W przypadający na 10 maja Międzynarodowy Dnień Niedźwiedzia fundacja Free the Bears zainicjowała happening mający na celu przypomnienie o losie zwierząt uratowanych z ferm żółci i zbieranie pieniędzy na ich utrzymanie.
Do udziału w akcji do tej pory zgłosiło się ponad 50 ochotników z całego świata, w tym Paweł Sroka, który opiekuje się niedźwiedziami we wrocławskim zoo. Opiekun ma spędzić 8 godzin w klatce o rozmiarach 95 cm długości, 49 cm szerokości i 65 cm wysokości. Zbudował ją sam wykorzystując biurko oraz łodygi bambusa, kupione w jednym z marketów budowlanych.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że w XXI wieku ludzie traktują zwierzęta tak przedmiotowo, bez krzty empatii. Nie jestem też w stanie sobie wyobrazić co czuje zwierzę, które zostało schwytane w lesie, a następnie umieszczone w klatce, gdzie nie jest się wstanie obrócić. Nawet nie będę wspominał o katuszach, które później przeżywa. A to wszystko dla pseudo medykamentów, których skuteczność, według najnowszej wiedzy medycznej, jest żadna. Dlatego chcę się zamknąć w klatce, chcę poczuć jak to jest i chcę zebrać jak najwięcej pieniędzy, żeby realnie pomóc zwierzętom. Dlatego też bardzo wszystkich proszę: trzymajcie kciuki i wpłacajcie pieniądze! – mówi Paweł Sroka.
Akcja ma też pomóc w zbiórce pieniędzy na utrzymanie 236 niedźwiedzi himalajskich i malajskich, które uratowane z ferm żółci mieszkają w sanktuariach prowadzonych przez FtB w Kambodży, Laosie i Wietnamie.
– Najpierw pożary w Australii, teraz pandemia koronowiusa, przyczyniły się do tego, że straciliśmy większość darczyńców. Uratowaliśmy do tej pory ponad 900 niedźwiedzi, a na stałe opiekujemy się 236 osobnikami. Potrzebujemy więc pieniędzy na utrzymanie naszych rezydentów oraz na pomoc kolejnym niedźwiedzim skrzywdzonym przez ludzi. Nie chcę doczekać czasu, kiedy będę musiał odmawiać przyjęcia zwierząt, które spędziły w ciasnej klatce całe swoje życie, bo nie będziemy mieć środkó, żeby sie niemi właściwie zająć – mówi szef FtB Matt Hunt.
Fermy żółci to miejsca, gdzie w skrajnie nieludzkich warunkach przetrzymywane są niedźwiedzie himalajskie i malajskie. Zwierzęta te są przetrzymywane w klatkach niewiele większych od nich samych. Do ich ciał wprowadzane są rurki, które odprowadzają żółć. Na stałe tkwiący w ich ciele cewnik powoduje ciągły ból i niekończące się infekcje. Często wyrywa się im pazury i zęby, aby nie uszkodziły trokaru, a tym samym cennego surowca, a także pracowników. Do tego dochodzą lata w kompletnym bezruchu powodują deformacje kości – łap i kręgosłupa.
Niedźwiedzie poddaje się takim procedurom, bo wg tzw. chińskiej medycyny ludowej żółć niedźwiedzi to panaceum m.in. na bóle i zawroty głowy, hemoroidy, zapalenie gardła, krótkowzroczność, żółtaczkę i kaca. Ma podobno działanie również przeciwbólowe, przeciwzapalne, przeciwgorączkowe i przeciwpadaczkowe. Najgorsze jest to, że obecnie, w okresie pandemii, wielu lekarzy chińskich poleca żółć niedźwiedzi jako lekarstwo na koronawirusa. W efekcie zapotrzebowanie na specyfiki z niedźwiedzi rośnie i choć legalne fermy są zamykane, to kwitnie czarny rynek a zwierzęta coraz częściej znikają ze środowiska naturalnego.
– To jest okrutna ironia losu, że zwierzęta, które padły ofiarą nielegalnego handlu, cierpią powtórnie i to jeszcze bardziej. Może teraz, kiedy świat popadł w tarapaty z powodu nielegalnego handlu zwierzętami, ludzie się ockną, zaczną działać na szerszą skalę w obronie zwierząt, przyrody. Musimy uświadomić sobie, że to, co dzieje się w Chinach czy Laosie ma bezpośredni wpływ na nasze życie. To nie jest problem tylko Azji, czego dowodem jest obecna pandemia koronawizusa. Dlatego jestem całym sercem z wyzwaniem „Noc w klatce”, bo to odważna i kontrowersyjna akcja, która jednak powinna zwrócić uwagę na problem wykorzystywania zwierząt i konieczność natychmiastowej pomocy, a w dalszej perspektywie nacisków z całego świata na zmiany prawne w Azji, zwłaszcza w Chinach – mówi Anna Mękarska, prezes Fundacji DODO.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS