Z roku na rok wzrasta odsetek osób zainteresowanych zdobywaniem wiedzy oraz umiejętności w formie kształcenia pozaformalnego (niezinstytucjonalizowanej nauki poprzez kontakt z drugą osobą) i nieformalnego (nauki samodzielnej z wykorzystaniem podręczników czy wcześniej nagranych kursów). W trend ten zręcznie wpisuje się koncepcja Aleksandry Kani, założycielki start-upu Skillsy – platformy typu marketplace, która łączy instruktorów i szkoleniowców chcących zarabiać na swojej wiedzy pracując z osobami poszukującymi nowych umiejętności.
– Pomysł na biznes zaczerpnęłam z własnego doświadczenia. Kilka lat temu szukałam kursu plastycznego, który mogłabym sprezentować dziecku z mojej rodziny. Szukałam bardzo długo, przebrnęłam przez niezliczone strony domów kultury, firm, osób prywatnych. Ostatecznie udało mi się znaleźć kurs spełniający moje wymagania, byłam jednak bardzo zirytowana, ponieważ poszukiwania pochłonęły ogrom czasu. Pomyślałam wtedy, że wygodnym rozwiązaniem byłaby strona dedykowana do zamieszczania ogłoszeń o różnego rodzaju kursach – tak, by wszystko było uporządkowane i możliwe do znalezienia w jednym miejscu – opowiada Kania.
Czytaj także: Codziennie 12 mld godzin pracy za darmo. Matki cenniejsze dla światowej gospodarki niż globalny przemysł technologiczny
Założycielka Skillsy od pomysłu przeszła do działań. W cztery miesiące od podjęcia decyzji o rozpoczęciu działalności platforma była gotowa do akcji. Początkowo funkcjonowała jako najprostsze narzędzie pozwalające publikować instruktorom ogłoszenia o kursach. Nieco ponad miesiąc temu Skillsy wkroczyły jednak w kolejną fazę rozwoju uruchamiając zintegrowany z platformą system płatności. Prócz oczywistej wygody użytkowania pozwala on pobierać opłaty od ogłaszających się szkoleniowców w formie prowizji od sprzedanych kursów. Jej wysokość to z zasady 10 proc. wartości sprzedanych kursów, jednak – jak zaznacza Kania – nowi szkoleniowcy mogą liczyć na indywidualne, preferencyjne warunki. Tym samym zastąpiony został pierwotny model zarobkowy, w którym opłaty pobierano wyłącznie za promocję ogłoszeń w serwisie.
– Ze Skillsy wystartowaliśmy w maju 2019 roku. W ciągu niecałych 12 miesięcy, w których wprowadziliśmy system płatności, udało nam się nieco zbliżyć do finalnej wersji produktu. Mimo wszystko Skillsy są ciągle na etapie MVP (ang. Minimum Viable Product – red.), więc przed nami jeszcze bardzo długa droga. Docelowo chcielibyśmy, aby platforma była kompleksowym narzędziem dla szkoleniowca, by maksymalnie ułatwiała mu prowadzenie zajęć – tłumaczy Kania.
Priorytetowym dla założycielki celem jest obecnie wprowadzenie na platformie modułu szkoleń zintegrowanego z listą uczestników danego kursu. Dzięki temu prowadzący nie będzie musiał się martwić o koordynowanie spotkań przy pomocy rozwiązań pochodzących od innych producentów. Obecnie, gdy Skillsy sprzedają kilkanaście kursów miesięcznie, problem ten prawdopodobnie nie jest specjalnie dokuczliwy dla instruktorów, lecz – jak przyznaje sama założycielka – platforma musi być gotowa na przyjęcie znacznie większej liczby kursantów. Dodatkową funkcjonalnością ma być ponadto moduł analityczny, który pozwoli szkoleniowcom na bieżąco śledzić zainteresowanie, jakim cieszą się oferowane przez nich kursy.
Co warte odnotowania, Skillsy to przedsięwzięcie niezwykle kameralne i samodzielne. Kania doprowadziła platformę do obecnego kształtu jedynie z pomocą swojego męża, przyjaciółki i grupy zaprzyjaźnionych programistów. I tyle. W niedługiej historii start-upu próżno więc szukać udziałów funduszy venture capital, aniołów biznesu czy akceleratorów.
– W początkowej fazie rozwoju nie chcieliśmy angażować środków pochodzących od inwestorów, ponieważ chcieliśmy zachować całkowity wpływ na platformę w pierwszych miesiącach jej funkcjonowania. Mimo że do tej pory dawaliśmy sobie radę sami, do dalszego rozwoju niezbędne będzie nam wsparcie. Dlatego zaczęliśmy intensywne poszukiwania inwestorów, dzięki którym zdobędziemy cenne doświadczenie i środki na finalizację naszego produktu – tłumaczy Kania.
Z racji charakteru działalności Skillsy są jednym z tych biznesów, których pandemia COVID-19 nie tylko nie spowalnia, a którym dodaje wręcz skrzydeł. Nic w tym dziwnego, ponieważ z racji przymusowego przesiadywania w domu wiele osób decyduje się przeznaczyć nadmiar wolnego czasu na pozyskanie nowych umiejętności. A te w obecnych warunkach można zdobyć wyłącznie za pośrednictwem rozwiązań e-learningowych. Korzystają na tym nie tylko branżowi giganci, tacy jak Brainly, który w marcu odnotował ponad 200 milionów użytkowników, ale także i mniejsze, dopiero rozwijające skrzydła biznesy jak Skillsy.
Czytaj także: Start-upy w czasach zarazy. Poradnik przetrwania
– Kursy widniejące na naszej platformie odbywały się do tej pory zarówno w wersjach stacjonarnych, jak i internetowych. Jednak jeszcze przed wybuchem pandemii zaczęliśmy zauważać trend rosnącego przekonania do zajęć prowadzonych zdalnie. Oczywiście w obecnej sytuacji tendencja ta się nasiliła. Dla nas jest to przede wszystkim szansa na pozyskanie użytkowników długofalowych, którzy właśnie ze względu na pandemię skorzystają z platformy po raz pierwszy, a jeśli ta przypadnie im do gustu, zostaną z nami na dłużej. Pewnie jakaś część przyrostu użytkowników, jaki obecnie zauważamy, będzie wyłącznie tymczasowa, ale tak czy inaczej na obecnej sytuacji na pewno nie stracimy – mówi Kania.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS