kiedyś – np. przedstawiciele branży muzycznej i koncertowej.
ZOBACZ: Sztab prezydenta odwołał się od decyzji sądu ws. słów Trzaskowskiego o milionie bezrobotnych
W badaniu Diagnoza.plus pytano, czy w czasie epidemii ankietowani dostawali takie samo wynagrodzenie jak wcześniej. Jedna trzecia gospodarstw domowych zadeklarowała spadek dochodów z pracy w kwietniu, choć – jak zaznaczono w raporcie – dotyczy to okresu sprzed wprowadzenia tarczy antykryzysowej.
– Nawet po wprowadzeniu rozwiązań z tarcz, gospodarstwa domowe odnotują dalszy spadek dochodów z pracy. Po pierwsze, łatwiej jest pracodawcom obniżać wynagrodzenia podstawowe. Po drugie, łatwiejsze jest zmniejszanie wymiar czasu pracy. Po trzecie, trudniej będzie pracownikom negocjować warunki płacowe – zauważono w Diagnozie.plus.
Jacek Brzeski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS