W dzieciństwie bardzo dużo czasu spędziłem z dziadkiem na spacerach. Dziadek był kolejarzem, więc spacerowaliśmy głównie po torach kolejowych na Woli – z Odolan na Zachodni, na Szczęśliwice, na Jelonki – czasem aż do Lasku na Kole, co dla kilkuletniego dzieciaka było wielką wyprawą. Najbardziej lubiłem oglądać i słuchać rozrząd wagonów na starych górkach rozrządowych wtedy, gdy jeszcze ręcznie podkładało się hamownice pod koła staczających się wagonów. Czasem kolejarz się spóźnił i wtedy wagon z hukiem walił w formowany pociąg – to dla chłopca. Podczas tych spacerów dowiadywałem się z opowieści dziadka, jak żyło się w Warszawie przed Wojną i jak powinno wyglądać życie w mieście.
Dziadek porównywał organizację miasta przed Wojną z organizacją sowiecką. O tym już wielokrotnie pisałem na tym forum, więc tylko przypomnę króciutko, że miasta sowieckie nie są miastami, tylko wielkimi wsiami. Dziadek tłumaczył, że miasto podzielone jest na ulice i posesje. Każda posesja w mieście ma swój numer ulicy, a każdy kawałek ziemi należy do jakiejś posesji. Posesja musi być uzbrojona i mieć gospodarza. Oczywiście są wyjątki np. powierzchnia ulic i placów może należeć do miasta. Prawa własności, prawa miejskie, prawa komunalne, fronty budynków i przestrzeń publiczna, drzewa, psy, trawniki, fontanny, samochody… wszystko w mieście musiało być porządnie zorganizowane. “A teraz… (to było około 1965-75, kiedy dziadek mi to opowiadał, później zdecydowanie rzadziej chodziłem z nim na spacery)… sowieckie miasto nie jest miastem, tylko wsią bez organizacji, bez odpowiedzialności, bez prawa…”. Dopiero po likwidacji cenzury po upadku Imperium mogłem przeczytać i zrozumieć, że socjalizm jest powrotem do feudalizmu – że w Rosji po rewolucji bolszewicy zrobili kontrrewolucję, pokonali rewolucjonistów i przywrócili feudalizm. Po podbiciu Polski w roku 1945 Rosja przywróciła feudalizm w Polsce. Warszawa znów stała się taka, jak ją opisuje Sienkiewicz – feudalna nie mieszczańska. Ale dziadek tego nie rozumiał, on tylko opisywał objawy i prawidłowo je oceniał. Sam musiałem dojść do tego, jaka była przyczyna upadku Warszawy po 1945 roku.
Więcej chcę napisać o Żydach, bo o tym na razie napisałem mało na tym forum. Dziadek opowiadał mi dużo o Żydach, take o Żydach podczas okupacji, ale o tym akurat już sporo pisałem, np. o pomaganiu Żydom w getcie, o ukrywaniu Żydów, o szmalcownikach i sklepowych, które liczyły każdemu, kto ile bochenków chleba kupuje (i jakich ma gości że nagle kupuje więcej chleba). Skupię się więc na Żydach przed Wojną, bo o tym chyba pisałem tutaj niewiele. Dziadek z Żydami miał do czynienia tylko robiąc zakupy lub sporadycznie korzystając z jakichś usług. Dziadek był człowiekiem oszczędnym, wychowanym w biednej wielodzietnej rodzinie, więc mimo że jako kolejarz nie był biedny, babcia też zarabiała i mieli tylko jedno dziecko, miał nawyki bardzo oszczędnego człowieka, więc bardzo uważnie oglądał co kupuje i za ile. Szybko nauczył się, że opłaca się robić zakupy u Żyda, bo Żyd jest uczciwy, ma dobry towar i zadowala się niską marżą. Dziadek mi tłumaczył, że to u Żydów rodzinna tradycja, że syn przejmuje interes ojca i kontynuuje go, i uczy syna. Polak jest inny. Polak nie chce być sklepikarzem od urodzenia aż do śmierci, chce zostać szlachcicem. Polak lubi zmiany, Polak chce się szybko dorobić i wyjechać do ciepłych krajów, żeby tam spędzić resztę życia w luksusie nic nie robiąc. Polak nie chce robić tego, co robi ojciec, bo to już mu się przejadło w dzieciństwie – chce czegoś innego – pragnie odmiany – lepszego życia. Żyd pracuje w celu osiągnięcia bezpieczeństwa i stabilizacji, więc zadowala się małym zyskiem. Polak szybko się nudzi, ryzykuje, chce się szybko zbogacić i sprzedać interes. Żyd jest uczciwy i zna się na swojej robocie. Polak oszukuje i jest kiepskim sprzedawcą. Żyd dba o klientów, sprzedaje na zeszyt biednym klientom, np. wdowom. Polak nie ma dla nich litości
Druga różnica w handlu była jeszcze bardziej widoczna. Żydzi mieli sklepy na kołach. Jeździli ulicami, zatrzymywali się przed frontami domów i sprzedawali tym, co do nich wyszli, a jak mieli mniej klientów, to nawet czasem zanosili towar do mieszkania. Dziadek mówił, że Polak nigdy by się nie zniżył do tego, żeby w taki sposób obsługiwać klientów. Żyd miał to we krwi, że biznesmen jest służącym swojego klienta. “Klient nasz Pan” – to żydowski model prowadzenia biznesu. Polak, który został biznesmenem, robi się od razu dumny jak szlachcic, albo jak urzędnik, który przyjmuje nie klientów, tylko petentów. Polak – właściciel sklepu – traktuje kupujących z góry, Żyd jest usłużny. Korona z głowy Żydowi nie spadnie, jak podjedzie do klienta, a nawet wniesie mu towar na piętro.
Wszystko to mi się przypomniało, bo wczoraj obejrzałem sobie w TV jeszcze raz Vabank Machulskiego. I nagle dotarło do mnie, że Kramer jest typowym polskim biznesmenem – nieuczciwym i chamskim. Jest także Duńczyk – dobra odmiana polskiego biznesmena – sympatyczny i uczciwy, ale ciągle zmienia branżę – sprzedaje jeden interes, kupuje inny, potem znów go sprzedaje… ale uważa się za emeryta – liczy na to, że interes sam będzie na niego zarabiać a on nic nie będzie musiał robić, albo za każdym razem sprzeda go z zyskiem, jak spekulant nieruchomościami.
I tak naszła mnie refleksja, że dzisiaj też polscy biznesmeni są wciąż bardzo słabą i prymitywną kastą. Kapitał zagraniczny lepiej w Polsce prosperuje niż polskie interesy. Oczywiście są wyjątki, znam cukiernika z dziada pradziada, który właśnie w obecnych latach przekazuje dzieciom swoje interesy wraz ze swoim geniuszem w wymyślaniu nowych receptur i wyczuwaniu technologii, a te dzieci jakby odziedziczyły ten geniusz w genach. Ale to są wyjątki. W naszym narodzie wciąż kultura mieszczańska, kapitalistyczna, biznesowa jest bardzo nisko rozwinięta. Fachowców mamy przysłowiowych, sprzedawców mamy chamskich, biznesmeni marzą tylko o tym, żeby okraść swoich klientów… Nasz naród bez Żydów jest jak bez ręki.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS