Oto wyemancypowana malarka Marianna (Noémie Merlant) na prośbę majętnej hrabiny przybywa z Paryża na jedną z wysp wietrznej Bretanii, aby namalować portret jej córki Heloizy (Adèle Haenel), szykowanej do aranżowanego małżeństwa. Problem w tym, że arystokratka, buntując się przeciwko przymusowemu zamążpójściu, nie ma ochoty nikomu pozować. Matka ma jednak w głowie przebiegły pomysł – nowo przybyła do dworu artystka, pod przykrywką służącej najętej do dotrzymywania młodej damie towarzystwa, ma malować obraz w sekrecie.
“Portret kobiety w ogniu”: ulotne chwile
Marianna dyskretnie obserwuje więc modelkę podczas codziennych zajęć, łapie ulotne chwile – podpatruje gesty, mowę ciała, zagląda głęboko w oczy, w końcu w duszę. Próbuje poznać i zrozumieć Heloizę. A razem z nią te wyjątkowe momenty próbuje uchwycić widz – zapamiętuje pierwszy wyraz twarzy arystokratki, kształt ucha, sposób, w jaki układa dłonie, w głowie odtwarza scenę opadania kosmyka włosów szlachcianki, zapamiętuje, z której strony ust Heloizy tworzy się uroczy dołek, kiedy się uśmiecha.
Szczwany to zabieg Sciammy, aby widz tworzył portret kobiety razem z Marianną. “Portret damy w ogniu” jest więc poniekąd opowieścią o wzajemnym uwodzeniu. Także publiczności, która zakochuje się w filmie stopniowo, acz skutecznie. Bo to film, który – jak wspomnienie o bliskiej osobie – pozostanie z widzem na długo. I tak jak Marianna … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS