A A+ A++

W teledysku to mogłyby być jednosekundowe migawki. Zwlekany z cokołu pomnik Saddama. Dzieciak podbiega, okłada odlaną z brązu twarz satrapy podeszwą klapka – to największa zniewaga w kulturze arabskiej. Trach! – spada z cokołu pomnik Dzierżyńskiego. W powietrzu łamie się na trzy kloce, podbiegają ludzie z młotkami, rozbijają je w drobny mak. Wleczony linami pomnik handlarza niewolników Edwarda Colstona zsuwa się do rzeki Avon w porcie miasta Bristol. Owacja, ktoś pluje w ślad za nim. Takich scenek widziałem w życiu dziesiątki, a były ich tysiące. Na całym świecie.

Teraz naciśnijmy na ekranie przycisk „rewind” i cofnijmy czas. Gdy odsłaniano te pomniki, tłum wiwatował. Smukła sylwetka Saddama, dumny dyktator, upojony owacją, zakochany sam w sobie, też bije brawo, tysiące skandują histerycznie: „Niech żyje Saddam!”. Wkrótce wszystkie cegły, z których budowano domy w Iraku, będą miały odciśnięte jego imię. Czarno-biała kronika filmowa, Warszawa, 1951 rok. Tuż przed moimi narodzinami. Bierut, Cyrankiewicz, najważniejsi polscy politycy, środek Warszawy, tłumy mieszkańców, wrzask radości i triumfu, gdy Aleksander Zawadzki wypowiada słowa: „Uczcimy pamięć o wielkim synu narodu polskiego, wielkim wodzu mas pracujących, wielkim polskim rewolucjoniście. Niech żyje wielka partia Lenina-Stalina!”. Filmu z odsłonięcia statuy Edwarda Colstona nie ma. W 1860 roku bracia Lumière jeszcze nie wpadli na genialny wynalazek kinematografu. Mówi się, że zaglądał czarnoskórym w zęby jak koniom, by ocenić ich zdrowie i wartość. Sprawny biznesmen, wzór kapitalizmu, w okolicy 1670 roku kupował czarnych ludzi tanio, sprzedawał z zyskiem, tysiącami, równolegle handlował cukrem i winem. „Dobry człowiek” – pisano w podręcznikach. „Ze swego majątku ufundował kilka szkół i szpitali”. Pomnik był wyrazem wdzięczności. A teraz – chlust!

Do ścieku.

Niemal wszystkie pomniki kończą upadkiem z cokołu wcześniej czy później, w najlepszym przypadku wywiezieniem do jakiejś składnicy pomnikowego złomu. Ci, którzy je stawiają, nie wybiegają w przyszłość. Nie mają wizji, że rzeźbiona w ekstazie twarz pewnego dnia skończy w klopie. Żyją dniem dzisiejszym, kierowani emocjami i chęcią uczczenia, ale też lizusostwem, ślepą wiarą, żądzą upokorzenia innych, brakiem wiedzy, propagandą, mitomanią – tak stawiają pomniki bożkom. Zapominają, że prawda bywa zmienna i po latach coś z niej wypływa na wierzch.

Byłem za tym, by pomnik Dzierżyńskiego zostawić. Nie jako pomnik bohatera – tak jak zostawiono baraki w Auschwitz. Ku przestrodze, byśmy pamiętali, jacy byliśmy. Umieścić na nim tablicę z fotografią z chwili odsłonięcia i wielkim podpisem: „Pomnik tego zbrodniarza postawili sami Polacy, w dowód tak rozumianej wówczas wdzięczności, a może poddaństwa wobec komunistycznej władzy, w każdym razie nie stanął tu sam, nie zrzucili go Marsjanie, przez 40 lat był czczony w każdą rocznicę jego urodzin, śmierci, obsypywany kwiatami, a ludzie nie baczyli na to, że to jedna z najkrwawszych postaci bolszewickiej dominacji nad światem”. Jakoś tak. To by było fair.

Oczywiście można łagodniej. Genialny artysta Banksy zasugerował, by pomnik Edwarda Colstona przekomponować i nadać mu współczesny sens. Wydobyć go z wody, ustawić z powrotem na cokole, tym razem jednak przekrzywiony, jakby miał za chwilę runąć, podczepić doń liny i doprowadzić je do rąk rzeźb postaci tych, co go z cokołu ściągnęli. Byłby to teraz pomnik obalania pomnika Colstona. Boskie.

Ludzie wolą zacierać ślady. Mają nadzieję, że nikt nigdy prawdy o przeszłości nie odkryje, pomnik ocaleje i powstanie zamulający „ostry cień mgły”, że niby „zawsze byliśmy bohaterscy, prawi i sprawiedliwi”. Po śmierci George’a Floyda Belgowie przejrzeli na oczy i domagają się usunięcia pomników byłego króla Leopolda II, odpowiedzialnego za ludobójstwo w Kongu w XIX wieku. Jego pomnik w Antwerpii oblano farbą, podpalono, strącono – po renowacji pozostanie w muzeum. Szkoda. Powinien straszyć w centrum miasta. Pomnika ludzkiego zoo, które Leopold zaoferował Belgom, też nie ma. W 1897 roku kazał pojmać i „zaimportować” 197 Kongijczyków jak zwierzęta, by biali sobie ich mogli pooglądać zza palisady, w klatkach. Że dawne czasy? W 1958 roku, gdy miałem siedem lat, Kongo nadal było belgijską kolonią – na wystawie EXPO z dumą wystawiono kolejną wersję ludzkiego zoo. Belgowie ją tłumnie odwiedzali. Im też się pomniki należą. Tak jak Buremu w pozycji strzelającego do dziecka.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDr Frankenstein i Mr Trzaskowski
Następny artykułMiędzy panią a plebanem