A A+ A++

Jesteśmy zakładnikami algorytmów. Albo badania w rozgłośniach komercyjnych łaskawie dopuszczą kogoś na antenę albo jest skazany na radio publiczne, ew. nocne audycje tematyczne w mniejszych rozgłośniach. Inny algorytm wie lepiej, co zagrać nam na YouTubie lub przez platformy streamingowe. Z repertuarem pomysłowym, nieszablonowym, niepasującym i nieprzystającym ciężko się przebić przez filtr dopasowania.

Robert Cichy i jego „Dirty Sun” ciężko dopasować do playlist układanych na szybkości. Ciężko dokleić go do najbardziej modnych kombinacji refrenów ze zwrotkami. A to, co mamy na płycie „Dirty Sun” na to zdecydowanie zasługuje.

Cechą wyróżniającą jest dynamika albumu. Nie, nie wsiadamy tu na karuzelę, która ma zapewnić obroty przekraczające percepcję. Od otwierającego „Seize The Day” mamy do czynienia z przyspieszaniem naturalnym, wiodącym tempem narzucającym wybijanie nogą i podbijanie rękoma.

Charakternie dobrani są goście. Choć od dawna Cichego ciągnie w stronę bluesa, to Mrozu, Kasai, Sosnowski czy Rahim pozwalają na odejście w inne krainy. „Jedna noc” z Mrozem to ukłon w stronę południa Stanów Zjednoczonych, gdzie harmonie gitarowe w naturalny sposób mieszają się z soulem i jazzem. Z kolei Rahim czy Kasai pokazują, że blues to język bliski ludziom, zwykłym, choć niecodziennym opow … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMiliony wypłaconych środków
Następny artykułZ historii miasta-niespodzianki. Jacek Kusiński – Szalone miasto [RECENZJA]