Przez lata wskazywałem, że “święta majowe”, 1-3 maja, są idealną okazją, by Polacy różnych orientacji ideowych mieli okazję do “spotkania” i wzajemnego uznania wkładu różnych idei w odzyskanie niepodległości i odbudowę państwa polskiego. Odwoływałem się do wielkich postaci wielu obozów politycznych i ich dokonań, odwoływałem się do wspólnego dla wielu dziedzictwa “Solidarności”. Już mi się nie chce.
Tę swą myśl na FB zilustrowałem plakatem Komitetu Strajkowego Hutników „Solidarności” z cytatem Miłosza wpisanym w kontury Polski: Był raz sobie kraj / a w kraju żyta szerokie szumiały / szumiały żyta, szumiały i szły / krajem pociągi pełne bochnów chleba / nad pociągami srebrny grał skowronek… / Dalej nie umiem.
Nie do końca wiem, w jakich emocjach Czesław Miłosz pisał ten wiersz, ale odczuwam w nim pewnego rodzaju zmęczenie Polską.
Odczuwam i ja, choć pewnie u mnie jest to rozczarowanie stanem emocji polskiego społeczeństwa. Okazuje się bowiem, że bardzo łatwo dajemy sobą manipulować, pozwalamy emocjom sięgać zenitu nawet w błahych sprawach, a poza tym coraz mniej znajdujemy w sobie tego, co jest wspólne dla wszystkich.
Wspólnota wyparowuje nam na naszych oczach, emocje już dawno wypełzły poza politykę. Weszły do życia codziennego, konsekwentnie dzieląc Polskę na dwa całkowicie odrębne światy.
Nie działa dziś dziedzictwo Sierpnia’80, jedno z ostatnich wspólnotowych przeżyć w Polsce. Nie działa dziedzictwo Jana Pawła II, papieża Polaka wychwalanego za życia, zapomnianego po śmierci. Katastrofa smoleńska, wspólnotowa przez chwilę, rozsadziła Polskę na dobre.
Coraz mniej mamy takich momentów w polskiej historii, wokół których możnaby zbudować wspólnotową narrację – tu każdy znajdzie swój punkt widzenia i zaskakująco sprawnie nastroi na współczesną nutę politycznych podziałów.
Pandemia koronawirusa miała odrodzić międzyludzką solidarność – za serce chwytały informacje o wolontariuszach dowożących żywność dla osób starszych, o wspieraniu najbiedniejszych, o policjantach tańczących na ulicy dla zamkniętych w kwarantannie dzieci.
To prawda. Tak było i tak jeszcze bywa, ale myślę, że prawdziwy sprawdzian z tej solidarności i wspólnotowości to my będziemy zdawać w momencie ponownego „otwierania” Polski i odblokowywania gospodarki, gdy już „wszystko będzie wolno”.
Gdy widzę, jak pod pocztą wybucha karczemna awantura, bo ktoś wpuścił kogoś do kolejki; gdy słyszę, jak inny wyklina najgorszymi przekleństwami sprzedawczynię, że po 10.00 (do 12.00) nie wejdzie do sklepu, bo jest za młody, to zaczynam mieć obawy, że tak będzie coraz częściej.
Gdy słyszę i czytam, że lekarze, pielęgniarki i sanitariusze są straszeni przez swoich sąsiadów, którzy żądają od nich, by się wyprowadzili, bo „na pewno zarażają”, albo gdy się dowiaduję, że sąsiedzi podpalają im drzwi od mieszkania, to mam pewność, że Polacy przestają już być wspólnotą. A może już dawno przestali nią być, ale teraz to ostentacyjnie pokazują?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS