Zobacz cały Raport o stanie biznesu w czasie kryzysu epidemiologicznego.
Gwałtowne spadki ceny ropy na spółki branży paliwowej oddziałują różnie, w zależności od tego w którym miejscu cyklu się one znajdują. Najwięcej tracą wydobywcy, a najwięcej zyskują firmy sprzedające, które towar kupują taniej. I w tej sytuacji znajdują się polskie grupy paliwowe, gdzie właśnie przerób i sprzedaż ropy jest biznesem kluczowym. – Pośrednio, spadek cen ropy, jak zawsze jest dla nas w krótkim i średnim terminie korzystny (ze względu na sposób wyznaczania cen i czas reakcji). Wzrastają zarówno marże hurtowe, jak i detaliczne – wyjaśnia Adam Sikorski z Unimotu.
Niskie ceny polepszają także warunki produkcyjne – w marcu marża downstream w Orlenie wzrosła miesiąc do miesiąca z 9,8 do 15 dolarów na baryłce, czyli o ponad połowę (w pierwszym kwartale rok do roku wzrosła z 10 do 11,1 dolarów na baryłce). To przekłada się na wyższy o 21 proc. zysk na przerobie ropy – modelowa marża petrochemiczna grupy PKN wzrosła z 812 euro za tonę w lutym do 982 euro za tonę w marcu.
Obecny kryzys ma jednak swoją specyfikę. Wcześniej spadkom cen towarzyszyły duże zakupy na stacjach benzynowych. Tym razem jednak jest inaczej. Ryzyko epidemiologiczne spowodowało, że mniej samochodów przemieszcza się po kraju i znacznie spadł popyt na paliwa. Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych, poinformował 20 marca, że popyt na stacjach benzynowych spadł o połowę. Z danych GUS wynika jednak, że średnie spadki sprzedaży paliw, w marcu spadły 12,5 proc. względem wyniku z roku poprzedniego.
Zaczęły się też szybkie obniżki cen paliw na stacjach, bo zgodnie ze strategią kontrolowanych przez rząd spółek paliwowych, mają one dzielić się ze społeczeństwem niższymi cenami ropy – od początku marca do 25 kwietnia ceny detalicznej oleju napędowego spadły o 18,7 proc., a benzyny PB95 o 20 proc.
Trzeba brać przy pod uwagę fakt, że jednocześnie nastąpiło bardzo poważne osłabienie złotówki.
Stąd w Orlenie gwałtowne spadki cen ropy raczej dość istotnie uderzą w biznes spółki. W ciągu ostatnich kilkunastu lat mieliśmy dwa podobne załamania cen surowca – na początku 2009 roku i na początku 2016 roku. Wówczas spadki cen mocno podkopały najpierw przychody, a następnie też zyski spółki. Poza niższymi wpływami ze sprzedaży tańszego paliwa największy wpływ na spadki miała nowa wycena zapasów – w 2009 roku przy spadku EBIT na poziomie 885 mln zł jej ujemny wpływ wyniósł 572 mln zł, czyli więcej niż całe EBIT w pierwszym kwartale poprzedniego 2008 roku (565 mln zł).
W analogicznej sytuacji znalazł się wówczas Lotos, gdzie spadki sprzedaży były jeszcze większe, a za nimi przyszło gwałtowne pogorszenie się wyniku operacyjnego.
Jeszcze bardziej pesymistyczne przewidywania analitycy mają na ten rok. Zgodnie z oceną DM mBanku w przypadku Orlenu przychody spadną o 51 proc. (56,7 mld zł), a w Lotosie o 43 proc. (12,6 mld zł). Najpierw spółki paliwowe zostały wystawione na szok spowodowany epidemią i gwałtowny spadek aktywności klientów – analitycy DM mBanku szacują, że spadki sprzedaży paliw na stacjach w kwietniu i maju w optymistycznym wariancie sięgną 25 proc., dwa razy więcej niż w marcu, gdy stan klęski epidemiologicznej zaczął obowiązywa od połowy miesiąca. W dalszej kolejności koncerny paliwowe będą musiały się liczyć z funkcjonowaniem w dobie recesji – popyt na paliwa i petrochemię jest przecież mocno skorelowany z PKB. Analitycy DM mBanku zakładają, że Orlen nie będzie miał możliwości w pełni wykorzystać swoich mocy produkcyjnych. Konserwatywnie przyjmują, że spadek ich utylizacji sięgnie 15 proc. w petrochemii oraz 10 proc. w produkcji rafineryjnej – i to po uwzględnieniu stabilnego pierwszego kwartału. W podobnej sytuacji znalazł się Lotos, gdzie analitycy przewidują 10 proc. spadek wolumenu produkcyjnego w rafinerii.
Kryzys epidemiologiczny w istotny sposób uderzy też w rentowność sieci detalicznej – w Lotosie ubytek marży pozapaliwowej analitycy szacują na około 40 proc. Ostatecznie przewidują, że wszystkie te czynniki przełożą się na 55,7 proc. spadek EBITDA w Orlenie i jeszcze więcej, bo o 82,3 proc. spadek EBITDA w Lotosie. Spółka z Gdańska jest w o tyle trudniejszej sytuacji, że tu większy udział w biznesie mają projekty wydobywywcze. „Ubytek EBITDA w latach 2020-22 w stosunku do naszych poprzednich szacunków sięga średnio 0,67 mld PLN rocznie, co wynika z relatywnie wysokich jednostkowych kosztówn wydbycia na poziomie ~19 USD/boe”, piszą w raporcie analitycy DM mBanku.
Orlen nie oszczędza na inwestycjach
Ostatecznie zdaniem analityków obie firmy skończą rok ze stratą netto – większą w przypadku Lotosu (560,9 mln zł) i mniejszą w Orlenie (46,4 mln zł). Mimo tak nieciekawych perspektyw PKN czuje się jednak mocny finansowo. Ostatnio zarząd spółki nie tylko podwyższył cenę wezwania na akcje Energi o prawie 20 proc. – cała wartość wezwania to 3,5 mld zł, a podbitka cenowa zwiększyła tę kwotę o 0,2 mld zł – ale także zarekomendował wypłatę 1,28 mld zł zysku netto w formie dywidendy. A przed Orlenem przecież wciąż fuzja z Lotosem. – To nie pora i czas, żeby zmieniać plany inwestycyjne. Spółka, która ma bardzo niski stopień zadłużenia, dobre parametry finansowe, tym bardziej powinna w takim czasie inwestować. I powinna realizować plany akwizycyjne. Myślę choćby o fuzji z Lotosem. Liczę, że w czerwcu otrzymamy decyzję Komisji Europejskiej – wskazał prezes PKN Orlen Daniel Obajtek.
Kryzys epidemiologiczny zmienił za to plany inwestycyjne Lotosu: „w rezultacie pandemii wirusa SARS-CoV-2 pojawiły się okoliczności, które uniemożliwiają rozpoczęcie wydobycia ze złoża YME w dotychczas komunikowanym terminie, tj. 4 kwartale 2020 roku. Czas trwania przebudowy platformy „Maersk Inspirer” (‘Platforma’), która zgodnie z Planem Zagospodarowania Złoża będzie służyła wydobyciu węglowodorów na YME ulegnie istotnemu wydłużeniu w następstwie zarządzenia władz norweskich, które skutkuje koniecznością rezygnacji z pracowników pochodzących spoza Norwegii”.
Lotos szacuje więc rozpoczęcie wydobycia ropy naftowej ze złoża YME na 4 kw. 2021 roku.
Energetyka pod niewielką presją epidemii
Energetyka to branża znacznie bardziej stabilna niż sektor paliwowy, jednak i tu – głównie za sprawą wyłączeń w przemyśle – odnotowano spadki zużycia mocy. Ich skala nie jest jednak na razie znana. – W I kwartale, a szczególnie w marcu, od momentu ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego, a potem epidemii, borykamy się ze znaczącym spadkiem zużycia energii – poinformował podczas wideokonferencji Paweł Strączyński, wiceprezes PGE ds. finansowych. Zauważył przy tym, że w krajach, które opublikowały odpowiednie statystyki (Niemcy, Włochy, Hiszpania), od momentu ogłoszenia stanów zagrożenia czy wprowadzenia obostrzeń związanych z walką z koronawirusem, zużycie spadło między 10 a 20 proc.
Takie liczby w Polsce jeszcze jednak nie padają. Szef biura analiz rynku energii w Tauronie Sebastian Gola zapowiedział, że spadek zużycia energii elektrycznej w Polsce w całym 2020 roku może być większy niż 1 proc., zaznaczając, że trudno jest w tej chwili oszacować precyzyjnie wpływ epidemii koronawirusa na skalę spowolnienia gospodarczego.
– Jeśli popatrzymy na dane, które są publikowane przez operatora za pierwsze dwa miesiące, to obserwujemy spadki zapotrzebowania. Gdyby oczyścić je o rok przestępny (jeden dzień więcej w lutym w tym roku) to zapotrzebowanie względem zeszłego roku już w dwóch pierwszych miesiącach zmniejszyło się o około 3 proc. Odczyty, które pojawiają się za marzec wskazują na kontynuację tego trendu. Należy więc się spodziewać, że ten rok będzie podobny do roku poprzedniego i spadek zużycia energii elektrycznej powinien się nieco pogłębić w stosunku do 2019 roku, kiedy odnotowaliśmy spadek o niespełna 1 proc. – powiedział Sebastian Gola podczas wideokonferencji prasowej Tauronu. Dodał, że pierwsze tygodnie marca pokazały spadki w poszczególnych grupach taryfowych od kilku do kilkunastu procent. Trudno jednak jednoznacznie oszacować, jaki wpływ na ten spadek miała sama pandemia, a jaki np. wysokie jak na tę porę roku temperatury.
Koronawirus większy wpływ miał na rynki energetyczne. Panika przeniosła się tu z rynków kapitałowych, doszło do gwałtownego spadku cen uprawnień do emisji CO2 i następującego za tym spadku cen energii elektrycznej na rynkach hurtowych.
W konsekwencji PGE spodziewa się spadku EBITDA w 2020 roku w segmentach energetyki konwencjonalnej, ciepłownictwa oraz obrotu i oczekuje stabilnych wyników w obszarze dystrybucji (na wynik OZE wpływ będą miały także warunki pogodowe) – taką informację przekazał wiceprezes PGE Paweł Strączyński.
Po słabych wynikach PGE będzie się odchudzać
Sytuacja spółek energetycznych jest jednak o tyle trudna, że ich kondycja finansowa nie należy do najlepszych. Zarówno Tauron jak i PGE zakończyły ubiegły rok stratami. Szczególnie źle wygląda wynik PGE, gdzie strata netto na koniec 2019 roku sięgnęła 3,96 mld zł. Stąd spółka przeprowadziła przegląd inwestycji i aktywów, z myślą o zamknięciu tych niestrategicznych.
– Plany optymalizacji i racjonalizacji działań mieliśmy już przed pandemią COVID-19, znając wyniki finansowe grupy PGE za rok 2019, ale teraz, w obliczu zaistniałych okoliczności, tym bardziej musimy rozważnie gospodarować naszymi zasobami. Postanowiliśmy akumulować gotówkę i w przyszłości, po ustabilizowaniu sytuacji gospodarczej, rozsądnie ją inwestować zwiększając przewagę konkurencyjną – powiedział prezes Wojciech Dąbrowski, który wraz z zarządem podjął podjął decyzję o rezygnacji z kilkudziesięciu projektów, m.in. w obszarach:
- Badań i Rozwoju (m.in. projekty oparte o sztuczną inteligencję),
- ICT (m.in. udział zewnętrznych podmiotów IT w realizowanych projektach)
- inwestycji (zrezygnowano m.in. z rozwoju niektórych projektów opartych o węgiel, oraz niskomarżowych projektów kogeneracyjnych).
Spółka poinformowała, że planowane wydatki na te projekty w 2020 r. wynosiły blisko 200 mln zł, a skumulowane oszczędności w związku z ich za … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS