A A+ A++

Oczywiście, że będzie mówiła, iż nie startuje i nie zamierza startować w wyborach na prezydenta USA. Nie hamletyzowała nawet zbytnio do tej pory w sprawie swojej prezydentury. Tak przynajmniej oficjalnie przekonywali członkowie familii Obamów. Patrząc na promieniujące gwiazdorstwo byłej Pierwszej Damy i jej medialny tour po wydaniu autobiografii, trudno mi było w te zapewnienia uwierzyć.

Jeżeli jednak miałem jakiekolwiek wątpliwości, czy Michelle Obama zdecyduje się powalczyć o to, by być pierwszą kobietą na najważniejszym stanowisku w Białym Domu, to ten film wątpliwości rozwiał. Oparty na bestsellerowej autobiografii „Becoming”, film Netflixa pod tym samym tytulem nie jest żadnym dokumentem, choć jest tak reklamowany. To rozciągnięty do 90 minut klip wyborczy. Słodki, uroczy i pozbawiony ostrych krawędzi. Nie z mojej strony zarzut, skoro produkuje go Obama’s Entertainment Company, czyli producencka firma Obamów ściśle współpracująca z Netflixem.

Becoming” jest więc filmem hagiograficznym. W każdym wymiarze tego słowa. Ekranowa Michelle Obama jest błyskotliwa, medialna, wyluzowana, ludzka ( dobra kobieta w Białym Domu) i do tego ma taneczny flow jak jej przyjaciółka Beyonce. Na jej spotkaniach promocyjnych kobiety płaczą, ściskając jej rękę. Stare i młode. Pomarszczone emerytki pamiętające segregację rasową i paskudny zinstytucjonalizowany rasizm oraz młode dziewczyny, wyrosłe już w epoce prezydentury Baracka Obamy. Nie są to zakłamane obrazki. Michelle Obama rzeczywiście przyciąga wielką publikę. Ma medialne zdolności swojego męża Baracka. Stając naprzeciwko takiego showbiznesowego starego wygi jak Donald Trump, mogłaby nie raz go zamieść „punchlinem”.

Jest w starciu z Trumpem idealną przeciwniczką. Ma w sobie bezczelność i wie, gdzie nacisnąć, by publika była zachwycona. Doskonała osoba w erze mediokracji. Netflixowy “Becoming” jest dobrze skrojoną propagandą. Podobnie jak monologi Trumpa, jest to film pełen demagogii (opowieść Michelle o istocie akcji afirmatywnej jest ucięta w momencie, gdy widz mógłby zacząć zadawać pytania o jej różne wymiary). Przemilcza też wszystkie kontrowersje z przeszłości Obamów, takie jak zbliżenie się Baracka ( choć nie tak wielkie jak sugerowały prawicowe media) do skrajnie lewicowej grupy Weathers Underground Billa Ayersa czy związki Obamów z pastorem Jeremiah Wrightem ze Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, który w swoich płomiennych antysyjonistycznych mowach ocierał się o antysemityzm. W przeszłości pastor tez słynął z wypowiedzi rasistowskich, odrzucając asymilację, podobnie jak Malcolm X. Nie zobaczymy też w filmie żadnych debat o kontrowersjach z czasów prezydentury Obamy.

„Jestem z południowej części Chicago. To wam mówi tyle, ile powinniście wiedzieć o mnie”- mówi na filmie. Dostajemy mitologiczny obraz, dziewczyny z prostej, robotniczej rodziny, która doświadczała rasizmu i dostała się na Princeton, a potem na Harvard. Jak? To mało istotne. Ważny jest znak pastelowy równości między postacią z getta w Chicago i potem uroczej oraz błyskotliwej prawniczki, która jako Pierwsza Dama zarażała entuzjazmem przywódców innych państw. Prawdziwie amerykańska to mitologia, wpisująca się w najważniejszy mit Ameryki, czyli kraju równych szans, gdzie pucybut może zostać milionerem.

Tyle, że amerykańska polityka się zmieniła. Partia Demokratyczna przesuwa się bardzo na lewo w kwestiach ekonomicznych. Podczas ostatnich prawyborczych debat kandydatów nie tylko senator Bernie Sanders uderzał w Joe Bidena w kontekście jego funkcji w administracji prezydenta Obamy. Biden był atakowany przez lewicę, że jako wiceprezydent USA popierał ostrą politykę Obamy na granicy z Meksykiem i umożliwienie tzw. bailoutu dla wielkich banków w czasie kryzysu 2008 roku. Joe Biden jest na amerykańskiej Sandersowej lewicy traktowany jako przedstawiciel podatnego na wpływy lobbystów, waszyngtońskiego establishmentu. Siłą rzeczy Obama też.

Z tego powodu Michelle Obama mogła rzeczywiście odżegnywać się od startu w wyborach. Nie ma oczywiście tak negatywnego elektoratu jak Hillary Clinton, ale przez 8 lat w Białym Domu stała się waszyngtońskiej polityki, którą Trump nazwał „bagnem nadającym się do osuszenia”. Ale teraz? W czasie pandemii koronawirusa, gdy bezrobocie jest w USA najwyższe od czasów Wielkiego Kryzysu? Reguły się szybko zmieniają. W czasie, gdy idzie potężny kryzys może przemeblować amerykańską politykę, Michele może jawić się jako ostatnia deska ratunku dla Demokratów.

Oczywiście prawybory prezydenckie wygrał z Bernie Sandersem Joe Biden i to on ma stanąć w listopadzie przeciwko Trumpowi. Co jednak jeżeli oskarżenia o molestowanie seksualne, jakie są kierowane przeciwko Bidenowi, uniemożliwią poparcie go przez delegatów na sierpniowej konwencji Demokratów i będzie trzeba szybko wyciągnąć trzeciego kandydata?

Czy wtedy do gry może wejść Michelle Obama? Przed pandemią koronawirusa powiedziałbym, że to zupełnie nieprawdopodobny scenariusz. Dziś wszystko jest możliwe. To jednak scenariusz radykalny. O wiele mniej radykalnym jest stanięcie Michelle Obamy przy Bidenie. Jej magia medialna może potykającemu się o własne nogi 76 letniemu weteranowi pomóc. Barack już swojego zastępcę z lat 2008-2015 oficjalnie poparł. A może plan jest jeszcze inny i Obama stanie przy Bidenie jako jego kandydatka na wiceprezydentkę USA? 56 letnia Michelle nawet z uwagi na swój młody wiek, mogłaby tak rozpocząć drogę odzyskania dla Obamów Białego Domu. Bez względu, jak Obama widzi swoją przyszłość w polityce, propagandowy netflixowy dokument jest początkiem jej kampanii.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGrupa Kogeneracja podała wyniki finansowe i operacyjne za I kwartał
Następny artykuł30-dniowa wersja trial w programie Cloud Backup