port NIK dotyczy lat 2017-2019 (ale tylko pierwszej połowy) i kontroli w 12 miastach Polski. Inspektorzy mieli ocenić, czy w samorządach prawidłowo działają procedury, które wynikają z obecności dzikich zwierząt na ich terenie. Kontrolerzy sprawdzali, jak miasta radzą sobie z ochroną i pomocą rannym zwierzętom, ale także jak samorząd dba o bezpieczeństwo mieszkańców, np. odławiając dzikie zwierzęta.
Wśród 12 kontrolowanych miast znalazły się dwa lubuskie: Zielona Góra i Nowa Sól. Kontrolowano także Gdańsk, Słupsk, Warszawę, Rzeszów czy Toruń.
Ogólnie jest dobrze, ale…
Ogólna ocena skontrolowanych przez NIK gmin wypada dobrze. Kontrolerzy przyglądali się, jak w miastach działa przyjmowanie i rejestrowanie zgłoszeń o zwierzętach, które wymagają pomocy lub odłowienia. Jak prowadzano akcje przesiedlania zwierząt poza obszary zamieszkałe. Wreszcie, jak miasta radziły sobie z usuwaniem i utylizacją padłych i martwych zwierząt.
Sprawdzano, czy miasta tworzą tzw. pasy zaporowe mające zapobiec migrowaniu dzików na tereny miejskie. Czy wieszają budki lęgowe i karmniki. NIK sprawdził także, jaki dostęp do wiedzy o pomocy dziko żyjących zwierzętom mają mieszkańcy, czy miasta kolportują ulotki o właściwym zachowaniu wobec wolno żyjących zwierząt (m.in. dotyczących niedokarmiania dzikich zwierząt, zachowania się w przypadku znalezienia dzikiego rannego lub chorego zwierzęcia). Czy miasta organizują seminaria, warsztaty przyrodnicze albo festyny ekologiczne.
Samorządy skutecznie zajmowały się tematem dzikich zwierząt. Zapewniały im opiekę weterynaryjną. Większość gmin opracowała odpowiednie procedury działania. Tak zrobiła np. Nowa Sól, Zielona Góra niestety algorytmu nie posiada.
Straże miejskie czy ekopatrole?
W 80 proc. samorządów interwencje podejmowały straże miejskie, które były odpowiednio wyposażone, a ich pracownicy, w większości przypadków, wyszkoleni w tym kierunku. W połowie skontrolowanych straży miejskich funkcjonowały ekopatrole lub animal patrole, wyspecjalizowane zespoły do podejmowania interwencji związanych ze zwierzętami. Działanie takich jednostek NIK uznaje za dobrą praktykę.
Do tego w ponad połowie objętych kontrolą jednostek straży miejskiej funkcjonariusze uzupełniali swoją wiedzę na temat dzikich zwierząt. Uczestniczyli w szkoleniach z zakresu m.in.: rozróżniania ich gatunków, procedur odławiania i transportu oraz postępowania ze zranionymi zwierzętami, czy zasad ich ochrony. Funkcjonariusze trzech (z 10 skontrolowanych) straży miejskich posiadali odpowiednie wykształcenie kierunkowe.
Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
„W Eko-patrolu z Torunia trzech funkcjonariuszy miało wykształcenie weterynaryjne, a jeden z nich – także z zakresu ochrony środowiska oraz ukończony kurs ratownika zwierząt. Jedynie strażnicy z Rzeszowa, Przemyśla, Koszalina i Zielonej Góry nie mieli odpowiedniego wykształcenia do podejmowania bezpośrednich interwencji wobec zwierząt wolno żyjących i też nie doszkalali się” – czytamy w raporcie NIK.
Komendant Straży Miejskiej w Zielonej Górze wskazał, że mimo starań nie udało się znaleźć podmiotu, który przeszkoliłby strażników miejskich w temacie postępowania ze zwierzętami dziko żyjącymi.
Komu brakuje aut
NIK przedstawia w raporcie, że po zgłoszeniach o dzikich zwierzętach, interwencję podjęto bez zbędnej zwłoki. Robiono to także w Zielonej Górze, choć strażnikom brakuje sprzętu. W większości gmin, bo aż w 10 z 12 kontrolowanych, straże miejskie były adekwatnie wyposażone w m.in. pojazdy służbowe z klatkami transportowymi, pułapki żywołowne, sieci i chwytaki weterynaryjne oraz nosze dla zwierząt.
„Jedynie funkcjonariusze ze Straży Miejskiej w Zielonej Górze i Radomiu wskazywali na potrzebę uzupełnienia wyposażenia, z uwagi na brak m.in. pojazdu służbowego dostosowanego do transportu odłowionych zwierząt” – czytamy w raporcie.
Jak często strażnicy interweniowali? Mimo że Zieloną Górę otaczają lasy, i obszarowo jest trzecim co do wielkości miastem w Polsce, najwięcej interwencji podjęła Straż Miejska w Warszawie (blisko 22 tys.), Toruniu (ponad 2 tys.) i Rzeszowie (ponad 1,3 tys.).
Ile wydają gminy?
Skontrolowane gminy w latach 2017-2019 (I kwartał) na zadania związane z obecnością na ich terenie dzikich zwierząt wydały szacunkowo ponad 8 mln zł (bez uwzględnienia kosztów działania służb miejskich). Blisko 5 mln zł tej kwoty stanowiły wydatki na usługi weterynaryjne, w tym interwencyjne. Inną, znaczącą kategorią w tej kwocie były koszty odstrzałów redukcyjnych i odłowów, głównie dzików, zlecanych myśliwym lub kołom łowieckim. Wydano na to ponad 922 tys. zł, z czego Szczecin blisko 50 proc. tej kwoty (460 tys. zł), Gdańsk blisko 30 proc. (276 tys. zł), a Zielona Góra blisko 10 proc. (88,5 tys. zł).
Co z weterynarzem?
Wszystkie gminy zapewniały zwierzętom wolno żyjącym opiekę weterynaryjną, choć bezpośrednio nikt nie zapisał tego w żadnej ustawie. Gminy często tłumaczą, że skoro dzikie zwierzęta należą do skarbu państwa, to zapewnienie opieki weterynaryjnej zwierzętom dzikim nie jest obowiązkiem samorządu.
Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
NIK także wskazuje, że skuteczne dbanie o zwierzęta dziko żyjące jest utrudnione z uwagi na rozproszenie kompetencji podmiotów wyznaczonych do ich ochrony – sejmiku, starosty, gminy, kół łowieckich, a na końcu do powiatowych lekarzy weterynarii i regionalnego dyrektora ochrony środowiska. Istotną rolę odgrywają także organizacje społeczne, których statutowym celem działania jest ochrona zwierząt. Dlatego NIK będzie wnioskował do ministra spraw wewnętrznych i administracji, by to bezpośrednio gminom przypisano opiekę weterynaryjną nad zwierzętami wolno żyjącymi na ich terenie.
Gdzie trafiają zwierzęta?
Skontrolowane miasta nie podejmowały ani nie zlecały kontroli warunków, w jakich przebywają przekazane zwierzęta wolno żyjące podjęte w czasie interwencji na ich terenie. Ograniczały się jedynie do analizy otrzymywanych sprawozdań z wykonania zadań bądź faktur i dokumentów im towarzyszących, np. kart interwencji, protokołów.
Powód? Tu gminy wskazywały, że kontrole prowadzą wyspecjalizowane instytucje, np. regionalne dyrekcje ochrony środowiska, okręgowe rady lekarsko-weterynaryjne, wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni. Wyjątek dotyczył jedynie Radomia, gdzie kontrolę realizacji przez przychodnię umowy zawartej z miastem przeprowadzili sami urzędnicy. Kontrola ta nie ujawniła nieprawidłowości.
Wypadki na drodze
Kolizje i wypadki z udziałem dzikich zwierząt. Lata 2017-19 Arch. NIK
NIK zauważa, że obecność dzikich zwierząt w miastach wynika głównie z postępującej urbanizacji. Rozszerzanie granic administracyjnych miast powoduje, że włączane są do nich naturalne siedliska zwierząt, a ich szlaki migracyjne – przecinane.
Według policyjnego systemu ewidencji wypadków i kolizji w latach 2017-2019 w Polsce doszło do 465 wypadków drogowych przy udziale zwierząt (oprócz wolno żyjących także domowych i gospodarskich), w wyniku których zginęło 27 osób, a 549 zostało rannych. W tym samym okresie zarejestrowano również ponad 62 tys. kolizji z udziałem zwierząt, z tego najwięcej w województwie mazowieckim (6 990), śląskim (6 557) i lubelskim (5 239). W Lubuskiem wydarzyło się 1,7 tys. kolizji, wypadków było 14.
CZYTAJ TAKŻE: Gołębiarze zabijają jastrzębie. Ustawiają potrzaski, odcinają nogi, wyrywają pazury albo trują
CZYTAJ TAKŻE: Sarna zakleszczyła się w metalowym płocie, uratowali ją strażacy [WIDEO]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS