W polskiej polityce znaleźliśmy się na ostrym zakręcie, z którego nie wiadomo czy wyjdziemy cało, czy nasz samochód nie wypadnie z jezdni i nie rozbije się o przydrożne drzewo. Bój toczy się o wybory prezydenckie, czy w ogóle mają być, a jeśli mają to kiedy. Od wielu tygodni mamy de facto trzy strony sporu – po jednej obóz PiS zdeterminowany do przeprowadzenia głosowania za wszelką cenę, z drugiej rozbita opozycja z jąkającą się Kidawą, płaczącym albo piskliwie krzyczącym maturzystą i niedoszłym dominikaninem Hołownią oraz tygryskiem Kosiniakiem. O reszcie nie warto nawet wspomnieć. Jest i trzeci gracz, czyli Jarosław Gowin z częścią swojego środowiska politycznego. Każda z tych grup mocno okopała się na swoich pozycjach i ani myśli o kompromisie czy wypracowaniu konstruktywnego rozwiązania.
Sytuacja po stronie opozycyjnej nie jest przedmiotem mojego zainteresowania. Panujący tam chaos, wzajemne podkopywanie swojej pozycji oraz intelektualna mizeria całej tej zbieraniny, nie zasługuje na jakiekolwiek zawracanie sobie nią głowy. Niemniej jednak szokiem jest dla mnie dno, w które od sporu pukają opozycyjni kandydaci na najwyższy urząd w państwie. Największe z ugrupowań opozycyjnych potrafiło wydać z siebie kandydatkę, która nawet z kartki nie umie przeczytać poprawnie jednego zdania. Kolejny pretendent na przemian albo piszczy krzycząc głosem sprzed mutacji albo płacze wzruszony czytaniem Konstytucji; szczytem jego osiągnięć był rozrywkowy program w telewizji i jeżdżenie z rekolekcjami po kościołach. Dziś zdążył sprzedać swoją wiarę w zamian za lajki na Facebooku, ale za to dorobił się wyznawców doznających orgazmu po jego wykutych na pamięć sloganach, podpowiedzianych przez suflerów Donalda Tuska. Następny to chłopo-rolnik zwany także Tygryskiem, udający opozycję do byłego koalicjanta. Kolejny to mistrz mowy polskiej który zamiast żony ma męża pełniącego funkcję żony, męczennik sprawy homoseksualnej i gorliwy dyskutant o aborcji (może kiedyś zrobi sobie z kolegą dziecko i zgarnie milion dolarów). Jak widać to stado baranów, bez żadnego całościowego pomysłu na cokolwiek, połączeni wspólnym hasłem “NIE dla PiS”.
Skupiam swoją uwagę po stronie Zjednoczonej Prawicy – przez ostanie 5 lat przy rozmaitych zawirowaniach dokonała wielu ważnych i potrzebnych zmian. Dziś wydaje się, że obóz ten doszedł do ściany i to z błahego powodu, jakim jest termin wyborów. Całkiem realna jest perspektywa przedterminowych wyborów parlamentarnych i rządu mniejszościowego. To wprost niebywałe, że kilku polityków: Gowin, Kaczyński, Duda, Morawiecki, Ziobro nie potrafią usiąść w jednym pomieszczeniu i po prostu uzgodnić wspólnego stanowiska. Wolą rozmawiać ze sobą przez media, co jest żenujące dla ich elektoratu i do ostatniej minuty liczyć głosy, zamiast wypracować wspólne stanowisko. Jeśli pojutrze okaże się że koalicja się rozpadła, to widać obecnie rządzący nie mają żadnego pojęcia o dobru Ojczyzny; wolą zniszczyć własny dorobek i doprowadzić do utraty urzędu prezydenta a zapewne i władzy rządzenia; wolą oddać Polskę w ręce jąkały, płaczliwego maturzysty, tygryska i nażelowanej cioty. Jeśli Zjednoczona Prawica pojutrze się rozpadnie, to znaczy że nie zasługuje na rządzenie naszym krajem i to niezależnie od tego, kto będzie winny. Polityka to sztuka kompromisu, rozmowy, dbania o rozwój państwa.
Dlatego apeluję do przywódców Zjednoczonej Prawicy – jeszcze macie czas, usiądźcie do stołu i rozmawiajcie. Pokażcie się w czwartek 7 maja z jedną wspólną propozycją, zaskoczcie pozytywnie Waszych wyborców i pogońcie żałosną opozycję. Jeśli nie umiecie się porozumieć, jeśli wolicie ryzykować utratę rządów, to spadajcie na śmietnik historii, bo nie jesteście nic warci.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS