Oto utwór, w którym mamy do czynienia z rzadkim w tego typu twórczości podmiotem zbiorowym, na co wskazuje już sam tytuł.
Ale bywa tu różnie. Już w pierwszej strofie widzimy bowiem, że niektóre wersy wypowiada ów podmiot zbiorowy, inne zaś – podmiot pojedynczy. Ów pojedynczy wprawdzie jest żeński, ale pierwsze, co mówi, to: „Chciałbyś być taki jak ja. / I ja, i ja, i ja, i ja”. Wypowiada się więc w imieniu podmiotu zbiorowego, ale kwestię tę kieruje do mężczyzny. Nie wiemy, jaki dokładnie chciałby być ów mężczyzna i jakie cechy podmiotu zbiorowego (żeńskiego) chciałby mieć.
Jeśli chodzi tu o cechy płciowe, to adresatem tej strofy jest człowiek, który pragnie zmienić płeć. Wskazuje na to także czwarty wers tej samej strofy, który brzmi: „Nadchodzi rewolucja”. Istotnie, taka zmiana stanowi rodzaj rewolucji, zarówno hormonalnej, jak i wizualnej. To nie są proste decyzje, które łatwo cofnąć. Kolejny wers powoduje, że zaczynamy mieć podejrzenia, czy aby sam podmiot zbiorowy nie jest po prostu transseksualny: „Nadchodzi nasz czas, najwyższy czas” – czas transseksualistów. W kolejnej strofie jeden z podmiotów nadal zwraca się do mężczyzny: „Co tak się gapisz? / Chciałbyś całą mnie mieć?”.
“Nie jesteś dla mnie, skarbie”
Tu stajemy przed dylematem interpretacyjnym: czy te pytania kierowane są do innego, heteroseksualnego mężczyzny, który chciałby posiąść podmiot liryczny w sensie cielesnym, czy też mamy do czynienia z pomieszaniem dwóch odwiecznych porządków zwykle przyjmującym formę dylematu: być versus mieć. Kolejne wersy skłaniają nas ku drugiej interpretacji: „Nie będę twoja nigdy, / oj, nie, nie, nie. / Nie jesteś dla mnie, skarbie. / Dobrze to wiesz”.
Skoro on nie jest dla niej, więc z ich związku – jej, transseksualnej kobiety i jego, marzącego o zmianie płci mężczyzny – rzeczywiście raczej nic nie będzie. No, może przyjaźń. Ona podkreśla dalej, że jest świadoma swojej wartości, której on by nie docenił: „Znam swoją wartość, / jestem boska, the best”. Zwróćmy tutaj uwagę na przymiotnik „boski” pojawiający się często w kulturze drag queens (by wymienić choćby pseudonim sceniczny „Divine” Harrisa Glenna Milsteada, słynnej amerykańskiej drag queen), a także w kulturze staroindyjskich hidźrów, gdzie mężczyzna, który odrzuci własną płeć i stanie się na wpół kobietą, zyskuje quasi-boskie przymioty.
W drugiej i ostatniej strofie mamy jednak do czynienia z ciekawym odrzuceniem boskości na rzecz diabelskości: „Diablice z piekła rodem” – mówi o sobie podmiot zbiorowy. Ale dwa wersy wcześniej mówi coś ważniejszego: „Dziś wszyscy o nas mówią. / Lepiej broń się”. Co to znaczy? Otóż mniej więcej tyle, że osoby transpłciowe są obecnie obiektem zainteresowania opinii publicznej, która bywa do nich nastawiona na tyle wrogo, że człowiek, który zdecyduje się na operację zmiany płci, musi się liczyć z tym, że będzie musiał się bronić przed licznymi atakami.
“Skradłyśmy twoje serce”
Dalej pojawia się fraza samochwalcza: „Patrzysz i widzisz urok, mądrość i wdzięk”. Nie chodzi jednak o chwalenie się niewątpliwymi przymiotami podmiotu lirycznego, lecz o pocieszenie mężczyzny, którego w poprzednich wersach wystraszyły groźbą ataków: krótko mówiąc, jeśli będziesz taki jak my, będziesz wierzył w swoje przymioty, nic ci nie grozi, nawet gdybyś w rzeczywistości był pozbawionym wdzięku idiotą czy idiotką.
Całość zamyka fraza godna arcydzieł: „Skradłyśmy twoje serce, / to twój the end!”. Owszem, człowiek tkwi w niemym zachwycie, wpatrzony w to, czego dokonała chirurgia plastyczna, ale niech wie, że oto nie ma już dla niego ratunku: mężczyzna w nim musi umrzeć, by mogła się narodzić kolejna siostra Godlewska.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS